czwartek, 5 marca 2015

Co u mnie

Długo nie pisałam, ale niewiele dzieje się w moim życiu. Obawiam się jednak, że dużymi krokami zbliżam się do załamania. Miewałam już kiedyś epizody depresyjne, więc jestem przygotowana. Może ten epizod już trwa, tylko jest złagodzony moją nową miłością?

Niewiele u mnie nowego. Mojemu nowemu związkowi za 4 miesiące minie roczek i to on jest w moim życiu dominującym elementem. Straciłam swoją najlepszą przyjaciółkę, też miała depresję i muszę przyznać, że zabrakło mi sił, aby ją wspierać, a strach o nią i jej samobójcze myśli po prostu mnie rozwalały, ale nie umiałam jej tego przyznać. Kiedy sama to odkryła było już za późno, postanowiła odejść.

Straciłam kontakt z A. i panem nr 2. Uwiera mnie to nadal, bo czuje, że wiele spraw zostało nie zakończonych, wiele rzeczy nie powiedzianych. Nie lubię takich sytuacji. Nie żałuję swoich wyborów, szczególnie że jeśli całe te bajki o drugich połówkach są prawdą, to w końcu takową znalazłam. Mój P., jest strasznie podobny do mnie, a fakt że rozumiemy się bez słów, lubimy to samo, sprawił, że ostatnio jest dla mnie jedynym akceptowalnym towarzystwem.

Wciąż denerwuję się o swoją przyszłość. Nie wiem co będzie dalej, magisterka nie ruszona, bonie mam do tego głowy. Za to w czerwcu już będę mieć duże problemy finansowe, więc chyba i tak muszę rozejrzeć się za jakąś pracą tymczasową, niezależnie od tego, kiedy się obronię.

Mój facet strasznie chce, abym jak najszybciej z nim zamieszkała, abyśmy pojechali na wakacje, a ja tylko rozkładam ręce, bo nie wiem, co przyniesie jutro. Ile odłożę pieniędzy z korepetycji nim skończy się rok szkolny, czy na wakacje nie pojadę na kolonie, a bronić nie będę się we wrześniu. Po prostu ciągle NIE WIEM i bardziej zależy mi na spłacie karty kredytowej, niż wakacjach. Z drugiej strony, czy jest coś co bardziej poprawia kobiecie humor, niż zakupy? Ostatnio kupuję dużo tanich gier. Odkryłam, jak zdobywać je za grosze, ale kupuje je w dużych ilościach, by zniknąć w nich na trochę, oderwać się od tej paskudnej swojej rzeczywistości.

Cóż... jest coraz gorzej. Muszę to przyznać. Jak dostałam mandat za totalną bzdurę i to najwyższy z możliwych, nawet jako border, miałam ochotę od razu rzucić się pod samochód. Przechodziłam na czerwonych światłach, nie dbając o swoje zdrowie. Oczywiście wiem, jakie to było głupie. Ale emocje buzujące we mnie są coraz większe. Na zewnątrz spokojna, obojętna, a wewnątrz wulkan. Nie umiem się uspokoić, po prostu czuję się bezradna wobec tego, co nadchodzi. Koniec wolności, koniec marzeń, trzeba podjąć nielubianą jakąś pracę, by przeżyć, a i tak nie będzie mnie stać na mieszkanie, ani na założenie rodziny. Polski rynek pracy wita. Jej.

Mam nadzieję, że u Was jest lepiej i jeszcze mnie jednak pamiętacie...

9 komentarzy:

  1. Ja pamiętam! I cieszę się, że wróciłaś...Szkoda tylko, że u mnie jest tylko gorzej z dnia na dzień i nie zanosi się, żeby było lepiej. Przepraszam za te smęty:-/ Mam nadzieję, że wyjdziesz na prostą...Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. A może nie będzie aż tak źle?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie, że Cię pamiętam! ;)
    Ciężkie chwile przychodzą i mieszają nam w życiu, ale po jakimś czasie zawsze jest lepiej. I musi być tak i u Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie koncentruj się na swoim lęku i obawach. Wiem, że to niełatwe, ale to właśnie jest to, co pogrąża. Skoro masz drugą połówkę, na której Ci zależy i vice versa - chyba nie może być aż tak źle! Trzymam kciuki, nigdy nie wiesz, co Cię w życiu spotka i życzę Ci, by to były dobre rzeczy. Uśmiechnij się - idzie wiosna! :-))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też na jakiejś huśtawce. Zastanawiam się, czy zostać czy uciekać z tego kraju. Mam tyle za co przeciw i chyba tylko brak odwagi trzyma mój tyłek tutaj.

