Zacznę od problemów technicznych. Aby skomentować u mnie notkę wystarczy zjechać na koniec posta, kliknąć w liczbę komentarzy i rozwiną się tam komentarze, a na ich końcu pole do wpisania nowego. Jeśli nie widzicie liczby komentarzy - odświeżcie stronę, bo czasem się może zaciąć ;).
Powiem Wam, że śmiać mi się chciało czytając komentarze o zazdrości a propos mojej podróży. Nie żeby było źle, bo w zasadzie bez snu człowiek chodzi codziennie, jakby nawalony i śmiało można, by pomyśleć, że nam czeski alkohol zaszkodził, no ale to nie to, tylko nasza ukochana firma.
Oczywiście byłam zachwycona pierwszym hotelem, gdzie dostałam nawet kapcioszki <3, a wifi śmignęło mi większość upatrzonych filmów przez noc. Pierwsza inwentaryzacja też była całkiem sympatyczna, choć po niej do każdego już mówiłam po angielsku. Mimo to poszło szybko, sprawnie i przyjemnie, ja się sprawdziłam i poznałam super ludzi. Byłam nieco zawiedziona, gdy co godzinę w nocy, ktoś właził i zmieniał plany, co do wyjazdu, a potem, jak moje współlokatorki budziły mnie i się pytały, która zmiana planów jest prawdziwa, a która im się tylko przyśniła. Byłyśmy w innych drużynach, więc ja chciałam się jedynie wyspać, wiedząc, że czeka mnie dzień wolny. O naiwności! Kiedy dziewczyny były już gotowe wlazł ktoś, obudził mnie, bo ja przecież za kwadrans wyjeżdżam. Spojrzałam w lustro, na swoją pidżamę i na niespakowaną walizkę, zastanawiając się, gdzie jest haczyk. Po 10 godzinnej podróży do Liberca, 10 godzinnej pracy, którą skończyłam o 3 rano, miło by było w dzień wolny nie wyjeżdżać przed dziewiątą. No i jakby nie patrzeć, widziałam jedynie sklep i hotel, nic poza tym, a chciałam zwiedzać! Heh, wiecie, jak sobie wyrzucałam, że śmiałam wtedy narzekać?
Jakimś cudem się spakowałam i kolejne 3 godziny drzemałam w aucie, by w Znojmo obudzić się z jako taką chęcią zwiedzania. Część grupy wróciła się na jeden dzień do Polski, i dopiero następnego dnia, całą grupą w Znojmo, mieliśmy mieć kolejną inwentaryzację. W mieście odkryłam kilka fajnych miejsc, jak i fakt, że żołądkówka jeszcze nie odpuszcza, a ponieważ, jedliśmy tylko śniadania (jak ktoś nie sprzątnął za dużo wcześniej) i obiady. Przy wielogodzinnej, fizycznej pracy, byłam po prostu koszmarnie głodna.
Kolejne zlecenie było koszmarne. Ogromniasty magazyn, który musieli liczyć wszyscy, całkowicie mnie zniechęcił, a jeszcze ktoś mądry odstraszył operatów, żartując sobie, że będą do 7 rano z nami siedzieć, więc w zasadzie wszyscy sobie poszli i liczyliśmy większość sami. Po 13 godzinach przerzucania kartonów i skakania po stołkach, zapomniałam co to dzień wolny i... zjadłam mięso. Po 8 latach, po raz pierwszy zjadłam mięso, bojąc się, że po sałatkach znowu mnie pogoni w takich warunkach. Byłam wyczerpana po chorobie, pracy i zdesperowana. Chciałam zapchać się na dłużej. Podziałało, choć ciągle chudłam.
Po inwentaryzacji byliśmy padnięci, jakoś po 3 dopiero dojechaliśmy do hotelu i śmiać mi się chciało, jak zarządzili, że o 6 mamy wstać, bo wyjeżdżamy do Pragi. Śniadanie było dopiero od 8, więc wyruszyliśmy głodni, i od razu do kolejnej roboty, bo czasu nie było nawet bagaży zostawić w hotelu. Magazyn liczono częściowo na zewnątrz - zmarzłam, jak nie wiem, nogi mi odpadały, a oni... po przeliczeniu magazynu odesłali wszystkich operatorów -_-'. Sklep liczyliśmy sami.
