O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbuj zdefiniować kształt gruszki. — Andrzej Sapkowski
- Cały dzień wczoraj nic nie jadłaś! Wracasz do swoich starych nawyków? - spytał mój A. z wściekłością.
Anorektyczką jest się do końca życia. I tak miałam szczęście, bo nie dość, że żyję, jestem zdrowa, to zazwyczaj już nie myślę o tym, co biorę do ust. Nie jem mięsa, ani ryb - koniec. Cała moja pozostałość po chorobie.
- Dobrze wiesz, że miałam ostatnio doła, teraz jeszcze popsuł mi się laptop, który jest dla mnie niezbędny. Jak mam doła tracę apetyt, to nic groźnego, przejdzie mi. Nie musisz się martwić - odpowiadam.
- A kto ma się martwić o ciebie, jak nie ja? Nie mogę patrzeć, jak się krzywdzisz i zrobię wszystko byś tego nie robiła, nawet jeśli mam potem zostać tym złym!
Wzruszył mnie, więc zmusiłam się do zjedzenia śniadania, w końcu w głowie nie siedziała mi jakaś obsesja, nie było to awykonalne. Cieszyłam się, że ktoś tak o mnie dba.
A 4 dni później, Misiek wpadł do mnie niespodzianie i dał... nowego laptopa.
- Miało być na gwiazdkę, ale...
Popłakałam się ze szczęścia.Nie mamy zbyt dobrej sytuacji finansowej, więc nie chcę myśleć ile go to kosztowało. To jest chyba właśnie miłość.Gdy ktoś się martwi, gdy ktoś daje coś drugiemu, sam nie mając, gdy można zawsze na kogoś liczyć, ale...
Zaskakuje mnie, gdy ludzie wokół mówią nam, że nie zachowujemy się, jak para i ta opinia jest tak powszechna, że aż się prosi o zdefiniowanie tego słowa. Fakt, nie zawsze chodzimy objęci, czy za rączkę. Często idziemy po prostu obok siebie. Nie "liżemy się" w miejscach publicznych, nie mówimy sobie słodkich słówek, co minutę. Nie dostaję miłosnych smsów, na dzień dobry, czy dobranoc, a A. nigdy nie ustawił nam świeczek wokół łóżka. Nie chodzimy do kina, ani teatru, bo szkoda nam kasy, czasem na jakiś koncert, gdzie Misiek stawia mi drinki słowami:
- Jakiegoś wymyślnego drinka dla mojej kobiety poproszę!
i nigdy nie spojrzał na inną. Zawsze tańczy ze mną, całując moje dłonie, po każdej piosence.
Jeśli A. chce gdzieś pojechać, gdzie ja niekoniecznie reflektuję, puszczam go samego. Niech jedzie,chcę tylko potem spędzić z nim więcej czasu, by odrobić tęsknotę. Nigdy nie dostałam bukietu kwiatów. Różę czasem, tylko na specjalne okazje. Teraz mam jeszcze tak beznadziejnie ułożone zajęcia, że nie widujemy się prawie w ogóle w tygodniu, więc rozumiem, że dla kogoś kto musi mieć swoją drugą połówkę codziennie, może być to dziwne.
Są 2 podejścia. Starsi ludzie mówią mi, że brak cukierkowych ach i ochów, powoduje, że nie zasłodzimy siebie, że nasz związek będzie dłuższy, że nam się nie znudzi i że ważniejsza od namiętności jest intymność, którą rozwijamy (zresztą tak też twierdzą psycholodzy, bo każda namiętność się z czasem wypala). Inni, zazwyczaj moje znajome, chwalące się, co to ich facet dla nich nie zrobił, krytykują nas, wmawiają mi, że on mnie nie kocha i...choć to głupie, czasem udaje się im zasiać w mym sercu wątpliwość.
Potem jednak, przyjeżdżam do niego na weekend, on mówi mi, jaka jestem głupia, całuje w czoło i tuli przez całą noc. Pokazuje, że kupił wszystko co lubię, że zawsze mu się podobam, troszczy się, jak tylko na mojej twarzy nie ma uśmiechu. Nie kłócimy się już prawie wcale, docieranie się mamy za sobą, a przed nami kolejne święta, podczas gdy co rusz słyszę, jak jedna z tych chwalipięt przeżywa rozstanie.
- Codziennie dostawałam kwiaty! Skąd mogłam wiedzieć! A ten dupek mnie po prostu zdradzał.
Nie cierpię nieszczęśliwych miłości, strasznie mi się przykro wtedy robi, bo wyobrażam sobie od razu, co by było, gdybym straciła Miśka. Znamy się od 5 lat, od 2 jesteśmy razem... jestem do niego przywiązana, jak cholera! Z drugiej strony te, mające romantyków, nawet po rozstaniu mają wiele szalonych, cudownych wspomnień. Ja mam tylko życie i wiecie, co? Nie mam pojęcia, co lepsze, ale to zwykłe życie mi chyba wystarcza.