środa, 17 października 2012

Facetonieróbstwo i lepiejwiedztwo.

Może i jestem dzieckiem nowej generacji, związków partnerskich, równouprawnienia, ale wydaje mi się, że nie ma znowuż nic dziwnego w mojej alergii na:
  • dumne głowy rodziny
  • panów domu
  • "ja zarabiam, ty siedzisz w domu i masz wszystko w nim robić"

Ok, nawet zakładając, że kobieta jest typową, niepracującą kurą domową to nie widzę nic strasznego w tym, aby zmęczona głowa rodziny po pracy, nieco swojej kobiecie pomogła, jeśli ta się nie wyrobi. Są przecież takie dni, kiedy większe sprzątanie, dzieci, obiad, zmywania - to sprawy nie do ogarnięcia przed późnym wieczorem, więc co? Skoro pan domu zrobił swoje, to nieważne, że żona zapierdziela dwa razy dłużej, on jest zmęczony, i on musi odpocząć. A już istny szlag mnie trafia, kiedy nadchodzą święta. Niektórzy panowie dostając wcześniej wolne korzystają z tego, jak z urlopu, podczas gdy ich panie zasuwają na trzy etaty zakupowo-gotująco-sprzątające.

Owszem, wiem że nie wszędzie tak się dzieje, ale u wielu znajomych mi ludzi, nie mogę wręcz uwierzyć w to, jak wygląda ich życie! Szczytem chyba jest facet mojej matki, który mieszkał z nią i starszym wujkiem chorym na Alzheimera. Starszy niechętnie korzystał z pieluch, wysmarowywał dom, dzień w dzień, kupą, przez co zalęgły się tam robale, aż w końcu spalił część mieszkania. Matka została sama z załatwieniem dla niego ośrodka, z posprzątaniem mieszkania, odkażeniem go, a także odmalowaniem. Jej kochaś wracał coraz później i później, po piwku z kumplami, po dwóch, po pięciu... A i raz jej nawet dołożył po pijaku sikając na środek przedpokoju.


Tu gdzie oboje pracują, sytuacji takiej nie rozumiem wcale. Dla niektórych facetów po prostu normalnym jest to, że kobieta ma się zajmować domem, nieważne czym zajmuje się na co dzień. MASAKRA. Co więcej uważają, że to ich święte prawo ( z dupy wzięte) i niektórzy tłumaczą to tak:

"Ja naprawiam kran, przeprowadzam remont, to żona niech sprząta i robi mi kanapki, ewentualnie niech nie płacze, jak coś się popsuje"

Ok, fajnie, tylko dlaczego kobieta ma tyrać dzień, w dzień, skoro remont robi się raz na kilka lat, a sprzęty psują się od czasu, do czasu? Z gotowaniem jeszcze umiem zrozumieć. Nie każdy musi umieć opanować tą trudną sztukę, ale kanapki każdy głupi umie zrobić, a zmycie po sobie, czy odkurzenie czasem, to też nie jest zbyt skomplikowane, czyż nie?

Osobiście nic nie mam, gdy jedno z dwojga po obustronnej akceptacji zajmuje się domem, a drugie pracuje, ale litości... wydaje mi się, że związek to też pomaganie sobie nawzajem. Ja osobiście nie umiem siedzieć przed telewizorem,kiedy mój chłop z czymś się męczy i (na szczęście) na odwrót. Ja ścieram kurze, on łazi za mną z odkurzaczem, ja gotuję, on obiera ziemniaki, albo zmywa, albo gotuje przy następnej okazji. Z kolei, jak on robił remont, podawałam, co potrzebował, oklejałam taśmą ściany i folią meble, karmiłam go, czy jechałam do sklepu, gdy czegoś zabrakło. TO JEST NORMALNE (oczywiście wg. mnie).

Zaznaczyłam, że to moje zdani, bo coraz częściej widzę też przebłyski powracających stereotypów. Dla mnie mocno niedopracowanym programem jest: "Perfekcyjna Pani Domu". Owszem czasem tam napomyka, aby mężowie w czymś tam pomogli, ale kto przechodzi szkolenie ze sprzątania? Kogo oceniają za bałagan w domu, mimo że mieszka w nim kilka osób? Sam tytuł mówi kogo. Jeśli dom jest zapuszczony to dopuściły do tego obie osoby, szczególnie, że nie raz kobieta na etacie SAMA w programie musiała uporać się z doprowadzeniem go do porządku. Klawo. Szerzmy te przekonania dalej.


