sobota, 10 maja 2014

"Pokazałem ci życie, ale zaraz przestałem ci je dawać"

Autystyczny-mankut skłonił mnie do napisania ciągu dalszego i pewnych refleksji... - dziękuję! Myślę, że to co się stało nie tyle nie pasuje do mnie, co w końcu zaczęłam sobie pozwalać na bycie sobą. Mam bardzo wysokie libido od zawsze, ale po krzywdzie jakiej zaznałam w dzieciństwie od mężczyzny nie pozwalałam sobie na zaspokojenie. Szukałam mężczyzny, który się mną zaopiekuje, który mi da miłość w innym aspekcie przede wszystkim. A. taki był. Chyba dlatego go pokochałam i... kocham nadal. Bardziej jednak od seksu, lubiłam jak mnie przytulał, całował w czółko, troszczył się mnie. A. wprowadził mnie w ten dorosły świat. Uczył mnie jak odnaleźć się w społeczeństwie, nauczył mnie picia alkoholu (byłam abstynentką), nauczył mnie śmiać się i bawić beztrosko. Zasmakowałam w tym. W międzyczasie też skończyłam terapię, pożegnałam swoje problemy. Wyszłam z anoreksji, zau fałam ludziom - mężczyznom i przede wszystkim zaakceptowałam swoje ciało.

Na tej płaszczyźnie z A., też dochodziło do wielu sprzeczek. Uważał, że zachowuję się dziecinnie, że jestem nieodpowiedzialna, a ja... cóż pierwszy raz zachowywałam się, jak przystało na mój wiek. Byłam studentką, która polubiła imprezy, to chyba nic dziwnego? A. był 8 lat starszy, w dodatku wiecznie przemęczony zachowywał się o dodatkowe 10 lat więcej. Coraz mniej chciałam spędzać z nim czas w łóżku, czy po sprzątnięciu swojego mieszkania, jechałam do niego, by pomóc w sprzątaniu jemu. A. sam to zrozumiał. Przy rozstaniu powiedział tak: "pokazałem ci życie, ale zaraz przestałem ci je dawać". Uważałam, że to można naprawić, bo mnie został rok studiów, potem też tylko praca, zamieszkamy razem i będzie pięknie. Jednak A. był coraz bardziej wycofany. Po pracy izolował się od ludzi... w tym także mnie... Gdy przyjeżdżałam niknął w internecie i jeśli nie wzięłam jakiejś książki/laptopa potwornie się u niego nudziłam. Nie dało się go wyciągnąć na spacer, ani namówić na jakiś film (bo do oglądania koniecznie potrzebował swojego kumpla) a gdy nie przyjechałam, bo też mi czasem coś wypadło było mi cholernie przykro, że nawet nie zadzwoni... że nie interesuje się tym co się u mnie dzieje, albo co gorsza jak już się zainteresuje nie pamięta już jak to on był studentem i od razu mnie skrytykuje.

A. uważał, że się zmieniam na gorsze, ja uważałam, że zawsze miałam tą ciemniejszą naturę tylko nie zawsze dochodziła do głosu. Zawsze byłam ciekawa działania pewnych substancji, ciekawa jakby to było uprawiać seks z kimś innym, przede wszystkim wtedy, gdy A. już był tak wycieńczony, że mu się nie chciało kompletnie. A jak się mu chciało to po paru buziakach wrzucał mnie na siebie na zasadzie "zrób resztę". Wracałam od niego jeszcze bardziej sfrustrowana i pewnie temu w końcu ustąpiłam Panu nr 2, który za pierwszym razem po prostu dał mi przyjemność, sam nie korzystając, ale też.. przez te wszystkie lata robił to, czego powinnam oczekiwać od A. Płakałam? Pan nr 2 już jedzie, A. nie ma czasu. Potrzebowałam pogadać? Pan nr 2 patrzy się w moje oczy zczytując wszystkie moje emocje z twarzy, A. gapi się w laptopa z "mów przecież i tak cię słyszę". Nocna impreza? A. wzywa taxi i wraca se do domu taksówką, nawet nie odprowadziwszy mnie na przystanek na nocny autobus, Pan nr 2 jak wypił jedzie ze mną ostatnim autobusem, odprowadza pod dom, nawet jak sam potem już nie ma jak wrócić... I przede wszystkim... A. nie miał zbyt dużo wad ale jego arogancja sięgała górskich szczytów. Uważał się za cudownego, nie przepraszał, nie chciał nad sobą pracować, nie chciał kompromisów. Pana nr 2 pokochałam za to, że był taki nieidealny... taki jak ja. Wiele wad fatalnych, które ma i ja posiadam. Rozumie więc co to skrucha, przyzna się gdzie postąpił źle...

