niedziela, 17 sierpnia 2014

Szczęśliwa

Szczęście ma wiele definicji. Myślę, że moje życie pozostawia sobie wiele do życzenia jeszcze. Ciągle jakieś problemy, zmartwienia, jakieś nieklarowne sytuacje.

Oczywiście udało mi się wyjść obronną ręką. Powiedzmy, że okrążyłam nieco zasady ZUS i przyznano mi rentę, przez co nie mam już noża na gardle. Co do pracy fakt, że po miesiącu stażu, szefowa zatrzymała mnie na kolejne 2 tygodnie już na normalnych warunkach i zastanawia się nad etatem dla mnie również podniósł mnie na duchu. Praca jest ciekawa, zabawna, myślę że niebawem przytoczę parę śmiesznych sytuacji, ale to nie to, co chciałabym robić. 

Ciągle udaje mi się wykaraskać z problemów, ale wciąż pojawiają się nowe i to nie jakieś zwyczajne Nie raz, nie dwa zawaliło mi się całe życie znienacka. W tym roku niewiele brakowało kiedy zbliżałam się do granicy swojej wytrzymałości. Emocjonalna sprawa z Panem nr Dwa, zerwanie z A., z którym byłam 4 lata, a w tle problemy na studiach z biurokracją, przez które prawie nie zdałam, potem totalny finansowy dół, możliwość utrata środków na czesne. Dodajmy jeszcze przyjaciółkę z rakiem i przyjaciółkę z depresją, oraz kłótnie z ciotką, z którą nadal mieszkam i mamy całkiem sympatyczny koktajl. Nie wiem skąd dalej znajduję na to wszystko siłę po tym, co już przeszłam, ale ludzie mają chyba to do siebie, że jak przychodzi co do czego, to potrafią znosić nawet niewyobrażalny ból. Fizyczne tortury są tego najlepszym przykładem. Aby przetrwać, potrafimy znaleźć w sobie niewyobrażalne pokłady energii.

A ja chyba jak mało kto pragnę żyć. Wbrew wszystkiemu. Nawet wbrew swoim sznytom na ręku.

Owszem nadal czuję, że stoję nieco w miejscu bo nawet zdobywając pracę na stałe, mimo wszystko nie zbliżam się do swoich celi. Jednakże sprawiam, że moje życie jest bardziej uporządkowane. Jednak nie czuję by było puste mimo rutyny. Fakt ile się w nim dzieje, że ciągle brakuje mi czasu pozwala mi odczuć, że żyję pełną piersią, że jestem w ruchu, że kolekcjonuję kolejne doświadczenia i potrafię się nimi cieszyć. Jakby od razu dało się zrealizować nasze wszystkie cele, dążenie do nich byłoby nudne, ale... to nie o nich tak naprawdę chciałam napisać.

Mówiłam, że jestem w nowym związku? Mówiłam, że cieszę się chwilą? No i to cieszenie trwa nadal, ale sięgnęło prawdziwych wyżyn. Mój aktualny chłopak okazał się być moją bratnią duszą. Wcześniej nie wierzyłam w to całe pierdolenie o drugiej połówce jabłka. Chciałam z facetem się po prostu dogadywać i mieć podobna wizję przyszłości, aż do teraz. Niemal czytamy sobie w myślach, interesujemy się tym samym, spędzanie wspólnie czasu jest czymś tak magicznym, że  nie potrafię tego opisać. Bo jak opisać fakt, że ślemy do siebie smsy o tej samej treści w tej samej minucie? Jak opisać swobodę z jaką się przy sobie poruszamy zaledwie po miesiącu bycia razem?

Po raz pierwszy nie żałuję, że zerwałam z A. Po raz pierwszy wierzę, że cokolwiek się nie zadzieje w moim życiu, jest ktoś, kto to ze mną przeżyje i zrobi wszystko, bym chodziła uśmiechnięta.

Po raz pierwszy nie mam nic przeciwko rzyganiu tęczą ;)