poniedziałek, 16 lipca 2012

Kasy chcę, kasy potrzebuję!

Kiedy A. podjechał po mnie, aby zabrać na wesele, bałam się dyskusji na temat remontowych kłótni, na temat mojego nieudacznictwa, ale nic takiego nie nastąpiło. Widząc, że z pracy zwinął srebrnego chevroleta, z klimą i radiem, czego brakowało jego pandzie, wiedziałam już, że na pewno ma lepszy humor. Nie myliłam się. Przegadaliśmy całą drogę, nakarmiłam go żelkami, on pochwalił mój wygląd i nie raz na światłach zaczepiał, po czym sam się przebierał jadąc. Niemal spóźniliśmy się na wesele, ale po zajechaniu, wszyscy na nas z busem poczekali. 

Na weselu, na którym byli i jego rodzice bawiliśmy się przednio. Wszystkim przedstawiał mnie, jako swoją przyszłą żonę (i jak tu się nie nakręcać), obdarzał mnóstwem czułości, jakbyśmy się dopiero co poznali, a potem wziął na dłuższy spacer po lesie. Rozmawiał o tym, jak widzi nasze wesele, ilu gości trzeba zaprosić, jak wykombinować to najtaniej. Śmieliśmy się, że trzeba zrobić jakiś stolik alkoholików, bo każde z nas kilku w swojej rodzinie uchował. Ponoć martwi się,że mogłabym stracić rentę, jakbym wyszła za mąż teraz, co jest całkiem prawdopodobne... Zrobiło mi się głupio, że sama o tym nie pomyślałam. Oczywiście jego rodzice robili dalej aluzje, nie kryjąc, że chcieliby widzieć mnie już w swojej rodzinie, co tylko spowodowało kolejne takie rozdarcie. Jednak jest coś, co potrafi serce pociachać na jeszcze większe kawałki - dzieci.


Mama A. obudziła nas o 14 ciągnąc za stopy. Oboje wymęczeni po remoncie mogliśmy spać i spać, a ponoć siostrzenice A. już się nas domagały. Ani bawiąz się z nimi, ani układając ze wszystkimi puzzle, nie wzruszyłam się tak, jak przy pożegnaniu. Przytuliłam starszą D. i kiedy odsunęła się na chwilę, malutka K. korzystając z tego, że jeszcze kucałam, rzuciła mi się na szyję.Myślałam, że się popłaczę. Podniosłam ją wysoko, przytuliłam, ucałowałam no i... pomachałam na pożegnanie. 

-"Wujku A.! Wiemy, że musisz jechać, ale może zostawisz chociaż ciocię?"

Oglądanie tych dwóch podkówek, jak wyjeżdżaliśmy mocno zapadło mi w pamięć. Tym bardziej żałowałam, że tak bardzo jestem od wszystkiego zależna finansowo. Odwiedzam maluchy tylko przy okazji, nawet muszę szczypać się na prezent dla nich. Kolejnym moim planem jest prawo jazdy, ponieważ w każdej niemal pracy jest wymagana kat B, pomoże mi to rozszerzyć swoje możliwości. W tej też prosili, abym to uzupełniła. No ale wiadomo, będzie prawko to szkoda czekać na jakąś okazję, aby raz do roku się przejechać. Przydałoby się jakieś autko na gaz. Autem bardziej się opłaca i pojechać w góry, i w górach zawsze z ciotką trzeba się prosić o kierowcę, czy choćby na zakupy cięższe. Zawsze prosiłyśmy albo A., albo faceta mojej matki. Nie mówiąc już o tym, że w końcu mogłabym skoczyć bezproblemowo do dziewczynek, kiedy A. będzie miał robotę. Jednakże nawet zakłądając, że na to prawko uciułam, to nie stać mnie na samochód. Zakładając z kolei, że na samochód jakimś cudem nazbieram, to nie stać mnie będzie na jego utrzymanie. Ubezpieczenie, paliwo,parkingi... 