Myślę, że dlatego A. miał wiele zaburzonych dziewczyn. Były dla niego idealnym tłem, co więcej nie były pewne siebie, nie były pewne tego na co zasługują, a na co nie, więc nic od niego nie wymagały. Jak sobie przypomnę początki, jak przyjechałam do niego, a on wracał po pracy i siadał przed laptopem... To dla normalnej dziewczyny byłby to alarm, machnęłaby ręką i wyjechała. A ja co? Ja grzecznie siadałam w kąciku i czekałam, aż znajdzie odrobinę czasu, aż przytuli mnie przed snem, czy cokolwiek. Przy następnym wyjeździe po prostu wzięłam coś aby się sobą móc zająć. Problemy zaczęły się w momencie, jak zaczęłam mówić nie i mieć oczekiwania. Nie wiem może to naciągane, ale myślę że coś w tym jest, szczególnie że dwie poprzednie ex A., rzuciły go dokładnie po ok 3 latach bycia razem... to dość zastanawia, czemu taki okres...

Sama jestem zdziwiona czemu nie mam wyrzutów sumienia. Nie tęsknię nawet za A., choć wielokrotnie łapię się na tym, że ooo byłam u fryzjera ciekawe, jak nowa fryzura spodoba się A! Ooo schudłam, ciekawe, czy A. zauważy. Ooo poznałam kolesia co ma na Ukrainie plantację truskawek, A. pewnie zechce go poznać! Jednakże żadni nasi znajomi nie zauważyli zerwania. Ja sama nie czuję zbyt wielkiej różnicy, bo widywaliśmy się tak rzadko, że już się chyba przyzwyczaiłam do jego nieobecności i zerwanie niewiele zmieniło...

Co do Pana nr 2... Rola kochanki jest zdecydowanie bardzo emocjonalnie obciążająca. Nie spałam z nim od tamtej notki i postaram się jednak zachować do niego dystans. Mimo że wiem, że on w tym momencie nie może zerwać ze swoją dziewczyną i nawet mnie tez to na rękę, bo choć mnie to boli, to A. nie dostanie kolejnego kopa. A jak Pan nr 2 zerwie w podobnym czasie ze swoją dziewczyną, co ja z nim to z pewnością ktoś mu o tym doniesie, a on sobie w głowie uroi, że zerwałam z nim przez kochanka, a nie przez wspólne problemy i nie dość że wyjdę na sukę, a on po raz kolejny nie wyniesie żadnej lekcji z tego, a dwa że... no chcę mu zaoszczędzić kolejnego kopa. Niestety nie mogę nic poradzić na to, co czuję kiedy Pan nr 2 jest z nią... Nie mogę też pojąć czemu ona nagle postanowiła się ze mną zaprzyjaźnić! Pisze do mnie bardzo często na czacie i opowiada, jak to usidliła tego niby niedostępnego przez lata faceta, że ona poprzez swoją kontrolę nad nim pozwoliła mu dojrzeć i sprawiła, że jest jej posłuszny, a kiedyś myślała że jest dupkiem... I co ja niby miałabym jej an to odpisać?