- Kochanie nauczyłam się nowej pysznej potrawy, mogłabym Ci gotować codziennie! - słodzę mojemu A., a on z kolei odpowiada:
- Tylko uważaj, abyś za wzorem znajomych sama z siebie nie zrobiła służącej. Nie musisz dla mnie robić wiele, mi zależy, abyś czuła się spełniona i szczęśliwa.
I tym uroczym dialogiem podsumowującym, jak kochający facet powinien się zachowywać, zakończmy temat.

A co Wy o tym myślicie?
Zaznaczam jeszcze raz, że nie oceniam wszystkich, ale tą konkretną grupę społeczną mającą spaczone pojęcie na temat pracy w domu i wyjebane, jak ich kobiety się męczą. Może usłyszę jakieś lepsze argumenty, za tym, czemu tak być powinno, albo może Wam też się to nie podoba?

41 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że masz straszne feministyczne poglądy. No może znowu nie aż takie straszne, ale cząstkę feminizmu tak dostrzegam. Ja to widzę trochę inaczej niż Ty. "Obowiązkiem" faceta jest zarobić na rodzinę, kobiety - zająć się rodziną (i domem). I to jest podstawa. Jeżeli pensja faceta nie wystarcza, przez co kobieta musi iść do pracy, obowiązek pierwszy zostaje podzielony, więc i drugi również musi być podzielony. Inna sprawa jest, gdy kobieta idzie do pracy, bo chcę się spełnić zawodowo. Jeżeli robi to tylko dla zaspokojenia własnych potrzeb, to dla mnie to zwykła przyjemność, a nie praca i tak to należy traktować. Jedna osoba będzie realizować się w pracy, druga chodząc na basen czy jeszcze coś innego. Ale to jest przyjemność, więc to jest tak, jakbym np. miała rodzinę, mąż by pracował, a ja codziennie chodziła na basen i jemu kazała jeszcze w domu sprzątać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, ciekawe spojrzenie.

      Nie jestem feministką, ale uznaję związki partnerskie, gdzie ludzie ze sobą rozmawiają i współpracują, co kto może zrobić, aby obowiązki były rozdzielone po równi i nikt nie czuł się poszkodowany.

      Uważam też, że praca to praca, a nie basen. Nie idzie się tam na godzinkę, tylko na 8 godzin, czy nawet kilkanaście i nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy facet zarabiający więcej, rozkazuje mi rzucić obowiązki służbowe i siedzieć w domu, niezależnie od moich aspiracji, bo spójrzmy prawdzie oczy, pogodzenie jednego z drugim samemu jest praktycznie niewykonalne, ew. zbyt wyczerpujące. I co? Tzn, że ze względu na stereotypy mam być nieszczęśliwa, bo partner nie chce mi pomóc? Pal licho feminizm, jakby facet był w takiej sytuacji, w życiu nie pozwoliłabym, aby się zmarnował i był niezadowolony z życia, tak po ludzku.

      Usuń
    2. Ale jak pójdę na 8 godzin na basen to też będę zmęczona. Jeżeli pracujesz bo chcesz, a nie bo musisz, to jest przyjemność. Bez względu na to, co tam robisz. Przyjemności też czasami męczą, ale to mimo wszystko przyjemności.
      Nie mówię, że facet nie ma nic robić, ale nie to są jego "obowiązki".

      Usuń
    3. Ignis, pracuję i co? Nie dostaję za to wynagrodzenia? A kiedy dostanę, to rozumiem mąż z tych pieniędzy nie będzie korzystać? Nie przeznaczę ich na wyposażenie domu albo wspólny wyjazd? A co jeśli pensji męża na coś zabraknie? Nie sięgniemy po moje pieniądze? A może sięgniemy, ale mąż będzie musiał to odpracować w obowiązkach domowych?

      No i co jeśli mąż również wykonuje pracę przynoszącą mu satysfakcję? Rozumiem wtedy to też nie praca a przyjemność. W końcu on też nie musi pracować, żona może iść do pracy, a on wtedy będzie zasuwać w domu, czy mu się to podoba, czy nie.

