czwartek, 12 lipca 2012

Remont i ja - masaKRA(CH)

Jak napisałam tak też zrobiłam. Chciałam pomóc, robiliśmy pokój, miałam wolne, to czemu nie przeciągnąć drugiej warstwy farby na suficie??? Nie pierwszy raz maluję, choć fakt z sufitem nigdy wcześniej się nie zmierzyłam jeszcze. Było mi ciężko, nie przeczę, nie mam pojęcia czemu to, co mojemu A. zabrało godzinę mi zajęło ich całe 6, ale skoro miało to przyspieszyć prace - nie zrezygnowałam. Stojąc na chybotliwej drabinie nabawiłam się lęku wysokości, już niemal z paranoidalnymi wizjami, jak lecę na regały, a one na mnie, przejechałam se wałkiem po włosach kilka razy, upaćkałam każdy, możliwy centymetr skóry, niemal zdechłam podczas przesuwania mebli, ale parłam naprzód, a co tam! Znalazłam ku swojej zgrozie kilka nowych burchli, ale to już nie moja robota, wiedziałam, że z tym muszę zaczekać na A. Nie mogłam się już doczekać, kiedy on i ciotka wrócą z pracy i zobaczą moją dziarską niespodziankę i, co dla nich zrobiłam tylko, że sprawy musiały się skomplikować, jak zwykle.


Otóż, kiedy kończyłam już ów nieszczęsny sufit znalazłam miejsce z odstającym tynkiem. Zmarszczyłam brwi myśląc, co z tym zrobić i postanowiłam wyminąć, bo jeszcze bym odkleiła, prawda? Przejechałam, więc wałkiem tuż obok i... zamiast wałek zostawić farbę na suficie, to sufit zostawił siebie na wałku. Z przerażeniem zaczęłam zdrapywać płat tynku z przemoczonej gąbeczki. Nosz kur**, 6 godzin machania łapką tylko po to, aby się cofnąć do tyłu??? 

Akurat wtedy weszła moja ciocia. Średnio zachwycona niespodzianką zaczęła tyradę. A bo folie złe wzięłam, a bo jej łóżko przestawiłam, a bo ziemniaków za mało obrałam, a bo witryny jej nie okleiłam... Dziura w suficie według niej nie była moją winą, widoczne było zbieranie się powietrza pod pierwszą warstwą farby, więc wściekłam się, że zamiast docenić mój wysiłek, zaczęła czepiać się o jakieś pierdoły i prawie się poryczałam. Choćbym całe mieszkanie sama jej wyremontowała, to też nie zamknęłoby jej jadaczki, wiecznie coś. Wściekła spytałam się tylko, co dalej, czy mam skończyć ten ostatni róg sufitu, ale kazała czekać na A. 

No, a jak przyjechał A. to jednak stwierdził, że to ja sufit mam na sumieniu. Co więcej wydarł się na mnie, że zamiast skończyć wszystkie rogi chociaż, aby zacząć malować ściany, to jeszcze dodałam mu roboty, chcąc się zabawić i pomachać wałeczkiem... Czując, jak emocje niebezpiecznie osiągają stan krytyczny, spojrzałam znacząco na ciotkę, przecież to ona powiedziała, abym nie kończyła, więc? Niestety milczała. Próbowałam się tłumaczyć, że tylko posłuchałam polecenia, temu nie skończyłam, ale ciotka nawet nie pokiwała głową, a A. przez to wydarł się na mnie jeszcze bardziej. Czułam się zdradzona, niedoceniona, zmęczona, rozgoryczona. Czułam wszystko! Nie dość, że moja ciężka praca została porównana do zabawy, nie dość, że efekty pracy dla mnie samej zadowalające nie były, to jeszcze krzyczał na mnie mój A. a moja cholerna ciotka, która zawsze musi mu w dupę włazić, woli swoją winę przerzucić na mnie. Krzyknęłam, że palcem już nie kiwnę i niech se sami robią i spektakularnie wyszłam. Oczywiście nawet wyjście musiałam źle zorganizować, bo klatka zatrzaskowa i kiedy już zamykały się za mną drzwi zrozumiałam, że jak wyjdę bez klucza, czy telefonu, już nie wejdę. Popłakałam, wiec trochę na klatce i wróciłam, choć potem wszystko już leciało mi z rąk, tak byłam roztrzęsiona. A wiecie, co jest najgorsze? Że wtedy moja kochana ciocia się jeszcze śmiała. Już nawet wściekły A. patrzył na mnie z troską, czy nic mi się nie stało, czy nie oberwałam tą, czy tamtą puszką, a ona... ona się po prostu chichrała. Na koniec dnia z kolei podeszła do mnie dumna, jak paw, że oczyściła mnie z win, bo... bo powiedziała A., że... jestem rozpieszczona. Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Zdziwiona ciotka tym, że zrobiłam o tak:


Dopowiedziała, że mówiła to w kontekście takim, iż w żadnych remontach wcześniej nie brałam udziału,że dlatego nic nie umiem, ani przygotować, ani pomalować i jestem taka fajtłapowata.