Myślę, że to taka moja zasłużona kara... Zadzwoniłam do Pana nr 2 i powiedziałam mu, że mimo że stracił pracę, że nie ma gdzie się podziać, jeśli zechce z nią zerwać, to ja to jakoś jestem w stanie zrozumieć, ale chcę jakiejś deklaracji. Jeśli czuje coś do swojej dziewczyny, cokolwiek, niech walczy o swój związek. Ona ma mu chociaż co zaoferować, ja na ten moment nie. Nie mam nawet za co wynająć z nim mieszkania, więc jak przespał się ze mną przez jakiś stary sentyment - odpuśćmy sobie, zerwijmy kontakt raz a dobrze, bo ja też nie ułożę sobie życia będąc w nim zakochana... 

Jeśli jednak, jego dziewczyna jest mu totalnie obojętna i kwestia jego odejścia to tylko kwestia znalezienia pracy, którą może dostanie już w poniedziałek, to niech wyznaczy sobie jakiś okres stanięcia na nogi. Czekał na mnie 3 lata, ja też mogę chwilę poczekać, ew. porozglądać się, ale nie wchodzić w żadne jakieś bardziej stabilne relacje. Tylko niech to też będzie jakiś rozsądny okres. Powiedział, że przemyśli to wszystko raz jeszcze i przy następnym spotkaniu pogadamy... 

Cóż zobaczymy... A tymczasem... nie wiem czy chodzi o to, że nie chcę myśleć ani o A., ani o Panu nr 2, czy boję się wyrzutów sumienia, czy boję się być skrzywdzona, ale rzuciłam się w wir poznawania kolejnych mężczyzn. Nie robię niby nic złego, poznaję ich w sieci, jeśli sa w miarę inteligentni i sympatyczni spotykam się z nimi w realu, na spacer, rozmawiamy, poznajemy się... 

Tu chyba odzywa się trochę mój border... niby nie robię nic złego, ale robię wszystko, aby nie myśleć. Aby nie stanąć w miejscu i się nie przestraszyć i nie rozkminiać, że A. naprawdę juz nie jest w moim życiu, że to nie kwestia paru tygodni, ale tak już będzie zawsze. 

Myślę też, że dużo namieszały tabletki. Miałam nadwagę! JA! Kupiłam nielegalne tabletki, z pochodną amfetaminy. 100% skuteczności, tylko trzeba pamietać by jeść cokolwiek i nie można pić z kawą. Schudłam 7 kg, parę tabletek nawet zaoszczędziłam, ale też wpadłam w wir zajęć. Rolki, basen, impreza... zawsze miałam siłę na wszystko, choć czułam że dieta jest bardzo restrykcyjna. Wtedy też nawiązałam intymne kontakty z Panem nr 2. Jakbym już sobie nie radziła, zaczynała taniec na linie, aby rozładować te emocje, a Pan nr 2 był tylko częścią autodestrukcji... 


A może za bardzo to wszystko analizuję? Może naprawdę trafiło mi się wyjątkowe uczucie, jak z telenoweli, a ja chcę życia, z którego zrezygnowałam próbując być bardziej dojrzała, niż rzeczywiście byłam?

9 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że jeśli chodzi o A., to wyrwałaś się z nieco złej relacji. Skoro mu było tak wszystko obojętne w poźniejszym czasie, to pewnie się męczyłaś, mimo dalszej miłości do niego.
    A te tabletki mnie wręcz wystraszyły. Mam nadzieję, że nie zniszczyłaś sobie organizmu bardzo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie bój się ;) poza epizodem, kiedy zmiesząłam je z alkoholem i było nieciekawie (nie wiedziałam że nie wolno!) było wszystko ok. jak czułam się gorzej parę dni nie brałam ich. Jestem zdrowa i chudsza :) Uważam że wszystko jest dla ludzi, jak się umie z tego korzystać, a ja naszczęście jakieś resztki rozsądku zachowałam. Dziękuję za troskę ;)

      Usuń
    2. Przypominam o babkach, którym skutki uboczne chińskich tabletek wyszły po ponad roku, więc schładzam poskoki radości.