      Strasznie masz martyrologiczne podejście moim zdaniem. :)

      Usuń
    4. Co do samej treści notki - u mnie obowiązuje zasada "przeszkadza ci to, więc to zmień" i "jeśli sam/a czegoś nigdy nie robisz, nie wymagaj tego od innych". Ja np. nienawidzę wycierać kurzy, prawie nigdy tego nie robię, ale jednocześnie zakurzone regały nijak mi nie przeszkadzają. Jak komuś bardzo przeszkadzają i chce koniecznie odkurzone niech weźmie ścierkę i odkurzy, mi tam rybka. Za to przeszkadza mi np. nieumyta toaleta, więc jakoś nie zastanawiam się, kto ile razy i kiedy mył tę toaletę, biorę szczotę, płyn, myję i już.
      Proste? Proste.

      Usuń
    5. Generalnie współczuję ludziom, którzy pracują bez przyjemności ;), ale nawet ta praca, która wykonywana jest z naszego powołania, wymaga sporo wysiłku. Ludzie którzy nie są zawodowymi pływakami nie chodzą na 8h na basen, a jak chodzą to też jest ich praca, po której (z przyjemnością, czy bez) są padnięci i zapewniam Cię, że nie nadają się do gotowania, sprzątania, mycia podłóg, by po ok.6h snu zacząć dzień od nowa.

      A co jak facet np. pracuje i by samemu utrzymać rodzinę, i dlatego bo lubi?
      Tzn. że jak wróci padnięty po pracy śmiało mogę go zagonić do roboty? A jak nie lubi swojej pracy to mu już nie wolno mi pomóc? E, naciągane to ^^'.

      Nie twierdzę, że facet ma wszystko robić za kobietę, ale wydaje mi się, że czasem nawet, jak sam pracuje tylko, powinien jej pomóc, gdy ona się nie wyrabia, podczas świąt, a czasem ot tak, bo kocha, bo chce aby kobieta spędziła z nim czas, a nie tylko podstawiała pod nos. Zaś jak pracują oboje, to musisz założyć, że jeśli kobieta nie jest cyborgiem, nieważne, czy pracuje dla przyjemności, dla rozwoju (każdy ma prawo do szczęścia), czy aby pomóc finansowo (tego nigdy za wiele), byłoby jej w cholerę trudno zrobić wszystko samej. Przy rozłożeniu obowiązków na dwoje, nie jest to już tak obciążające, a jak ludzie już sobie je rozłożą - sprawa indywidualna.

      Usuń
    6. Nie zgodzę się z tym, że skoro pracuję, bo chcę to musi być to przyjemne. Ignis masz rodzinę? Męża i dzieci?

      Co z tego że Facet pracuje a ja siedzę w domu? Po pracy jest zmęczony ale wraca do domu i powinien być 100% ojcem. Na odpoczynek jest czas jak dziecko śpi. Zarówno kobiety jak i mężczyzny.

      Usuń
    7. Ignis - już sobie wyjaśniłam. Nie dziwię się Twojemu podejściu. Napisz komentarz za kilka lat, jak znajdziesz Męża, urodzisz dzieci i będziesz Panią w swym domu;)

      Usuń
    8. Obowiązkiem faceta jest zarobić na rodzinę - w dzisiejszych czasach wielu może mieć z tym problem, pomimo tego, że bardzo by chcieli. Więc jak kochamy swoich facetów to nie wmawiajmy im, że to ich obowiązek.
      Wg mnie czasy się zmieniły i w większości rodzin pracuje zarówno mężczyzna jak i kobieta (pomijam okres macieżyńskiego, wychowawczego) więc i podejście do obowiązków trzeba zmienić.

