sobota, 1 grudnia 2012

Dziecko światłowodu

Zastanawialiście się, kiedyś gdzie jest granica pomiędzy częstym korzystaniem z internetu, a uzależnieniem? Jest ona bardzo cienka i sama nie wiem, czy już nie stoję gdzieś zdrowo poza nią. 

Skończył mi się limit, raz, drugi -> to wiecie. Nie mogłam, ani Was poczytać, ani poskarżyć się na blogu. Myślę sobie: ok to jest zachcianka, a nie potrzeba, urlop się przyda. Mam też jedną grę online, w którą namiętnie gram ze swoim Miśkiem. Rywalizacja sprawia, że skoro chcę dogonić jego tam lvl (zaczynał wcześniej), boleję nad każdym straconym dniem. Nie zajmuje ona dużo czasu, w zasadzie z godzinę dziennie? Może mniej, ale jak mnie raz dziennie nie ma, tracę punkty, była więc to główna strona, którą próbowałam załadować. Tak czy siak mimo posiadania tam znajomych, rywalizacji, uznałam, że to także zachcianka i zmartwiły mnie desperackie próby dostania się tam.


Internet jest straszną pułapką, jednak dopiero wtedy, gdy zaczyna być naprawdę potrzebny. Bo jeśli serio nie można zrobić tego co jest konieczne, człowiek wpada w panikę i internetu będzie poszukiwał, żądał i korzystał. Do czego Wam on służy? Mnie do najwazniejszych w moim życiu spraw:

-> rejestracji na zajęcia i na studia i w szkole językowej
-> sprawdzenie tematyki zajęć, sylabusy, planu zajęć
-> pisaniu podań
-> robieniu opłat
-> szukaniu pracy
-> kontaktu z moim tutorem i wykładowcami
-> odrabianiu zajęć, bo mam przedmioty, które odbywają się ONLINE

I nawet, jakby była uzależniona, nie mogę wziąć od nich odwyku.

Zajęcia próbowałam odrobić na telefonie, a brak transferu zagłuszyć grami, bo oprócz tego, że jest on mi potrzebny, jest największą i najlepszą dla mnie rozrywką, co potwierdziły sklepowe gry, które po instalacji krzyczały, że wymagane jest stałe łącze... Mam też swoje 2 seriale, które lubię oglądać i często nie mając czasu obejrzeć w TV, zabijałam transfer, próbą odtworzenia faktów w operze mydlanej... Nie mówiąc już o tym, że w nocy, przed spaniem, lubię puścić sobie jakiś mocny film, horror, thriller, czy jakiś psychologiczny. Czułam się, jak dziad blokując łącza publiczne, czy Miśka, aby naściągać se filmów na zapas...


Na wtorek zamówiłam instalację internetu stacjonarnego. Moja ciocia oczywiście się fochnęła, bo jak to, mam w komórce, mam blueconnect i to z dwoma modemami, a ja tylko chcę więcej i więcej i to jeszcze z taką opłatą. Faktycznie nie jest mi ona na rękę, ale wydawało mi się zrozumiałe, że nie chcę więcej sytuacji, kiedy transfer się kończy, a ja nie mogę NIC, i nie chcę więcej liczyć ile mają aktualizacje do kompa, ile odcinek mojego serialu, czy strony z obrazkami do bloga to będzie już przeciążenie transferu czy jeszcze nie? Wiele linków do utube omijam z daleka, jak chodze po Waszych stronach i było tam multum animacji, czy jeszcze dodatkowo muzyka, zaczynałam się martwić (korzystajcie, więc rozsądnie, bo wiele jest takich jak ja ;P). Jednakże reakcja ciotki kazała mi się poważnie zastanowić.

Czy potrzebuję filmów, seriali, gier, tak mocno, że muszę mieć net stacjonarny? Nie, a na pewno mogłabym się wstrzymać, aż skończy mi się umowa na blueconnect i zostawić net jedynie w telefonie. Być może podjęłam decyzję "na już", ze względu na inne zależności - ciocię. O takowy internet walczę z nią od niepamiętnych czasów. Wolała jednak dobrać modem z netbookiem, jako prezent urodzinowy dla mnie, który do teraz mi wypominała, jako argument na nie, stałemu internetowi. A niby to prezent...


