poniedziałek, 11 czerwca 2012

Smartfonowa obsesja!

Kolejna noc pełna refleksji wywołanych tym razem nagłą chcicą pewnego smartfona. Reklama nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, przypadkowe dotknięcie go w salonie zaintrygowało i kazało poczytać na jego temat, a informacje z sieci wywołały we mnie obsesję chcenia na już. Co z tego, że kosztuje tyle co mały telewizor plazmowy? Ja MUSZĘ i tyle. Kiedy od razu zaczęłam kombinować z systemem ratalnym i szukać kolejnych zleceń pracy, otrząsnęłam się. To było takie ostrzeżenie, każące przyjrzeć się moim emocjom vs. rozsądkowi. Mam dobry telefon, nie potrzebuję kolejnego, ja go tylko chcę, ale czemu to jest, aż takie silne? Wręcz popadłam w obsesję!



Zaraz zaczęłam szukać usprawiedliwienia dla siebie, oskarżając innych. Przecież ego zawsze tak uzasadni swój wybór, aby samoocena nie spadła, a wyrzuty sumienia po takim wydatku mnie nie zabiły! Zwróciłam się, więc w stronę mojego A. i jego motoru. On nabył swoją zabawkę i to dużo droższą, to czemu ja miałabym sobie żałować? A co tu dużo ukrywać... ja z kolei mam technologicznego bzika. Pokażmy zewnętrzny dysk lansuje się na biurku, obok laptop z procesorem drugiej generacji, laserowa drukarka, na półce netbook, na kolanach pocketbook, nie licząc stosów mp trójek, czwórek, aparatów, walkamnów, discmanów ukrytych gdzieś w półkach. W myślach marzenia o nowym smartfonie. Może więc po prostu to taka moja droga pasja, jak motor A.?

Wydaje mi się, jednak że jest w tym coś więcej. Moje zapotrzebowanie kasy coraz bardziej wzrasta, a ja mam coraz mniej zahamowań w jej wydawaniu. Moje życie nie wyglądało, jak powinno. Żadne rzeczy nie zwrócą mi rodziców, ani nie wypełnią blizn na rękach. Nie cofną traumy, która we mnie żyje. Wydaje mi się, jednak że w materialnych rzeczach szukałam marnego pocieszania. Miałam zawsze to, czego chciałam, choć po latach oczekiwań, czy jakąś podróbkę, ale jednak. Mama mnie nie odwiedzała, ale przysyłała prezenty. Babcia urządziła w domu piekło, ale zaraz potem zabrała na zakupy, czy dała mi na nie pokaźną sumkę. Ciocia nie miała dla mnie czasu, ale zawsze coś mi przywiozła ze swoich wycieczek, czy kupiła coś z nowej pensji. Był nawet okres, kiedy zamiast powiedzieć komuś, co do niego czuję, wolałam przez miesiące zbierać kasę, by kupić mu jakiś porządny prezent, żyjąc w przeświadczeniu, że tak się okazuje uczucia. Dziś już mam inne poglądy na te sprawy, ale rzeczy materialne są nadal dla mnie dość ważne, a gdy ktoś daje mi drogi prezent, nadal uważam, że częściowo odzwierciedla to jego uczucia. No bo spójrzmy prawdzie w oczy... jeśli komuś na nas nie zależy i nie sypia na pieniądzach, to nie wydawałby na nas więcej, niż jest to potrzebne i tu chyba ciężko zaprzeczyć. Co nie znaczy, że drobiazgi dawane od serca mniej znaczą. Jednakże po takim materialnym rozpieszczaniu zostały mi wysokie wymagania, co do pewnych rzeczy i w momencie większych możliwości chyba zaczęły przytłaczać mnie samą, choć głównie chodzi o technologiczne bajery.

Przez brak kasy niegdyś straciłam: naukę tańca, kontynuowanie akrobatyki i śpiewu, musiałam porzucić grę na fortepianie, po swoim pierwszym koncercie.

Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale jeśli przez ich brak człowiek nie może zamieszkać z kimś kogo kocha, i musi rezygnować ze swoich pasji, to jak tu być szczęśliwym? Z drugiej strony ile radości może dać to, co możemy za nie mieć? Pod sufitem bym fruwała, jakby to cudeńko było moje.