W hotelu znowu o 3 nad ranem, i jakiś chłopak wpadł prosząc, abyśmy nie szli jeszcze spać, bo nie wiadomo, co z jutrem, po czym godzinę później przyszedł powiedzieć, że w zasadzie to nic nie ustalili przez tą godzinę i nas obudzi, jakoś za kwadrans czasu wyjazdowego, na co moja koleżanka się zbuntowała.
- Obudź mnie godzinę wcześniej! - nalegała - Muszę umyć głowę.
- To obudzę pół godziny wcześniej, chyba starczy ci czasu na mycie głowy?
- A myłeś kiedyś włosy z odżywką?
Chwila konsternacji chłopaka - bezcenna. Informacja szukała mózgu dość długo, bo w zasadzie wyglądał, jakby chciał zapytać, co to kurwa takiego ta odżywka. No, ale kto by się kłócił z kobietą?
Jak szłam spać miałam łzy w oczach, no bo kurde, byłam gotowa wstać te 2 godziny wcześniej i pozwiedzać, a nie wiedząc nic, co ja mogłam? Patrzeć jedynie tęsknie na dalekie światła Pragi. Sama na szczęście zdążyłam się wykąpać, spłukując resztki z butelki po szamponie, bo gdy chciałam pożyczyć od współlokatorki, ciutek odstraszył mnie fakt, że ona głowę myje żelem do higieny intymnej.... Chyba nic mnie już w życiu nie zdziwi.
Obudzono nas po 6-tej, bo wracamy się do Krakowa i lepiej być wcześniej. Cóż... mocny argument. W Krakowie byłam, jednak już rozgoryczona. No bo kurde! Głodna, wychudzona, zmarznięta, bo se śnieg postanowił spaść, a nie miałam za ciepłych ciuchów, zmarnowałam ostatnie nieobecności na studiach i po co? W zamian za brak zwiedzania i brak snu? A no tak, doświadczenie się nabijało na skaner.
I tu spadło na mnie pocieszenie, bo mojej koleżance powiedzieli, że wtedy, gdy ja mam wracać już do Warszawy, ona ma z powrotem jechać do Pragi i nauczyć się, jakiś części samochodowych, bo ktoś tam zamyka warsztat i ona musi wiedzieć, co ma sprawdzać na stanie. Mogłam być też kierowcą pozbawionym drzemki w aucie.
Poszłam spać ok. 4 rano, a wstałam o 7:30, bo mi się chyba coś pomyliło i nie pamiętałam, o której dokładnie miałam wstać. Ludzie, którzy mieli mnie zresztą odwieźć na pociąg i tak zaspali, dzięki czemu mogłam sobie przez 2 godziny wyglądać przez okienko na dworcu kolejowym, także bardzo sympatycznie. No ale, czego się spodziewać mogłam?
JA: Czy zmiana czasu jest równo, co pół roku?
KOLEŻANKA: Nie no teraz jakoś niedługo chyba będzie jakaś.
JA: W zasadzie to dzisiaj była...
KOLEŻANKA: Oooo, chociażby.
Podróż minęła dość szybko. Przedział w zasadzie miałam dla siebie,więc rozsiadłam się wygodnie na swojej walizce, nie rozumiejąc, czemu wszyscy się tak cisną, skoro wagon na rowery nie ma jedynie ogrzewania, więc w zasadzie jest ciekawą alternatywą. Powiem Wam też, iż oglądając Apokalipsę 2012, czułam się nawet tożsama z bohaterami w tych warunkach, i tak przemęczona - same plusy.
W Warszawie odkryłam, że wyglądam, jak wyciśnięta cytrynka i swój raport godzinowy (na podstawie którego dostaję wynagrodzenie) zostawiłam, gdzieś w którymś hotelu. Zaczęłam się w zasadzie zastanawiać, czy to dobrze, że zgubiłam tylko to, jednak co tu dużo ukrywać - nie jest dobrze ^^'. Nawet, jak go odtworzę, to nie będę mieć podpisów teamliderów. A to znaczy, że albo nie dostanę kasy, albo ktoś na mnie nakrzyczy, jak panie z dziekanatu. W zasadzie to kumpela z Wrocławia, której kilka podpisów brakuje ma gorzej, bo siedziba firmy jest tylko w Warszawie, więc... Jestem szczęściarą!