    Cieszę się, że sprawy miłosne dobrze, a co przyniesie jutro nikt nie wie, obojętnie, czy to zaplanujemy czy nie... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę że sporo osób ma podobną sytuację i wcale nie jest to pocieszające.
    Życie jest takie krótkie... zamiast na maksa cieszyć się każdą chwilą to człowiek łapie doła... Od dłuższego czasu próbuję to rozkminić i lipa mi z tego wychodzi.
    Tak w ogóle to zaciekawił mnie Twój blog i czuję po kościach, że będę tu cześciej wpadał ;)
    Carpe diem - z różnym rezultatem, ale staram się tego trzymać i każdemu polecam;)
    Sorki za taki nieład w moim komentarzu, ale aktualnie delektuje się ouzo i czuję już chyba jego wpływ:)
    Uprzedzając - nie, nie jestem alkoholikiem:P

    Pozdrawiam
    efekt

    OdpowiedzUsuń
  7. No niestety, dziś nie jest łatwo o pracę. Sama jakiś czas temu czegoś szukałam i bezskutecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak z opóźnieniem dużym piszę, ale sama też ostatnio rzadko zaglądam na bloga...

    Czasem tak to jest, przyjaźń, ale w pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że więcej was dzieli niż łączy, a ciągłe wyciąganie z dołka wciąga Ciebie bardziej. Tu powinien pomóc psycholog, nie zawsze przyjaciel poradzi sobie z takim ciężarem. I bynajmniej mówiąc o psychologu, nie sugeruję, że ktoś jest wariatem, świrem etc... Psycholog zajmuje się przecież normalnymi ludź mi z normalnymi problemami...

    Z magisterką znam ten ból, najciężej jest się zebrać w sobie, jak już zaczniesz to idzie łatwiej ;) Ja zawsze miałam taki patent - robiłam stronę tytułową i spis treści. Jak to miałam, to uwierz mi patrzysz już nieco inaczej na ten dokument tekstowy - ma już conajmniej ze 3-4 strony. Na serio - taka głupota, a motywuje :)

    Z pracą jest kanał, ja też to mocno odczuwam. Praca na drobne zlecenia daje jakieś nedzne ochłapy, ale żeby z tego wyżyć normalnie, to nie powiedziałabym.... Na szczęście mój mąż ma lepszą sytuację i póki co to on jest filarem. Zamieszkanie z facetem w sumie fajna sprawa, jeśli miałabyś nawet kiepską pracę (ale zawsze), to dokładasz się i jest ok. Ja bym zaryzykowała - nic nie tracisz, zawsze możesz wrócić gdzie jesteś teraz ;) A zasypianie wspólnie i wspólne poranki.... to są chyba jedne z najlepszych chwil ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. autystyczny-mankut16 kwietnia 2015 13:53

    Masz jeden filar, którego możesz się trzymać - to udany związek (i od niego zacząć proces wracania do żywych). Oczywiście nie warto się na nim zawieszać, żeby się za jakiś czas nie okazało, że nie masz nic poza tym związkiem. Ale właśnie to, że chcesz spędzać tylko z nim czas też jest wyznacznikiem tego, że zaczyna ci się gorszy okres. Obserwuj się i reaguj. Sama wiesz, że to nie boli, a może przynieść ulgę. Do pewnych rzeczy trzeba się zmusić, żeby przyniosły efekt.

    Co do przyjaźni - zbyt często czytając twoje notki mam deja vu, bo identycznie dzieje się u mnie. Odpuściłam walkę o "moją przyjaciółkę". To chyba już pewna frustracja spowodowana ciągłym wyciąganiem z bagna, które ona sama skutecznie powiększa, bo tak naprawdę nie chce z niego wyjść. Rola ofiary zawsze jest "przyjemniejsza". Chyba wewnętrznie uznałam, że należy powiedzieć sobie stop i zająć się sobą. Wówczas ona przestała się odzywać.
    Jak Olka powiedziała - można być wsparciem, ale nie walczyć o kogoś mocniej niż o siebie. Czas zadbać o swoje cztery litery. Być może za jakiś czas uda wam się wrócić do relacji. Jeżeli nie - to nie opierały się na tym, na czym powinny, czyli na przywiązaniu, miłości.

    Twoje "jeej" najdobitniej pokazuje sytuację dotyczącą pracy i niestety przyłączam się. Ale wiesz, że jesteś na tyle obrotna, że zawsze coś znajdziesz. Kto wie, czy po studiach nie wrócisz z powrotem do HR? Kręciło cię to. Kręci nadal?

    Kolejne deja vu - magisterka. U mnie też stoi. Cały czas zajmowałam się swoją dorywczą pracą, no i zaniedbałam to. Ale to tylko magisterka, którą można nadrobić bardzo szybko. Ładnie rozwiązuje tę sytuację Olka, gratuluję pomysłu :D

    A na wspólne zamieszkanie - chyba rozumiem co czujesz. Chciałabyś z nim zamieszkać, ale jednocześnie być samodzielna finansowo. A w tym przypadku będziesz trochę zależna od niego. No i twój stan depresyjny nie pomaga ci w podjęciu decyzji :P

    OdpowiedzUsuń