Dwa miesiące temu, pojawiło się "przemyślę", bo myślała żeby wziąć to w pakiecie z telewizją (nie mamy jeszcze cyfrowej). Od tego "przemyślę", ani razu nie usiadła i nie porozmawiała ze mną o tym, jakie oferty, ile ja się dołożę, jakie ona ma warunki. Wspominała coś czasem, jakby było to jej manipulacyjną grą, abym działała, jak najlepiej. Jak posprzątałam dom lepiej, była bardziej na tak, jak nie wyniosłam śmieci, już była przeciwko. Bawiłam się w tą jej grę, bo myślałam, że też potrzebna jest umowa o pracę, aby założyć takie cudo. Matka próbowała mi pomóc, mówiła o świątecznych promocjach, że teraz się opłaca. Ciocia jednak kazała się jej nie wpierdalać (dosłownie) i tyle. Postanowiła też wziąć dekoder do telewizji. Dałam jej, więc propozycję: ja kupię dekoder, a ona tyle, co dopłacała za upc, będzie mi dopłacać, do neta, i będziemy mieć go obie. Na kolejny miesiąc zamilkła, godząc się na to, po czym wyjechała, że ona jest pod presją, i ona tak nie chce, ona ma ważniejsze sprawy niż jakiś tam internet, a ja jak mam za dużo kasy mogłabym się bardziej dokładać do mieszkania....

Zwaliło mnie trochę z nóg... Opłaty wszystkie robię swoje i wychodzi ich tak ok 1200, nie zarabiam regularnie, ale kupię se zawsze jakieś żarcie, z którego i ona korzysta. Niedawno już ją z czegoś odciążyłam, bo jeszcze nim dostałam pierwszą wypłatę zażądała, abym coś tam kupiła. Ledwie wyszłam z długów i myślałam już, że jak będę brała nieco więcej zleceń, to będzie mnie stać w końcu na to, czego ja potrzebuję, czy, że mogę coś sobie w końcu kupić, ale widać nie... Aż strach pomyśleć, co powie wiedząc, że odkładam na jakieś autko....

Dopiero matka zdobyła informacje i mnie uświadomiła, że żadna umowa o pracę nie jest potrzebna, i mogę to załatwić sama. Ciotka nico zmiękła, bo już nic zrobić nie mogła iiii.... zadzwoniła do matki, aby ją ochrzanić, że mnie uświadomiła... Była strasznie niezadowolona, że mogę coś zrobić bez niej. Dopiero ten krok mnie faktycznie przeraził... jakby moja ciocia naprawdę chciała mieć nade mną pełną kontrolę, a mi nic nie było wolno... Brrrr...

Tak czy siak z netem muszę być ostrożna, bo serio nie wiem, co jest już mile spędzonym czasem wolnym, a co uzależnieniem. Czy dopóki wypełniam wszystkie swoje obowiązki, to mogę siedzieć ile dusza zapragnie? Nie wiem i mam nadzieję nawet nie sprawdzać - przede mną weekend z ukochanym ;)


A Wy, jak to czujecie? Martwicie się już o siebie, czy jeszcze widzicie w domu inne rozrywki, niż siedzenie przed kompem?

23 komentarze:

  1. U mnie to raczej bardzo skomplikowana sprawa. Potrzebuję internet do zapoznawania nowych ludzi, do rozmów z nimi, grania razem w jakąś grę, do flirtowania i takie tam, albo bynajmniej do zabicia czasu siedząc sobie i skrobiąc z kimś coś. Czasami jak kogoś poznam, porozmawiamy sobie na skypie pijąc przy tym kawę czy coś, przez kamerkę rozmawiając albo po prostu przez mikrofon. Ach i uprzedzę: proszę, nie pytaj mnie czegoś takiego jak "czemu nie wyjdziesz do ludzi? Nie masz kumpli z którymi mógł byś się spotkać?" Odpowied brzmi NIE, NIE MAM. A czemu nie wychodzę do ludzi? Otóż w przeszłości zostałem psychicznie zmasakrowany i to do tego stopnia, że ja się po prostu ludzi bardzo boję. Boję się nowych znajomości na żywo, w realu, boję się że to się powtórzy co stało się kiedyś. Przez internet jednak nie muszę nikomu patrzeć w oczy, mogę swobodnie rozmawiać, zapoznawać ich a jeśli zasłużą na moje zaufanie, jak już ich dobrze poznam, wtedy próbuję tą znajomość przenieść do realu, spotkać się, poznać na żywo. Internet jest mi potrzebny do udziału w życiu towarzyskim, takim na towarzyskim na swój sposób a brak internetu zniszczył by mnie kompletnie...