      Usuń
  2. Jednym z przypadków pomijając chorobę, nieobecność w domu przewlekłą itp. usprawiedliwiającą faceta w nic nie robieniu jest ... jego śmierć lub kasa, którą zarabia i stać go na wynajęcie pomocy domowej. Jeśli kobieta nie pracuje w ogóle poza domem to też może się trochę czuć zwolniony, ale dla towarzystwa mógłby coś tam grzebnąć. Który powiedział biorę sobie Ciebie za kucharkę sprzątaczkę i żonę i nie .....itd.;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja teściowa jest taką typową kurą domową. Zawsze siedziała w domu i opiekowała się dziećmi, zajmowała się domem. Teściu policjant, zarabiał i mówił " Ty siedź w domu, ja zarobię na nas wszystich" Ale teściowa zbuntowała się na starość bo zaczęła wariować z dupnym policjantem. Teraz dorabia sobie u koleżanki w butiku:P Mój M też mi tak kiedyś powiedział ale ja nie wyobrażam sobie całego życia spędzić przy garach, czy ślęcząć nad kiblem by wymyć go do perfekcji. Zwariowałabym prędzej czy póżniej;P Dlatego u nas na szczęście jest tak,że oboje sobie pomagamy;) Ja zmywam od wciera naczynia. Gdy sprzątam, on wyniesie śmieci:) A czasem ja pomogę mu np umyć samochód;) Wydaje mi się, że tak właśnie być powinno:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jestem zdania, że tak powinno być w domu jak obojgu pasuje. Żadnych z góry ustalonych reguł. Wolność Tomku w swoim domku. U mnie w domu rodzinnym była inna sytuacja - rodzice mają duże gospodarstwo - mama pracuje tak i na tym gospodarstwie jak i ogarnia dom. Ojciec ma kupę zajęć poza domem (mnóstwo maszyn, budynków, pola, łąki, zwierzęta etc ). Trudno sobie wyobrazić, żeby np zamiast meliorować łąki, kosić trawę czy naprawiać ciągnik stał przy matce ze ścierką i wycierał talerzyki. Tylko on czas na odpoczynek zawsze znajdzie - mama nigdy. Mój mąż pochodzi z kolei z kraju, gdzie kobiety w sporej mierze zajmują się głównie domem i dziećmi. Siostry męża są jednak wykształcone i poza zajmowaniem się domem również pracują. Ale u nich jest też tak, że do prania i sprzątania czy prasowania często przychodzą pomocnice. Teściowa sama jedynie robi zakupy i gotuje i sprząta na bieżąco. Teść sama nawet sobie herbaty nie zrobi. Mój mąż natomiast jest bardzo samodzielny. Pomaga mi w domu tyle, ile trzeba. Mamy teraz zmywarkę, więc zmywanie odpadło, ale przedtem on często brał się za zmywanie. Pranie nie jest żadnym problemem bo przecież jest pralka. Odkurzanie i wynoszenie śmieci to jego działka, ale czasem i ja to zrobię jak np wychodzę z domu a wor pełen to ja go biorę po drodze a nie czekam, aż on wyniesie. Ja pracuję od 7 do 15, mąż teraz pracuje w domu ale często wyjeżdża. Nie mam problemu z pozostaniem w domu z dziećmi sama. Zawsze sobie poradzę. Muszę i chcę pracować, bo mąż nie ma stałej, pewnej roboty a ja tak. Było tak, że ja chodziłam do pracy a on siedział z małym Olkiem. Nigdy nie narzekał. Uważa, że to jego obowiązek zajmować się własnymi dziećmi. Ja w domu lubię sama robić wszystko po swojemu, więc nie wkręcam za bardzo starego w wycieranie kurzy czy zmywanie podłogi, ale na pewno miałabym ostre zęby na faceta, co po pracy leży i odpoczywa a ja po pracy uwijam się w domu jak w ukropie. Musi być jakaś równowaga w domu. Ja nie umiem usiedzieć w miejscu w chałupie i wiecznie coś robię a mąż każe mi siadać na dupie i odpoczywać. Więc u nas jest ok. Poza tym - to jest bardzo miłe i fajne, jak facet chce pomóc swojej kobiecie w domu. To takie zbliżające. Ale w wielu domach Mononoke jest właśnie tak, że chłop nie robi nic. Teraz to się trochę zmienia i dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam jestem tego zdania ze facet pomaga kobiecie a kobieta facetowi dlaczego maja sie ze soba meczyc jesli ze soba razem zyja ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój ojciec ma poglądy jak opisani przez Ciebie faceci, on zarabia, a moja mama ma zapieprzać, opiekować się dzieckiem i jeszcze ma pretensje do niej, że pieniędzy do domu nie przynosi. Szczyt wszystkiego normalnie...
    A mój facet to dopiero rozpieszczany był, nie dość, że jedynak, to jeszcze przez matkę i babcię wychowywany. Cały czas koło niego skakały, szok, że musiałam go nawet uczyć mycia naczyń. A w szoku jestem dodatkowo, bo właśnie takie skakanie koło niego go męczy i sam się pali, żeby mi pomóc przy obiedzie, w zakupach i sprzątaniu.
    Wiesz co jest właśnie najgorsze? To, że tak naprawdę to naszym własnym obowiązkiem jest sobie faceta wychować tak, żeby pomagał, bo niestety, matki i ojcowie często zawodzą...

