sobota, 22 czerwca 2013

Nie lubię ludzi - szukam przyjaciół

JA: W zasadzie cieszę się, że J. nie mógł iść z nami. Lubię czasami pobyć z Tobą sama.
MISIEK: Cóż, byłoby zabawniej, ale Ty nie lubisz ludzi.
JA: Żartujesz sobie? Polubiłam ich, imprezy, zabawę, mam coraz więcej znajomych!
MISIEK: Znajomych, ale wciąż trzymasz ich na dystans. Wcale nie zmieniłaś się tak bardzo, jak myślisz. Znam Cię.

Ta rozmowa z A. odbyła się już jakiś czas temu, ale wciąż siedzi mi w głowie i chyba muszę przyznać, że Misiek znam mnie ciut lepiej, niż ja sama. To przykład sytuacji jednej z wielu, gdy to okazuje, a najfajniejsze w tym jest to, że potrafi powiedzieć coś przykrego, wytknąć wadę, w tak oczywisty sposób, jakby stwierdzał, że koty mają wąsy. Mówi to z pełną akceptacją, nie ma w nim cienia irytacji, dzięki czemu jedynie cieszę się, że mój kochany mnie dobrze poznał, a nie wściekam się, że coś mi wytyka.

Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że ma rację. Nigdy nie byłam jakoś super towarzyska. Staram się być grzeczna i miła, przez co lgnie do mnie dużo osób i rzeczywiście za swego czasu wręcz musiałam się od ludzi izolować, którzy chcieli czegoś tak absurdalnego ode mnie, jak jakieś spotkanie, wyobrażacie sobie?

Mam 3 przyjaciółki. 

Z G, zaprzyjaźniłam się tylko dlatego, że jako jedyna w gimnazjum nie dziamała na okrągło i też lubiła ciepło, więc na każdej przerwie szukałyśmy parapetu nad grzejącymi kaloryferami, by usiąść na czymś ciepłym z dala od grupy i sobie pomilczeć gapiąc się w okno. Z czasem więź ewoluowała.

Z A. zaprzyjaźniłam poprzez bloga, co tylko potwierdza moją anty społeczność. Wokół tyle ludu, a ja przyjaciół szukam w necie ;P. Obie wówczas chorowałyśmy na anoreksję, więc szybko nawiązałyśmy bliskie kontakty. Częste spotkania, wspólne problemy. Niestety coś się stało i zerwała kontakt. Poprosiła mnie parę miesięcy temu, bym dała jej więcej czasu, ale mogę jedynie się teraz o nią martwić.


T. z kolei poznałam JEJ! Także przez net, na tym samym forum co Miśka. Na szczęście też mieszka w moim mieście, ale rzadko się spotykamy. Uwielbiam z nią rozmawiać, ale niestety gubię się kiedy jest obok, a ja jestem trzeźwa. Jak ze wszystkimi.

Kiedy tylko się z kimś umawiam na pogaduchy, jest fajnie przez pierwsze pół godziny. Potem mam ochotę uciec, zastanawiam się kiedy gość sobie pójdzie, albo kiedy najgrzeczniej będzie już sobie pójść... Oczywiście mam swoje dobre i złe dni. W dobre, kiedy przejmuję cechy ekstrawertyczki, albo po protu chcę się zabawić z kimś, i złe kiedy wymyślam, że jestem, chora, zawalona projektami i nie, absolutnie nie dam rady, nie odbieram domofonu, jak ktoś "akurat jest w pobliżu". Co nie znaczy, że nie pragnę z nikim kontaktu. 

Nie wiem czemu tak się dzieje. Może dlatego, że siedząc przy kompie łatwiej jest odejść? Jak zaczynam się nudzić mogę się czymś zająć. Niektórzy musieli przyzwyczaić się, że nagle znikam, bo robię parę rzeczy na raz i nagle jedna z nich zabrała na dłużej moją uwagę. Mimo wszystko na spotkaniu nie da się zrobić ZW (zaraz wracam). Nie ma przerwy, jest tylko druga osoba, która liczy, że poświęcisz jej całą uwagę. 

Możliwe, że to przez moje zaburzenia zachowania typu borderline. Zawsze skupiałam się na objawach samego bordera, wiążącego się z impulsywnymi zachowaniami, zmiennością nastroju, zapominając, że zaburzenia zachowania same w sobie są, jakby buntem. Niedostosowaniem się do panujących zasad społecznych, moralnych. Niedawno miałam to na ćwiczeniach, na które zresztą spóźniłam się po raz siódmy z kolei. Zawsze to tłumaczyłam innymi czynnikami: jestem spóźnialska, nie mam po prostu ochoty się spotkać, co z tego, że skłamię, że się źle czuję?, że szybko się nudzę... A chyba to po prostu część mojego zaburzenia, z którą powinnam jakoś walczyć.