Tak, teraz na pewno A. uwierzy, że burchle na ścianie nie są moją winą. Szczerze? Mimo, że jak podałam mu obiad ostro na mnie nagadał jeszcze, to w tamtym momencie wolałam się do niego przeprowadzić, niż patrzeć na ciotkę. Nie mam pojęcia, gdzie zgubiła inteligencję i nigdy, nigdy, przenigdy nie zaproponuję, aby w jej domu A. cokolwiek jeszcze zrobił. To już wolę, jak mu nadskakuje, bo przynajmniej wtedy zamknie się w kuchni i nim przygotuje ucztę, mamy święty spokój. Mogłaby sobie znaleźć faceta w końcu, bo nie idzie wytrzymać.

Najzdrowszy stosunek w tym wszystkim ma oczywiście mój kot. Możliwe, że przez nakrapianie go miętowymi kroplami, gdy mnie wnerwiał, zrobił się z niego mały narkoman, bo jak na złość, lazł pomiziać się akurat do pomalowanej ściany, dziarsko obdarzając ją, że tak powiem: "częścią siebie" jeśli wiecie, co mam na myśli...


(Lipton - mój kocur)

Koleżanka mojej cioci: Czemu Wasz kot jest cały gruby, a łebek ma normalny?
Ciotka: Bo jak Mononoke zabawia go laserem, to tylko głową rusza ;P
----------------------------------------------------------------------------------------

Na razie mam wolne od remontu, bo na weekend wyjeżdżamy z A. na wesele i trzeba, co nieco pozałatwiać jeszcze. Mam nadzieję, że uda mi się przetańczyć, choć jeden taniec na swoich spuchniętych kostkach... No dobrze będę sprawiedliwa. Odkryłam jednak, że remont, z całym swoim **@^$*&!(*%!#^&!)#$^, okazał się pod jednym względem dla mnie łaskawy - schudłam, jedząc chipsy! Jupiiii!!!

11 komentarzy:

  1. Chyba jedyny plus tego remontu- chipsy + chudnięcie... Ja bym już dawno wszystko rzuciła w cholerę, jakby u mnie była taka sytuacja. Za nerwowa jestem. Już czytanie samej notki wywołało wkurzenie u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O dobra, to ja biore się za czekoladę i malowanie ścian, ciekawe czy i na mnie podziała :P A kociak swietny ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny kociak!!
    Uwielbiam koty ^^

    Zaglądnij tu : http://siwus-photography.blogspot.com/
    to blog mojej koleżanki, przydałyby jej się jakieś pozytywne komentarze na początek! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. skąd ja to znam... Jak zimą pstanowiłam, że bez względu na wszystko biorę i maluję swój pokój (o czym żywo dyskutowałam z mamą od ponad dwóch lat iobiecała pomóc, ale przecież nigdy nie ma czasu, a ja 'wymyślam z dnia na dzień'), to jedyne, co słyszałam, to że togłupi pomysł, na pewno sobie nie poradzę i powinnam odpuścić. I tak oto, w ciągu jednego dnia, pomalowałyśmy ten pokój z przyjaciółką, przy okazji odkryłam, że panowie, którzy w tym czasie remontowali łazienkę (sąsiadującą z moim pokojem), przebili ścianę na wylot, zza szafy wyleciała tona gruzu, a oni do niczego się wcześniej nie przyznali - bo po co, przecież nikt nie zauważy...

    Twój kocur jest rewelacyjny, wygląda prawie jak Garfield ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Przypadkiem trafiłam i pomyślałam o Tobie i tym remoncie ;)

    http://demotywatory.pl/3567210/Skoro-wszystko-robie-zle

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam!! ale Twój post tak mnie rozbawił, opisałaś wkurwiającą sytuację w taki sposób że oplułam monitor ;D Bądź twarda, następnym razem sufit nie zostanie na wałku na pewno ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Biednemu to zawsze wiatr w oczy wieje.

    OdpowiedzUsuń
  8. A Ty mieszkasz razem z ciocią?

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeju, ależ Ci się trafiło.
    Ja mam lęk wysokości, więc nawet nie weszłabym na drabinę. Ze mnie pożytek podczas remontu mógłby być taki, że ewentualnie bym posprzątała bałagan, umyła podłogę po farbie i takie tam.
    szkoda, że ciotka jest ciotką. bo jakby była obcą osobą, powinna byłabyś ją porządnie kopnąć. Kurde no. Nawet jeśli nie robiłaś żadnego remontu wcześniej, to miałaś dobre zamiary, a skąd masz wziąć doświadczenie, skoro Cię nie dopuszczają to pędzla? -.-
    Liptonek jest cudowny! ;)
    dobrej zabawy na weselu :)
    ~Kocia (shadowofasoul.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Kot cudowny a remontu współczuje
    Zapraszam na mojego bloga
    http://conowegouskarbiego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Kociak ma pozy podobne do mojej Whisky. Podziwiam Cię, za ten sufit.. mnie ręce bolą od podnoszenia do góry - nawet jak włosy związuję :D

    OdpowiedzUsuń