    OdpowiedzUsuń
  7. Zarówno ja, jak i mój A. nie jesteśmy pedantami. Nauczyłam się jednak jednego, mężczyźnie należy powiedzieć co ma KONKRETNIE ZROBIĆ. Nie wystarczy powiedzieć posprzątaj łazienkę. Bo umyje tylko wannę. I nie zrobi tego specjalnie. Mówię teraz: posprzątaj umywalkę, wannę, toaletę, umyj lustro, wytrzyj podłogi.
    Owszem, większość rzeczy robię sama, ale nauczyliśmy się, że gotowanie, pieczenie, sprzątanie, wszystko dzielimy.
    Jest dobrze, ale zawsze mogło by być lepiej, choć w sumie ja sama uczę się być Panią domu

    OdpowiedzUsuń
  8. Czasy się zmieniają, kobiety mają prawo pracować i na pewno ciężko jest im pogodzić utrzymanie domu z robieniem kariery. Z drugiej strony, nie ma się co oszukiwać - przez praktycznie całe istnienie człowieka kobieta zajmowała się ogniskiem domowym, a mężczyzna zapewniał przetrwanie. Ciężko będzie zamienić te dwie role w zaledwie kilka lat albo chociaż spróbować przekonać społeczeństwo do dzielenia się obowiązkami pomiędzy obiema płciami. Na pewno z czasem cała ta idea ewoluuje i takie (dość nowoczesne) zachowanie będzie na porządku dziennym, ale na razie musimy pocieszyć się wyrozumiałością partnerów. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zarabiam nie dużo bo 260 euro na miesiąc. Są też dziewczyny które zarabiają więcej aczkolwiek więcej pracują. Ja pracuję od 15 i do moich obowiązków należą tylko dzieci. No mało kasy. Ale mam ją tylko na swoje wydatki. Nie obchodzi mnie mieszanie, jedzenie, światło, ciepła woda, internet, paliwo bla bla bla... Więc w sumie jest dobrze. Ktoś powie, że zarabia 1100 euro ale ile ma tego wydatków.

    OdpowiedzUsuń
  10. wydaję mi się, że teraz już coraz rzadziej widuje się takie przypadki. przynajmniej tam gdzie byłam i tam gdzie mieszkam nie zauważyłam nic takiego. taki tok myślenia mają przede wszystkim ludzi starsi niż dzisiejsze małżeństwa. prostym przykładem są moi wujkowie, gdzie obowiązkami się dzielą jak na małżeństwo przystało. po za tym, jeśli taki facet nic nie robi i nie chce nam pomagać to postawmy go przed faktem dokonanym. "wychodzę na cały dzień, postarają się (nie zrób) zrobić to co napisałam ci na kartce 9lub powiedziałam)" itd. dość banalne, ale bardzo często skutkuje i daje facetom do myślenia, że kobieta w domu ma dwa razy więcej robot :)

    ja cała jestem z kontrastów. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zgadzam się z tym co napisałaś , bo przecież kobieta nie jest tylko do sprzątania . Masz szczęście ,że natrafiłaś na "bratnią duszę " ( Twojego chłopaka ,czy tam męża ) , który Cie rozumie i Ci pomaga ... Bo nie każdy jest taki.
    A co do tego programu - nie będę się wypowiadała .

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja myślę, że to jest nie tylko problem z "kurami domowymi"... Kobiety w ogóle często rezygnują z siebie, kiedy w ich życiu pojawia się mężczyzna. Masa moich znajomych, kiedy pytam "co u Ciebie?" zaczyna mi odpowiadać o swoim związku, partnerze... Jakby zatracili siebie w związkach.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawy post i ciekawa dyskusja tu pod spodem, więc i ja dorzucę swoje trzy grosze. Choć może nie powinnam się zbyt szeroko na ten temat wypowiadać, bo mowa tu o partnerstwie a ja sprawę zajmowania się domem znam tylko na płaszczyźnie takiej, że jako siostra i córka właściwie większość rzeczy w domu robię ja. Na pomoc taty w obowiązkach domowych nawet nie liczę, bo owszem zrobi coś jeśli poproszę ale jego 60 lat na karku sprawiło, że wiele rzeczy robi niedokładnie, niezgrabnie i po prostu nie tak jak trzeba.