Drugim problem jest cielesność. No nigdy się nie przyzwyczaję i nienawidzę: ściskania, przytulania, klepania po plecach, wieszania się na ramieniu, buziaczków w policzek, buziaczków w usta, buziaczków jakichkolwiek, głaskania po głowie, bawienia się moimi włosami. BRRRR! Czuję się wtedy nieswojo i mam ochotę uciec.Nie umiem nawet przytulić się do ciotki, z którą mieszkam. Oczywiście witam się z ludźmi grzecznie i z uśmiechem, ale jak przekroczą granicę parę razy w ciągu spotkania, czuję się wprost fatalnie.


No ale, jak Walczyć to walczyć! Ogłaszam projekt POK. Chcę stworzyć nowe bliższe relacje z P, O i K i sama zaproponuję im spotkania i będę dręczyć, by spotykać się z nimi częściej ot co! A może ktoś z Was jest z Warszawy i chciałby dołączyć do mojego projektu ;P? Nie jestem, aż taka znowuż straszna, no i chcę się zmienić, więc czekam na zgłoszenie kandydatur ;P

Tylko jedno jest jeszcze dla mnie niezrozumiałe... Kiedy i jak Misiek staranował wszystkie moje bariery? Czemu jego dotyk jest kojący? Czemu jego pragnę non stop, a w towarzystwie przyjaciółek już jestem jak nieoswojone zwierzę?

19 komentarzy:

  1. w zyciu nie chodzi o to by miec stu przyjaciol ktorzy w trudnej chwili nie wyciagna do ciebie reki ale wlasnie o to by miec jednego a prawdziwego na ktorego mozna liczyc

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci tak ja też nie jestem aż tak towarzyska a ostatnio nawet ludzie doprowadzają mnie do białej gorączki. Ważne żeby mieć obok kogoś na kogo możesz liczyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też się boje ludzi. A zagadka miśka? Zapewne to, że go kochasz, to sprawia że sdotyk jest kojący a bariery znikają.
    p.S. Co do PDFów to miałaś na mysli zmiane rozszerzenia pliku?

    OdpowiedzUsuń
  4. "Maam taak samooo jak Tyy" :)
    Ale poważnie, to też w towarzystwie przyjaciółek czuję się jakoś nieswojo. A do szału doprowadza mnie, kiedy ktoś stanie naprawdę blisko mnie. Czuję, że narusza mocno moją prywatność i robię wszystko, żeby się odsunąć. Ze spotkaniami też tak mam - przez pierwsze pół godziny, może nawet troszkę więcej, jest dobrze, a potem szukam sposobu, żeby się wycofać... I fakt, internet to zupełnie inna sprawa. Tu mogę się wycofać w dowolnym momencie i jest ok.
    Co do Twojego Miśka - to kwestia uczuć pewnie, skoro kochasz to pragniesz bliskości, dotyku :) Zupełnie zrozumiałe :)

    PS. Masz rację, nie rób prawka. Chyba że zrobisz i będziesz miała naprawdę fajne auto - wtedy i na zakupy można jeździć, bo w dobrym samochodzie to i jazda przyjemniejsza ;) A Matiza nie polecam! Nigdy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam podobnie jak Ty: czasem naprawdę chętnie spędzam czas z ludźmi a czasem... eh.
    A do "projektu" chętnie dołączę, chciałabym Cię spotkać skoro mieszkamy w jednym mieście :)

    OdpowiedzUsuń
  6. odpowiedz jest jedna. Misiek jest cudotwórca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bez reklam zdecydowanie lepiej, właśnie przez nie nie obejrzałam całego, bo mnie wkurzało to czekanie. ;/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ludzi to i ja się boję, kiedyś przez to nie poszłam na uczelnię. Jeśli mam jakieś bliższe osoby, to stały się bliskie głównie przez swoje działania i to, że przebywałam z nimi bardzo często. Z niektórymi ludźmi lubię spotykać się na godzinę, z innymi mogłabym siedzieć dłużej, ale po jakimś czasie staje się to dla mnie męczące ;)
    Ja mieszkam w Warszawie w roku akademickim, ale nie wiem, czy na wakacjach tam będę, także moja kandydatura byłaby trochę chyba nie taka ;P

    OdpowiedzUsuń
  9. też mam czasami takie dni, kiedy zamknęłabym się najchętniej w domu, nie otwierała nikomu i była niewidzialna dla każdego. najczęściej tak się dzieje w zimę, wtedy zapadam w tzw. "sen zimowy" ;) jednak tak to z reguły jestem osobą towarzyską. wolę spotkania niż komputer. ale jak każdy, też muszę czasami odpocząć od ludzi ;)
    i powodzenia w projekcie! niestety, nie jestem z Warszawy, ale gdybyś była kiedyś w łódzkim, to pisz :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Dokładnie cię rozumiem. Ja też niby poznaje nowe osoby, a jednak trzymam je na dystans. Chyba najlepiej dogaduję się z moją klasą w szkole, bo wiadomo, ze jak długo się z kimś przebywa to idzie się przyzwyczaić, ale jeśli np. ktoś z kim występowałam w szkolnym przedstawieniu, a wcześniej nie rozmawialiśmy wcale nagle mnie zapyta czy dam sie namówić na jakiś mały spacer, to zawsze szukam jakiejś wymówki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą zazdroszczę ci takiego chłopaka i życzę szczęścia.