A pomijając te wszystkie fakty, to trzeba mi też odłożyć na suknię ślubną, na nasze wesele, na nasze mieszkanie i jego urządzenie. Właściwie wszystko nie wyglądałoby tak tragicznie, gdyby nie czesne za studia wynoszące 780 zł miesięcznie oprócz lipca i sierpnia. Dodajmy do tego rachunki za telefon, internet, raty za moje nowe cudeńko, które zresztą obiecałam sobie spłacić szybciej i wychodzi na to, że żyję z kieszonkowego. Ze zleceniami kolejnymi też jakoś cisza, więc powoli zaczynam desperacko szukać kolejnej pracy na zlecenia, albo nisko płatnej stałej. Problem w tym, że nie mam już pomysłów, jak zarobić odpowiednią sumę, jak pogodzić kilka prac z dwoma kierunkami, ani czy uczyć się do tej medycyny, czy nie. Rośnie we mnie frustracja, bo nie potrzebuję kilku stów, ale kilkudziesięciu tysięcy, ew. kilku stów miesięcznie. Spróbuję zdobyć gdzieś stypendium naukowe, aby obniżyli mi czesne, ale to wciąż mało, bo może starczy na bieżące potrzeby, w tym utrzymanie auta, może nawet na jakiś sport? ale odłożyć większą sumę na przyszłość będzie trudno...  Sama nie wiem, jak zacząć sensownie zarabiać. Jakieś pomysły?

 
A na koniec notki złote myśli jednej z moich przyszłych siostrzenic. D. ma 4 latka, więc jest już dość wygadana, K. ma dopiero 2 i pół. 

Ja: A byłaś dziś grzeczna?
D: Dziś akurat tak.
Ja: A to kiedy ostatnio byłaś niegrzeczna?
D: No tego Ci nie powiem, bo to dłuższa historia.

D: Nie ja wcale K. nie uderzyłam o tak (walnęła K. plaskaczem po twarzy)

D: (przeglądając katalog z zabawkami, sama do siebie) To mam, to też, to tata kupi...

11 komentarzy:

  1. No tak to już jest , że w naszym kraju młodzym ludziom ciezko miec jakieś oszczedności, dobra prace, w ogole kiepsko jest... Wiem coś o tym... A temat kasy to temat tabu i nikt o tym mowic nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Początki bywają trudne... ale przynajmniej masz już cel :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, tekst małej mnie rozbroił, normalnie to się nadaje na JM :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego polonistyka była złym wyborem?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobre są a kasy brakuje nie tylko tobie. Mi tez by się przydało, i też nie mam pomysłu jak jakoś ją zarobic:/ Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj kasa każdemu potrzebna :) Mi w tym okresie szczególnie, bo zbieram na tatuaż a i zakupiłam skarbonkę (samochód), więc ciężko jest :)

    Czy ja wiem czy to było znowu takie porzucenie? Po prostu wyjechała do Holandii do pracy i nie ma czasu w ogóle na rozmowy, więc to raczej śmierć naturalna znajomości... Aczkolwiek boli to bardzo, bo wiele się wydarzyło, wiele słów zostało wypowiedzianych i (jak widać) wiele uczuć zostało obudzonych...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzieci są fajne :)

    A z tą kasą to niestety ciągle jej mało :/ u nas również mało. Zbieramy, żeby chociaż takie mieszkanie w TBS wykupić, ale nie możemy nazbierać. Wydatków coraz więcej, a zarabiamy ciągle tyle samo :(

    Dzięki za komentarz u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurczę! Ale Twój A. jest cudowny C: To jest genialna sprawa, jak facet myśli o swojej kobiecie tak na poważnie : ) Życzę Wam duużo szczęścia!

    A dzieciaczki przeurocze, noo!

    OdpowiedzUsuń
  9. 780 zł?! Bardzo dużo! Faktycznie przy takiej sumie za czesne może być kiepsko z kasą.
    U mnie z kasą bywa różnie. Raz jest bardzo dobrze, a raz kompletnie nie ma grosza. Uroki prywaciarzy :/
    Dzieci super :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A noo, jestem zakochana, sądzę, że z wzajemnością, już jakoś miesiąc...Może i ponad. Nie wiem, podobno szczęśliwi czasu nie liczą. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O widzisz, życzę szczęścia, żeby wszystkie plany się udały...No i dzieci w przyszłości...? :>
    Strasznie podoba mi się to zdjęcie z wesela, jest takie...radosne. Nie, radosne to za mało powiedziane. xD

    OdpowiedzUsuń