    Uważam, że niezależnie od tego kto pracuje, ile pracuje i ile zarabia trzeba wypracować kompromis. Nie można kazać partnerowi od razu po powrocie z pracy chwytać za szmatę i czyścić wszystkiego na błysk, ale sądzę, że kobieta powinna móc liczyć na jego pomoc. Wbrew pozorom zajmowanie się domem choć może być przyjemne nie jest lekką robotą, oczywiście nie porównuję tego do prawdziwej pracy choćby z tego względu, że w domu człowiek inaczej się czuje, ma więcej swobody, może zdecydować co zrobić najpierw, włączyć muzykę i takie tam, mimo wszystko spędzanie pół dnia codziennie na zajmowaniu się domem bywa przytłaczające psychicznie dla kobiety. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że kobieta idzie do pracy, a po powrocie z pracy od razu chwyta za garnki, szmatki i do wieczora zajmuje się domem a jej mąż siedzi na kanapie, na komputerze czy cokolwiek innego. Jak dla mnie para powinna jasno ustalić sobie jakieś obowiązki, rozdzielić pracę w domu, chociażby dać mężczyźnie takie rzeczy jak wyniesienie śmieci, pójście do zakupy, czy wytrzepanie dywanów. W zupełności popieram Twój punkt widzenia, bo jak sobie Wielki Pan Domu zmoczy rączki myjąc naczynia to mu korona z głowy nie spadnie.
    Anegdotka: jeżeli mój partner kiedyś przyszedłby z pracy i zaczął mi wytykać co źle zrobiłam i gdzie nie posprzątałam to wręczyłabym mu ścierkę do ręki mówiąc, że skoro tak bardzo mu to przeszkadza niech sam coś z tym zrobi.
    Każdy jest człowiekiem, może być zmęczony, mieć słaby dzień itd., dlatego role powinny być sprawiedliwie rozdzielone, żeby nikt nie był poszkodowany. A się rozpisałam!

    OdpowiedzUsuń
  14. ja jestem za równouprawnieniem, którego nie ma. U mnie w domu jest tak jak robić za chłopców to okej, ale gdy im przyjdzie wziąć miotle, czy ścier do reki to świat się im wali:P Całkowicie się z tobą zgadzam, a takiego jak twój A.:)

    OdpowiedzUsuń
  15. oczywiście, związek opiera się na wsparciu. nie chcę się odwoływać do równouprawnienia i feminizmu (których jestem przeciwniczką), ale ogólnie uważam, że partnerzy mają wręcz obowiązek interesowania się swoimi sprawami i pomagania sobie. jeśli kobieta siedzi w domu, a facet zarabia, jest ok - wiadomo, ze on po ciężkim dniu pracy nie będzie jeszcze latał 3h z odkurzaczem i mopem, podczas gdy jego laska siedzi na laurach - podział to podział, ale nie popadajmy w skrajność... nie rozumiem totalnego rozgraniczenia "ja zarabiam, ty zajmuj się domem" - wszystko wymaga pomocy i wsparcia. inaczej to może zajść za daleko - jak w przypadku faceta Twojej mamy...
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Znam ten temat.. bo ja według mojego męża "SIEDZĘ w domu" - to nic, że pomiędzy zajmowaniem się dzieckiem zawsze zrobię obiad, umyję naczynia, mniej-więcej ogarnę dom...to mogę odpocząć dopiero, jak dziecko śpi. M wraca do domu dosadnie mówiąc - zjebany./...ale co ja tam wiem, ja tylko siedzę w domu.