      Usuń
  2. Najgorzej, jak do kogoś nie dociera, co się do niego mówi (mam na mysli A.) Jednak skoro mu to takie obojętne, to tym lepiej, że już jesteś wolna z tego bądź co bądź toksycznego związku. Co się zaś tyczy tabletek to krzyczeć nie będę, bo i tak mnie nie posłuchasz :P Ważne, że jednak masz trochę rozsądku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A. nie miał za wiele wad? To my chyba o innym A. myślimy. :P I serio, zero stycznych z antypatią (szczególnie, że chłopu ostatnio współczuję i się z nim solidaryzuję, więc trochę zapomniałam o antypatii), ale poza arogancją, to z niego jest niezły egoista, empatię to zna tylko z definicji chyba no i straszny z niego nudziarz. Zalety też ma - wierny choćby, trochę paradoksalnie. Uczciwy. Szczery. Pracowity? Do przesady, więc dla związku to raczej wada. Solidny? Ponownie - w pracy tak, w związku już niekoniecznie. Jak to wszystko razem wymieszasz, to dostajesz właśnie porządnego chłopa, co wprawdzie nie zdradzi, ale i się nie zainteresuje, nie zadba, a termin "potrzeby emocjonalne" jest dla niego równoznaczny ze "szczeniackie fanaberie". Dla którego na pierwszym miejscu jest praca, na drugim praca, na trzecim hobby, dalej odpoczynek, znajomi i brylowanie w towarzystwie, co podnosi ego i dopiero jak to wszystko jest zaliczone, to związek, bo związek to dla niego jakiś chyba constans, który jak już jest to jest i nic przy nim robić nie trzeba. Na świat patrzy przez pryzmat siebie, więc jak jemu jest coś niepotrzebne, znaczy się w ogóle niepotrzebne. On czegoś nie oczekuje i nie daje, i uważa, że tak jest fair i bombowo. I nadal uważam, że spokojnie może sobie znaleźć babkę, która go takim zaakceptuje i dla której to nie będą wady, no tylko to nie jesteś Ty.

    Acha i uważam, że jest coś w tym, że chyba przejmowałaś trochę jego cechy i projektowałaś na innych, bo ostatnio sporo się dla mnie zmieniłaś. Trochę na gorsze, ale i trochę na lepsze. Chociaż może to taki okres tylko. Się zobaczy.

    Przypomnij mi, żebym Ci coś jeszcze napisała o wadach, już na kanale prywatnym. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałaś jak mnie wywołać do stołu! Do rzeczy - twój border trochę mówi za ciebie, ale widać, że terapia wpłynęła na twoje myślenie i wielkie brawa, że cały czas z jej efektów korzystasz, bo wciąż jesteś tą mądrą kobietą, którą lubię czytać (chociaż czekam aż więcej osób ochrzani cię za te tabletki, to wcale nie jest dobre rozwiązanie, nawet w krótkim czasie!). A. był przystanią bezpieczeństwa. Wiedziałaś, że demony przeszłości nie dosięgną cię przy nim, bo nie był "takim" typem. Jednak z kolei zapomniałaś o innych ważnych rzeczach, które cię (i związek) definiują i za sprawą poczucia bezpieczeństwa, po części, zrezygnowałaś z siebie, swoich potrzeb - by być akceptowana przez "bezpieczną przystań". Ty byłaś i jesteś tą, która ma przed sobą dużo smakowania życia. A on z kolei - o 8 lat starszy - miał już inne potrzeby, życie postrzegał inaczej, a po drodze wkręcił się w uzależnienie od pracy i komputera (albo od zawsze był od tego uzależniony - jednak taki świat jest prostszy, szybko dostarcza podniet i równie szybko można z niego wyjść, jeżeli coś nie pasuje). Zapomniał tylko po drodze o Tobie. Na pozór "bezpieczna przystań" nią nie była, ponieważ jego jedyną zaletą było właśnie to, że cię nie skrzywdzi tak, jak mężczyźni z przeszłości. A resztę już zaakceptowałaś, do czasu, jak widać. Wydaje mi się, że podjęłaś dobrą decyzję o niereanimowaniu trupa. Powiedz mi jedno - gdyby A. nagle się obudził i prosił cię o przebaczenie, co byś wtedy zrobiła?
    Co do namiętnego kochanka - czekam na rozwój wydarzeń :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz czytać mnie bardzo uważnie, skoro potrafisz zrobić tak trafną analizę ;). Myślę, że też usilnie próbowałam "zasłużyć" na tą swoją przystań, dlatego się mu podporządkowałam.