    JESTEŚMY TAK SKONSTRUOWANI, ZE NIE POTRAFIMY ŻYĆ SAMI

    ...czy jakoś tak to przysłowie szło. Wiesz, teraz jednak mój gadulec od wielu dni nie brzdęknął bo wszyscy których tak bardzo lubiłem oraz zaufałem odeszli. To bardzo boli, ale jak by mi całkowicie internet odcięli, to na prawde była by katastrofa

    PS. Co do Twojej propozycji: Informatykiem mogę u Ciebie być tak na etacie ale mi też nie zawsze wszystko wychodzi. Jak by co jebło przy mojej pracy to zwalę wszystko na Ciebie, wymyślę coś że zaraziłaś mnie, Twoja aura przelazła na mnie czy coś, tam sie coś wymyśli ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zadaję sobie wielokrotnie to pytanie, czy to już uzależnienie, czy jeszcze nie. Ale, podobnie jak Ty, uświadamiam sobie, że wiele spraw, np. związanych ze szkołą sprawdzę czy załatwię tylko przez internet. Zresztą, skąd brałabym wieści o żużlowych transferach, skoro sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie i gazety nie nadążają? Niestety, żyjemy w takich czasach, że bez internetu żyć się nie da.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mam stacjonarny, i nie jestem raczej uzależniona. Wchodzę na blogi fb, korzystam często przy robieniu zadań, przygotowywaniu się do lekcji. Dało by się żyć bez, ale po co skoro można łatwiej. Trzymam za ciebie kciuki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja zdecydowanie uzależniona jestem i przyznaje się bez bicia ^ ^ Jednak czasem zdarzy mi się odejść od kompa dobrowolnie, zwykle na rzecz książki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja jak mam mozliwosc wejscia na internet to z tego korzystam
    gry i inne tego typu rozrywki mnie nie bawia
    wchodze jedynie na fejsa i bloga
    sporadycznie na nk zobaczyc czy cos tam sie dzieje ale w zasadzie tam sie juz nic nie dzieje
    demoty, kwejk i inne tego typu glupoty
    nie rozpaczam jak nie mam dostepu do internetu
    jedynie po dluzszej przerwie jest problem z nadrobieniem zaleglosci gdy sie okazuje ze na poczcie mam 300 nieprzeczytanych wiadomosci :/

    OdpowiedzUsuń
  6. ja mogę się przyznać z reką na sercu, że jestem uzalezniona.. :( ale co zrobisz, jak tak jak napisałaś wszystko nawet sprawy związane z nauką trzeba załatwiać przez internet? takie są teraz czasy

    OdpowiedzUsuń
  7. Niepokoi mnie ta Twoja ciotka... Ma zadatki na despotkę, a część jej działań podciągnęłabym nawet pod przemoc psychiczną. Nie myślałaś o tym, żeby już lepiej wynająć z kimś mieszkanko na pół (a nawet na troje)? Wiem, że nie masz stałego źródła dochodu, ale jak i tu płacisz (i to sporo), to może to byłaby dla Ciebie bardziej komfortowa sytuacja.

    Jestem uzależniona i się do tego przyznaję. Czasem siedzę do 3-4 i właściwie nie wiem, co robię. A latem, jak odświeżaliśmy sobie z Lubym Herosów IV, to na multiplayerze spędzaliśmy po naście godzin, z krótkimi przerwami na jedzenie i łazienkę. A najgłupsze jest to, że mam wrażenie, że świat się zawali, jeśli przez dzień nie sprawdzę bloga/face/poczty/kwejka/9gaga i wielu wielu innych. Chyba pora na odwyk...

    OdpowiedzUsuń
  8. Internet...hmmm...w pracy nie wyobrażam sobie bez niego życia. Jestem w firmie od 9do 19, bez komputera dostawałam na głowę i teraz dziękuję za to, że mogę z niego korzystać
    Mimo wszystko wiem, że często marnuję czas, na gry, na Facebooka, zbyt długie leżakowanie na blogu - cóż, jestem podatna ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Odkąd zapisałam się do biblioteki, czytam, poza tym jest nauka, komputer i internet trochę mi obrzydły..:P

    OdpowiedzUsuń
  10. Też się czasem zastanawiam, czy to już uzależnienie, czy jeszcze nie. Za to raz na miesiąc staram się zniknąć z netu na dzień do trzech i uprzedzam wtedy: nie ma mnie, na maile odpiszę później :)
    Chociaż ostatnio ograniczam fejsową aktywność, bo za dużo mi to czasu zjada...
    Poza tym blog i maile, czasem coś poza tym ale niewiele.

    A odnośnie Anonimów... Wiesz, nie boję się krytycznych komentarzy. Tylko wkurza mnie podejście: a, napiszę, że jesteś be, okropnie piszesz i w ogóle, ale się nawet nie podpiszę, masz i nie będziemy rozmawiać.