    Czasem bym chętnie poszła potyrać fizycznie. Jego zostawiłabym z domem i dzieckiem. POSIEDZIAŁBY sobie...:D

    OdpowiedzUsuń
  17. O lubię perfekcyjną panią domu i popieram to co napisałaś :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Mieszkam z rodzicami i coś wiem o tym,co piszesz.Mój ojciec to wygodnicki typ:papierosek,komputerek,telewizorek,kawka(zrobiona przeze mnie albo matkę)...Gdyby zostawić go na kilka dni,niechybnie umarłby z głodu,nawet mając przygotowane jedzenie,bo nie chciałoby mu się sięgnąc i podgrzać,o robieniu od podstaw nie mówiąc.Nawet jak ma wyjść wieczorem z psem na spacer na 10 minut,to przewraca oczami.Szkoda gadać.Zaklinam się,że ja bym swojego faceta bardziej angażowała w prace domowe,ale może ta klątwa jest nie do uniknięcia...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie klątwa tylko przejmowanie wzorców od swoich rodziców. Często nie zdając sobie sprawy dążymy do odwzorowania tego domu, w którym zostaliśmy wychowani. Grunt, aby wcześniej zdać sobie z tego sprawę i racjonalnie przemyśleć, czy robimy coś, bo chcemy, czy dlatego, że ktoś zaszczepił nam kiedyś tam poczucie, że to jest ok i tak być powinno, a nie inaczej.

      Usuń
    2. Dziękuję za fachowe wyjaśnienie:)A co do meczu...Wiesz,chyba po prostu obejrzałam z nudów albo dlatego,żeby mieć pojęcie,gdy w towarzystwie będzie o tym mowa.I raczej tylko dlatego.Pozdrawiam.

      Usuń
  19. Jestem "feministką", tylko nie jakąś tam zagorzałą czy coś ;D ale oczywiście gary i miotła nie są dla mnie ;D

    OdpowiedzUsuń
  20. A co do meczu...Oglądałam dopiero od 40.minuty,ale mam wrażenie,że niewiele straciłam.Nudy,później też.Ale może to wynika z faktu,że piłka nożna nie jest moją ulubioną ani nawet specjalnie interesującą mnie dyscypliną.Nie ma to jak żużel.
    A Anglicy grali,jakby wczoraj byli na bardzo zakrapianej imprezie...

    OdpowiedzUsuń
  21. Osobiście uważam, że związek to partnerstwo. Ja na początku, jak zamieszkaliśmy razem, dostałam jakiejś szajby typu perfekcyjna żona. Sprzątałam, prasowałam, gotowałam, prałam, gary zmywałam pełny etat. Dość, gdy nie pracowałam, ale gdy zaczęłam było to samo. W końcu powiedziałam sobie dość. Nie będę go uczyć, że wszystko ma pod nosem. I wyszło tak:
    On gotuje
    Ja sprzątam
    Niby taka jest podziałka. Nie mniej czasem ja stanę przy garach, on czasem je pozmywa. Remont robiliśmy razem. I uważam, że tak właśnie być powinno. Bo skończyły się czasy, kiedy facet - pan domu. Przychodzi z pracy i "podaj mi piwo kobieto" ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja to jestem całkiem zdania, że to sprawa każdego domu. W jednym domu - się ustali tak, że facet pomaga swojej kobiecie, a w innym wszystko spadnie na panią, w jeszcze trzecim, to facet nie będzie pracował zawodowo, a zajmie się domem. Ludzie są różni.

    OdpowiedzUsuń
  23. Współczuję serdecznie Twojej mamie. Mój ojciec był niezłym psycholem. Kiedyś zażądał o 3 w nocy kanapek (pracował na taksie, miał wieczorną zmianę). Mama nie bacząc na późną porę zerwała się z łóżka i przygotowała górę żarełka, układając wszystko na stole (żeby łatwiej było zapakować na wynos). Mój padre wrócił, popatrzył na stół, pieprznął ręką, zrzucając wszystko na ziemię i stwierdził, że bez talerza, to może podawać dla psa, a nie dla niego -.-
    Mój Luby na szczęście wychował się w rodzinie, której podział obowiązków i wzajemna pomoc są normą, więc mam miodzio ^^ I nie przeczę - nie mam nic przeciwko zajmowaniu się domem, pichceniu i sprzątaniu (ehm... raz na jakiś czas ^^), ale gdyby ktoś zaczął traktować to jak oczywistość i wyłącznie mój obowiązek, to szybko wypisałabym się z tego układu.