....chyba....
Was poodwiedzam, jak się wyśpię ;P
Powiem Wam, że śmiać mi się chciało czytając komentarze o zazdrości a propos mojej podróży. Nie żeby było źle, bo w zasadzie bez snu człowiek chodzi codziennie, jakby nawalony i śmiało można, by pomyśleć, że nam czeski alkohol zaszkodził, no ale to nie to, tylko nasza ukochana firma.
Oczywiście byłam zachwycona pierwszym hotelem, gdzie dostałam nawet kapcioszki <3, a wifi śmignęło mi większość upatrzonych filmów przez noc. Pierwsza inwentaryzacja też była całkiem sympatyczna, choć po niej do każdego już mówiłam po angielsku. Mimo to poszło szybko, sprawnie i przyjemnie, ja się sprawdziłam i poznałam super ludzi. Byłam nieco zawiedziona, gdy co godzinę w nocy, ktoś właził i zmieniał plany, co do wyjazdu, a potem, jak moje współlokatorki budziły mnie i się pytały, która zmiana planów jest prawdziwa, a która im się tylko przyśniła. Byłyśmy w innych drużynach, więc ja chciałam się jedynie wyspać, wiedząc, że czeka mnie dzień wolny. O naiwności! Kiedy dziewczyny były już gotowe wlazł ktoś, obudził mnie, bo ja przecież za kwadrans wyjeżdżam. Spojrzałam w lustro, na swoją pidżamę i na niespakowaną walizkę, zastanawiając się, gdzie jest haczyk. Po 10 godzinnej podróży do Liberca, 10 godzinnej pracy, którą skończyłam o 3 rano, miło by było w dzień wolny nie wyjeżdżać przed dziewiątą. No i jakby nie patrzeć, widziałam jedynie sklep i hotel, nic poza tym, a chciałam zwiedzać! Heh, wiecie, jak sobie wyrzucałam, że śmiałam wtedy narzekać?
Jakimś cudem się spakowałam i kolejne 3 godziny drzemałam w aucie, by w Znojmo obudzić się z jako taką chęcią zwiedzania. Część grupy wróciła się na jeden dzień do Polski, i dopiero następnego dnia, całą grupą w Znojmo, mieliśmy mieć kolejną inwentaryzację. W mieście odkryłam kilka fajnych miejsc, jak i fakt, że żołądkówka jeszcze nie odpuszcza, a ponieważ, jedliśmy tylko śniadania (jak ktoś nie sprzątnął za dużo wcześniej) i obiady. Przy wielogodzinnej, fizycznej pracy, byłam po prostu koszmarnie głodna.
Kolejne zlecenie było koszmarne. Ogromniasty magazyn, który musieli liczyć wszyscy, całkowicie mnie zniechęcił, a jeszcze ktoś mądry odstraszył operatów, żartując sobie, że będą do 7 rano z nami siedzieć, więc w zasadzie wszyscy sobie poszli i liczyliśmy większość sami. Po 13 godzinach przerzucania kartonów i skakania po stołkach, zapomniałam co to dzień wolny i... zjadłam mięso. Po 8 latach, po raz pierwszy zjadłam mięso, bojąc się, że po sałatkach znowu mnie pogoni w takich warunkach. Byłam wyczerpana po chorobie, pracy i zdesperowana. Chciałam zapchać się na dłużej. Podziałało, choć ciągle chudłam.
Po inwentaryzacji byliśmy padnięci, jakoś po 3 dopiero dojechaliśmy do hotelu i śmiać mi się chciało, jak zarządzili, że o 6 mamy wstać, bo wyjeżdżamy do Pragi. Śniadanie było dopiero od 8, więc wyruszyliśmy głodni, i od razu do kolejnej roboty, bo czasu nie było nawet bagaży zostawić w hotelu. Magazyn liczono częściowo na zewnątrz - zmarzłam, jak nie wiem, nogi mi odpadały, a oni... po przeliczeniu magazynu odesłali wszystkich operatorów -_-'. Sklep liczyliśmy sami.