      Również uważam, że dobrze zrobiłam i nie żałuję, ale... czuję że teraz zaczyna dochodzić do głosu ta druga część mnie, tłumiona przez lata. Która nie tylko może urozmaicić moje życie, ale też je zniszczyć. Moim zadaniem będzie teraz to jakoś wyrównać i nad tym zapanować. Bo już nie ma przystani, która mnie uspokoi i będzie trzymać w ryzach.

      Co do A. teraz jest już troszeczkę za późno na jego pobudkę. Jednakże miłość nie znika ot tak, na pstryknięcie palcami. Mam do niego sentyment, i myślę, że jakby się bardziej postarał mógłby obudzić we mnie to co do niego czułam. Choć nie starczyłyby puste słowa, musiałby mi udowodnić swoją zmianę, np sprzedać motory, czy wynająć normalne mieszkanie. Starać się o mnie jakiś czas pokazując, że jednak był w stanie nauczyć się dzwonić.Czy zmienić pracę... Myślę, że wtedy byśmy się dogadali jakoś i choć to co teraz napiszę zabrzmi pewnie trochę chamsko, dzięki kochankowi poznałam tez lepiej swoje potrzeby, mogłabym A. na nie naprowadzać skuteczniej. No ale umówmy się to nigdy nie nastąpi ;) a on nigdy nie miał zbytniej ochoty zajmować się moimi potrzebami. Także w cuda nie wierzę, choć pewnie byłaby to lepsza opcja, niż bycie kochanką zajętego chłopaka, z którym może i nigdy w życiu się nie zejdę.

      Usuń
  5. Skomplikowane to Twoje życie, nawet bardzo. Już nie wiem, czy jestem "po Twojej stronie". Nie przeszkadza Ci, że Pan nr 2 ma dziewczynę? Względy materialne determinują wszystko? A jak czułabyś sie na miejscu tej dziewczyny? Staram się nie osądzać, ale w tym wszystkim trochę zabrakło zwykłej przyzwoitości.
    Jeżeli przeginam, to mnie ochrzań, wszak "no body is perfect":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przeginasz ;) masz całkowitą rację. Bardzo mi przeszkadza, że ma dziewczynę, ale nasza relacja zaczęła się jeszcze przed tym jak się z nią związał. Chyba dzięki temu miałam jakby mniej oporów, a teraz... teraz rola tej drugiej jest tak mocno obciążająca emocjonalnie, że trochę brakuje mi empatii. Moja sytuacja jest tak skomplikowana, ze po prostu nie umiem myśleć dodatkowo o innych z tej sytuacji, jeśli wiesz co mam na myśli...

      Jest gdzieś tam na moim sumieniu, ale ponieważ dodatkowo niespecjalnie ją lubię, wolę na razie zrzucać ją na jego sumienie i próbuję uporzadkować sytuację ze swojej strony, bo aktualnie to ona jest szczęśliwa, a ja nawet nie wiem czy mam na co liczyć ;). I nie pasuje mi to, będę naciskać na niego na jakąś konkretną deklarację, a sama poznaję nowych ludzi i staram się żyć tak jakby Pana nr 2 w ogóle w moim życiu nie było. Czas pokaże jak to się dalej potoczy

      Usuń