      Usuń
  11. A myślałam, że ja jedna mam takie aspołeczne zapędy. Ludzie mnie męczą, stresują i bardzo dużo czasu zajmuje mi oswojenie się z czyjąś obecnością. Kontakt przez internet jest o niebo łatwiejszy, bo zawsze istnieje bezpieczny czerwony krzyżyk, który pozwala zostać znów samemu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja też jestem raczej typem samotnika, lubię ludzi, ale potrzebuję też swojego azylu.

    OdpowiedzUsuń
  13. :) masz tak jak ja :)

    Owszem niby ludzi lubię, niby nawet mam etapy, że to do jakiegoś zespołu się zapiszę, to do jakiejś grupy, to z jakimiś koleżankami pospotykam się intensywniej przez 3 miesiące ...

    Jednak najlepiej jest mi w ograniczonym towarzystwie. Ja i mój Mąż. Wstyd przyznać, ale mam czasem takie dni, że własne dziecko mnie denerwuje :/ (to mnie przeraża :()

    Co do dotyku identycznie. W domu rodzinnym, jak siostry chciały się przytulić, pocałować, albo jak mama tego chciała - ja dosłownie uciekałam.

    I nie mam żadnej choroby, na którą mogłabym to zwalić. Rodzinę mam prawie idealną. Nie mogę powiedzieć, że w dzieciństwie nie okazywano mi uczuć.

    Pamiętam, że był taki okres, nie wiem ile mogłam mieć, 3-4 latka? Bawiłam się z tatą, wiesz łaskotki, "buksanie" głową ... i to koniec. Później pamiętam jak byłam w pierwszej klasie podstawówki. Moja mama wyjechała za granicę pracować na kilka miesięcy. Wtedy już z pewnością nie pokazywałam po sobie, że jest mi źle, wtedy już nie płakałam przy innych ... Zawsze niby twarda byłam.

    No i właściwie tak do czasu kiedy poznałam Męża :) Matko, do tej pory nie potrafię zrozumieć jak to się stało. Ja mu na pierwszych spotkaniach opowiadałam takie rzeczy, których najbliższa koleżanka o mnie nie wiedziała ani nikt inny :) i kwestie dotyku przełamał nie wiadomo kiedy i jak :)

    Z tym, że tak poza tym, że On wkradł się w moje życie, reszta pozostała bez zmian. Z ludźmi raz na jakiś czas lubię się spotykać. A tak to lepiej mi samej. I nie chodzi o to, że kogoś nie lubię. Nawet nie jest tak, że ktoś mnie denerwuje, nudzi czy co kolwiek. Po prostu. Jak się z kimś spotyka, to ten ktoś coraz bardziej wchodzi w twoje życie. Coraz lepiej Cię zna. Coraz więcej doradza. Coraz więcej chce wiedzieć. STaje się coraz bliższy. I tej bliskości jak chyba właśnie nie chcę. Dlaczego? nie wiem.

    W sumie dzięki blogowi, mocno się otworzyłam na ludzi. Ba nawet już są osoby, którą wiedzą, że Yllla to ja. Jednak ciągle walczę sama ze sobą i swoją chęcią ujawnienia się. Rodzina nie wie, albo nie zdradza się ze swoją wiedzą o moim blogu - bo jakby się cofnęli, do postów gdzieś tam z pierwszych lat, jak bloga prowadziłam po to żeby się wypisać, a nie żeby ktoś mnie czytał, to pisałam o tym co czuje. I wgłowie lampka mi się zapala "a jeszcze przeczytają to, może będą chcieli porozmawiać o tym ..."

    Jestem dziwna, ale ogólnie nie jest mi z tym źle :) Wszystko idzie swoim tempem, Może kiedyś się zmienię :)

    Ale się rozpisałam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dodam jeszcze tylko, że Męża przez internet poznałam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jesteś... jesteś... taka... ANTISOCIAL! <3
    Może nie powinnaś się aż tak martwić o to, że nie lubisz, kiedy ludzie cię przytulają i okazują taką cielesną czułość. W końcu nie każdy musi być żywą maskotką i masz prawo do swojej bańki, której granicy nie można przekraczać. ^^ Dla pocieszenia dodam, że mam tak samo, stąd ta nazwa Antisocial. :) Da się z tym żyć.

    OdpowiedzUsuń
  16. To jest zaburzenie psychiczne? O kurczaki, też to mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie to nie zaburzenie, tylko ja mam inne zaburzenie, którym mogę to wytłumaczyć ;)

      Usuń
  17. A widzisz, miałem na dziś dwa tematy na notkę do mojego blogu, jeden temat podobny do Twojego, wybrałem jednak drugi, którego opublikowałem. Na tamten w następnej notce ale już dziś powiem, że samotnikiem jestem z powodu wielu przyczyn związanych z wydarzeniami z mojej przeszłości. Konkretniej mówiąc: Samotnikiem jestem, bo tak czuję się bezpieczniej.

    OdpowiedzUsuń