    Inna bajka, że Anonim z mojego bloga to ktoś, kto z jednej strony chce pogadać a z drugiej bardzo się boi, więc zamiast szczerości funduje mi na przemian miłe, ciepłe słowa i podsycanie moich lęków, obaw, bo jak się wydaje, obie znamy tego samego człowieka z którym i mnie i ją łączyły dość intensywne i burzliwe relacje. Tzn. ją zapewne łączą, ja to mam za sobą.

    Kiedy więc po raz kolejny lubując się w tym, co dla mnie jest przeszłością, napisała kolejny komentarz pod moim postem, spytałam, czy możemy pogadać niekoniecznie na blogu, dla wszystkich widocznym. Nie. Więc nie.

    Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale czasem serio nie wiem co z tym zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie to już jest typowe uzależnienie. Na przykład teraz, obiad mi się przypala, bo ja wolę skończyć pisać komentarz u ciebie niż zamieszać na patelni :D
    A tak po za tym, to gram i robię zakupy czy przelewy przen neta :) No i filmy oglądam. Mam neostradę, więc bez ograniczeń. Miałam blueconnecta, ale byłam nim załamana :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Naprawdę, to wszystko Ci się przydarzyło? Hmmm, to już rozumiem, że wolisz nudę:) Nie zgadzam się z moim ojcem, który mówi, że może być w życiu nuda, byle nie działo się nic złego. Nie, ja nie chcę nudy bezwarunkowo! Mam jej już dość i zastanawiam się, jak ją przerwać, ale brak mi pomysłu.
    Co do mojej pasji, jest mocno sezonowa, więc teraz, zimą, dzieje się niewiele. Nawet doniesienia transferowe w internecie, co pięć minut inne, nie są takie ciekawe. A ileż można w kółko oglądać stare mecze?... Zimą nawet moja pasja ode mnie ucieka:(
    Tak w ogóle, dziękuję za komentarz. Zaglądam często, tylko nie zawsze jest okazja skomentować...
    Miłego dnia, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dawniej bez internetu i bez komputera się żyło. Teraz jeśli to jest to się używa. Ja w sumie z nudy włączam juz tego kompa choć nie jest najważniejszą rzeczą w moim życiu, bez tego da sie żyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. ja jestem uzależniona i nie kryję się z tym. nie mam innego zajęcia, więc zawsze kiedy się nudzę to odpalam komputer. tylko to nie jest tak, że nie potrafię bez niego żyć. po prostu jeżeli mam inne zajęcie to całkowicie o nim zapominam. a zazwyczaj po prostu się nudzę.

    OdpowiedzUsuń
  15. OO ja od czasu do czasu próbuje sobie zrobić dzień bez internetu ;P

    OdpowiedzUsuń
  16. w sumie fakt... nie warto straszyć, ale pos tmiał być czysto humorystyczny, a ze ja mam całkowicie inne poczucie humoru niż cała reszta to no... nie wyszedł mi :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja bez internetu wytrzymuję jak mam jakieś inne zajęcie, np. wyjazd. Ale tak jak siedzę w domu to koniecznie muszę wejść chociaż na chwilkę :D

    OdpowiedzUsuń
  18. ja osobiście we wschody i zachody słońca mogłabym się wpatrywać godzinami. najlepiej na żywo, szkoda że trwają tak krótko.

    OdpowiedzUsuń
  19. ja to chyba jestem uzależniona :P gdy nie ma neta to wariuję :D
    ale szczerze to potrafię bez niego żyć, wystarczy nie włączać kompa, tylko gdy jak już się go włączy, to bez neta jakoś mało przydatny, więc wtedy się denerwuje, że go nie mam jak nie mam, bo zazwyczaj mam wtedy do zrobienia tysiąc spraw.
    No i w ogóle, nam zabraniasz wstawiać obrazki, a Ty co? aż 4 wstawiłaś! :P

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja jestem uzależniona od Internetu :) na szczęście nie aż tak, żebym nie potrafiła zająć się czymś innym, czy nie ruszyć się z domu, bo muszę grać czy sprawić FB. Są dni, kiedy nie włączam komputera, ale to wtedy kiedy nie mam czasu pomyśleć o tym. Koniec końców - jestem uzależniona, tak.

    OdpowiedzUsuń
  21. haha może być, ale raczej nie skorzystam z takiej postaci książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Hmm ja chyba uzależniona nie jestem. Ostatnio mam mniejszy dostęp do komputera i internetu i wcale z tego powodu nie cierpię. Jednak był w moim, życiu taki moment, że faktycznie jak nie miałam dostępu do internetu to zła chodziłam, na wszystkich warczałam, jakby byli winni ...

    OdpowiedzUsuń