Gdy pracowałam w Anglii na wszystko było mnie stać. Teraz muszę liczyć się z każdym groszem, walczyć o zlecenia, odkładać z renty. Spore nadzieje wiążę z powieścią, którą właśnie kończę, ale nie popadam w euforię i dalej wysyłam CV. Z drugiej strony wiem, że jak chcę poszaleć to jest to jedyny moment. Potem trzeba będzie myśleć o swojej rodzinie, a nie o własnych przyjemnościach. No właśnie... tylko tak bardzo próbuję być odpowiedzialna, że boję się takiego wydatku, a z drugiej strony, nic nigdy mi się jeszcze tak mocno nie podobało, chciałabym choć raz sprawić sobie tą przyjemność... Co wy o tym myślicie? Kupić? Wstrzymać się? Odpuścić?

A. mówi, że po wakacjach są jakieś przeceny, ale że pewnie wtedy wyjdzie kolejny smartfon na bazie tego z ulepszeniami. Co mnie zupełnie nie urządza, bo a nuż zakocham się w jeszcze droższym? Dlatego chciałabym dokonać tego zakupu, w przeciągu miesiąca, dwóch. Ciocia może da 300 zł, za aktualny mój smartfon, dołożę 200 zł a reszta na raty... Tak wiem, powinnam odpuścić, ale ja tak bardzo... eeech, beznadziejny ze mnie przypadek ;/.

5 komentarzy:

  1. Cytuję: "Zaraz zaczęłam szukać usprawiedliwienia dla siebie, oskarżając innych. Przecież ego zawsze tak uzasadni swój wybór, aby samoocena nie spadła, a wyrzuty sumienia po takim wydatku mnie nie zabiły!" może troszkę nie na temat - ale to wysmienite zdanie którego zawsze szukałam. Idealnie opisuje strategię mojego Męża żeby iść na piwo z kolegą... po trupach do celu, a akurat atmosfera małżeńska u mnie podupada.


    ps. jak nie masz wielkiego przywiązania do niepotrzebnych sprzętów można zawsze odsprzedać i już jakas kasa wpadnie;) Swoją drogą wiem co to za chcica... niestety swoich teraz nie mogę spełniać, ale uzupełniam je kupując cokolwiek dla Wojtusia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie to dobra okazja, żeby poćwiczyć siłę charakteru. Też miewam takie zachcianki, czasem im ulegam, czasem się umiem powstrzymać, ale zawsze sobie powtarzam, że lepiej skoncentrować się na "być" niż "mieć". Rzeczy nas zniewalają, szczególnie te, których tak bardzo pożądamy. Ale jeśli dojdziesz do wniosku, że jednak nowy smartfon jest Ci niezbędny, to czas zakupu lepiej uzależnić od tego, czy sobie na taką nagrodę zasłużyłaś, a nie od promocji. Jeśli kończysz powieść, to może zaczekasz z kupnem do jej skończenia? Będziesz miała dodatkową mobilizację, a po zakończeniu dzieła... nagrodę :).

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Na chcice nie ma rady. Tym bardziej, że są jakieś szanse na spełnienie zachcianki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej to nie sesja ;p Dopiero w tym roku wybieram studia ;D ale znajomi się uczą, to może i mi się trochę udziela ;)

    A co do telefonu.. Też mi się straaaaasznie podoba. Ale niestety mnie nie stać :/ Mam zupełnie inne wydatki teraz i w sumie nawet nie mam zbytnio skąd brać funduszy. Myślę, że czasami miło sobie samemu zrobić jakąś droższą przyjemność. Musisz tylko zastanowić się czy na pewno potem "będziesz miała co jeść" ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm... Ja bym nie kupiła, ale ja to dlatego ze nie lubię takich rzeczy. Dotykowe ekrany wręcz mnie odrzucają, a wszystko co wypasione i nowe, moim zdaniem jest diabelnie nietrwale. Nie chciałoby mi się wydawać kasy na coś, co za chwile się zepsuje. Jest w tym tez pewna doza psychologii o mojej samoocenie, ale nie o tym tutaj chciałam. Jeśli natomiast Ty masz bzika na tego typu rzeczy to może kup, bo będzie Cie męczyć... ;-)
    P.S. Nie wiem czy w Anglii tak byłoby łatwo to dostać, ale ja akurat nie próbuje, więc wiesz.
    P.S (2) No któryś już raz wspominasz o tej książce, a ja nadal nie wiem o czym to. Zdradzisz rąbka tajemnicy? Masz jakieś kontakty do wydawców? Ja też bym coś chciała ale zupełnie nie wiem jak się za to zabrać...

    OdpowiedzUsuń