W hotelu znowu o 3 nad ranem, i jakiś chłopak wpadł prosząc, abyśmy nie szli jeszcze spać, bo nie wiadomo, co z jutrem, po czym godzinę później przyszedł powiedzieć, że w zasadzie to nic nie ustalili przez tą godzinę i nas obudzi, jakoś za kwadrans czasu wyjazdowego, na co moja koleżanka się zbuntowała.
- Obudź mnie godzinę wcześniej! - nalegała - Muszę umyć głowę.
- To obudzę pół godziny wcześniej, chyba starczy ci czasu na mycie głowy?
- A myłeś kiedyś włosy z odżywką?
Chwila konsternacji chłopaka - bezcenna. Informacja szukała mózgu dość długo, bo w zasadzie wyglądał, jakby chciał zapytać, co to kurwa takiego ta odżywka. No, ale kto by się kłócił z kobietą?
Jak szłam spać miałam łzy w oczach, no bo kurde, byłam gotowa wstać te 2 godziny wcześniej i pozwiedzać, a nie wiedząc nic, co ja mogłam? Patrzeć jedynie tęsknie na dalekie światła Pragi. Sama na szczęście zdążyłam się wykąpać, spłukując resztki z butelki po szamponie, bo gdy chciałam pożyczyć od współlokatorki, ciutek odstraszył mnie fakt, że ona głowę myje żelem do higieny intymnej.... Chyba nic mnie już w życiu nie zdziwi.
Obudzono nas po 6-tej, bo wracamy się do Krakowa i lepiej być wcześniej. Cóż... mocny argument. W Krakowie byłam, jednak już rozgoryczona. No bo kurde! Głodna, wychudzona, zmarznięta, bo se śnieg postanowił spaść, a nie miałam za ciepłych ciuchów, zmarnowałam ostatnie nieobecności na studiach i po co? W zamian za brak zwiedzania i brak snu? A no tak, doświadczenie się nabijało na skaner.
I tu spadło na mnie pocieszenie, bo mojej koleżance powiedzieli, że wtedy, gdy ja mam wracać już do Warszawy, ona ma z powrotem jechać do Pragi i nauczyć się, jakiś części samochodowych, bo ktoś tam zamyka warsztat i ona musi wiedzieć, co ma sprawdzać na stanie. Mogłam być też kierowcą pozbawionym drzemki w aucie.
Poszłam spać ok. 4 rano, a wstałam o 7:30, bo mi się chyba coś pomyliło i nie pamiętałam, o której dokładnie miałam wstać. Ludzie, którzy mieli mnie zresztą odwieźć na pociąg i tak zaspali, dzięki czemu mogłam sobie przez 2 godziny wyglądać przez okienko na dworcu kolejowym, także bardzo sympatycznie. No ale, czego się spodziewać mogłam?
JA: Czy zmiana czasu jest równo, co pół roku?
KOLEŻANKA: Nie no teraz jakoś niedługo chyba będzie jakaś.
JA: W zasadzie to dzisiaj była...
KOLEŻANKA: Oooo, chociażby.
Podróż minęła dość szybko. Przedział w zasadzie miałam dla siebie,więc rozsiadłam się wygodnie na swojej walizce, nie rozumiejąc, czemu wszyscy się tak cisną, skoro wagon na rowery nie ma jedynie ogrzewania, więc w zasadzie jest ciekawą alternatywą. Powiem Wam też, iż oglądając Apokalipsę 2012, czułam się nawet tożsama z bohaterami w tych warunkach, i tak przemęczona - same plusy.
W Warszawie odkryłam, że wyglądam, jak wyciśnięta cytrynka i swój raport godzinowy (na podstawie którego dostaję wynagrodzenie) zostawiłam, gdzieś w którymś hotelu. Zaczęłam się w zasadzie zastanawiać, czy to dobrze, że zgubiłam tylko to, jednak co tu dużo ukrywać - nie jest dobrze ^^'. Nawet, jak go odtworzę, to nie będę mieć podpisów teamliderów. A to znaczy, że albo nie dostanę kasy, albo ktoś na mnie nakrzyczy, jak panie z dziekanatu. W zasadzie to kumpela z Wrocławia, której kilka podpisów brakuje ma gorzej, bo siedziba firmy jest tylko w Warszawie, więc... Jestem szczęściarą!
....chyba....
Was poodwiedzam, jak się wyśpię ;P