Zaskoczyło mnie, że mam aż tak wiernych czytelników no, no Kochani zachęciliście, by trochę poistnieć jeszcze tutaj.
Na razie pewnie i tak przeżywamy to samo co Wy - przygotowania świąteczne. W piątek jadę w góry, bo z matką nie pogodziłam się. Stwierdziłam, że nie uwierzę w ten jej powrót dopóki nie dorośnie, nie nauczy się utrzymywać i pracować ponad rok w jednym miejscu. Umówmy się mnie podrzuciła zaraz po porodzie babci, swojego psa podrzucała do schronisk, kota zostawiała ze swoim facetem albo nam, a do prac chodziła krócej, niż ich szukała. Wierzę, że mnie kocha, że to dla niej trudne, bo ma problemy, alkoholizm to nie przelewki no, ale w jej długotrwałą przemianę już nie. Nigdy nie była odpowiedzialna, znikała zawsze, kiedy coś jej nie pasowało i zlewała wszystkich, więc teraz mi trzeba czegoś więcej. Choć tęsknię. Wyjazd wiąże się też z tym, że świąt nie spędzę z moim Kochaniem :(. Standardowo pracuje. Jak świętowaliśmy tutaj to chociaż wpadał posiedzieć ze służbowym laptopem, ale tak no to cóż... To już nie będą piękne święta, choć z radością pakuję kolejne podarki dla bliskich.
Pocieszam się faktem, że jak większość z Was wie, on jest prawosławny i ponownie zaprosił mnie na swoje święta 6 stycznia, lecz mimo że lubię ten czas, bo mam go całego dla siebie, a jego rodzice są nieziemscy (Pijemy razem, gramy w karty, żartujemy, bawimy się), to jakoś te drugie święta nie mają dla mnie żadnej magii. Sama nie wiem co to za dziwne uczucie zawsze ogarnia mnie w Wigilię, ale mam wrażenie,że jestem tam gdzie powinnam być, że to miejsce jest piękne, ludzie życzliwi, nagle wszystko zaczyna się doceniać i osiągam taki dziwny spokój i radość. Śmieszne bo jestem ateistką i podchodzę do tego bardziej z dystansem, jak do polskiej tradycji bardziej. Z kolei mój A. mówi, że nie czuje nic specjalnego. Ot żarcia więcej postawią... Ja się już miesiąc wcześniej cieszę, zastanawiam się co komu dać, śpiewam kolędy, wyglądam śniegu, choć zdecydowanie natura mogłaby wymyślać jakiś, który by się utrzymywał w temp powyżej zera. Może dlatego, że wciąż gdzieś tam we mnie mieszka dziecko, które cieszy się byle czym.A jak to z Wami jest?
Tymczasem jeszcze przeżywam swoją metamorfozę. O takie włoski mi ścięli:
Ale wyszło naprawdę fajnie, więc nie żałuję :) A skoro styczeń zaczynam publikacją w czasopiśmie to może mnie to zmotywuje by wystartować w przyszłym roku z większą werwą i coś w swoim życiu zmienić bardziej na stałe, by się bardziej zadowolić?
Na koniec życzę Wam Wesolutkich Świąt, by każdego z Was ogarnęła taka magia, jak mnie i każdy z Was spędził te święta z tym, kim chce. Odezwę się jakoś po ;)