    OdpowiedzUsuń
  24. Przeczytałam wczoraj Twojego posta, ale nie wiedziałam co do końca napisać, więc przemyślałam całą sprawę nocą i już wiem. :D
    Są kobiety, które po prostu lubią siedzieć w domu, tzn. lubią zajmować się domem i dziećmi, dlatego sprawa utrzymania rodziny spada na faceta, ale to, że pan domu wraca po 8 godzinach (zakładając, że jest to praca biurowa), to powinien zakasać rękawy i pomóc kobiecie przynajmniej przy dziecku (jeśli takowe posiadają), a i umycie naczyń po kolacji czy odkurzenie pokoju, to też nie jest praca dla Herkulesa. Jednak i od tej reguły widzę wyjątki. Nie wyobrażam sobie, żeby górnik,który ciężko pracuje na kopalni przychodził do domu i jeszcze tu pracował, czy np. taki chirurg, który od rana do nocy stoi przy stole operacyjnym.
    Nie do końca zgodzę się z tym, że facet nie powinien umieć gotować, bo nie posiadł tej trudnej sztuki. Facet powinien umieć nakarmić siebie i dziecko, bo nigdy nie wiadomo co się stanie z panią domu; może trafić niespodziewanie do szpitala itd., a dziecku niestety trzeba dać jeść. Gotowanie, przynajmniej tych podstawowych rzeczy, to nie czarna magia, pomimo, że na początku tak się wydaje :).

    OdpowiedzUsuń
  25. ja powiem szczerze ze marzy mi sie byc kura domowa
    jakbym miala sie zajmowac tylko domem to ok
    bo pogodzic prace i dom to jakos wydaje mi sie niemozliwe do zrobienia

    patrzac na mojego ojca to widze co to znaczy miec dwie lewe rece
    on nawet nie wie gdzie ma gacie w szafie i matka musi mu rzeczy do ubrania szykowac
    nie wspomne o robieniu kanapek czy nakladaniu obiadu

    OdpowiedzUsuń
  26. hmm bo w naszym kraju, który jest konserwatywny przyjęty jest uklad, że kobieta jest od gotowania a facet od zarabiania na rodzinę.
    Ja uważam, że wszystko trzeba wyważyć. Chcę pracować w swoim zawodzie, ale jednocześnie miec czas na obowiązki domowe i zajmowanie się dziećmi. To samo powinien myśleć mój przyszły partner

    OdpowiedzUsuń
  27. wielu ludzi to tradycjonaliści, dla których kobieta = kura domowa. na szczęście wszystko zmierza w dobrym kierunku i światopogląd na płeć piękną ulega zmianie. osobiście jestem bardzo zadowolona z tych zmian, bo człowiek jest człowiekiem i np. posprzątać po sobie potrafi. niezależnie od płci.

    OdpowiedzUsuń
  28. No kurcze, no to gratuluje z całego serducha ;-) Teraz w podskokach do wydawnictwa! :)
    A co do Niespełnionej, to ja wiem, że ona miała racje (aczkolwiek taki zwykły czytelnik by się przy tym nie upierał), ale sposób w jaki to napisała niezwykle mnie rozbawił ;-)

    OdpowiedzUsuń
  29. U mnie w domu tatuś ma podane wszystko na tacy i robi coś tylko jak coś się zepsuje (zazwyczaj ogranicza się z odwiezieniem tego do naprawy), moja mama pracuje, mieszkam jeszcze z babcią. I przypuszczam że gdyby nie babcia to tatuś by tak dobrze nie miał, bo mama wyraźnie pochwala moje podejście do podziału prac w domu (a jest taki jak Twój), ale babcia z uporem twierdzi że jak to tak dwie (kiedyś trzy) kobiety w domu i żeby facet musiał coś jeszcze robić? Nie, no pewnie, dzięki temu tatuś nie umie nawet mikrofalówki włączyć, a jak wyjechałyśmy we trzy na komunie kuzynki na 3 dnia, a on musiał zostać bo nie dostał wolnego, to stołował się w restauracjach mimo tego że mu babcia obiadu na trzy dni nagotowało, wystarczyło włożyć do mikrofalówki ;/ Dobrze że go stać na restauracje, bo jak by go nie było stać to by pewnie z głodu umarł ;]

    Co ciekawe babcia jest mamą mojej mamy a nie taty ;] No ale ojcu zawsze wszystko się w życiu udawało, więc i na teściową fajną musiał trafić ;]

    OdpowiedzUsuń
  30. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń