środa, 15 sierpnia 2012

Terapia - z czym to się je

Zgodnie z obietnicą postanowiłam Wam przybliżyć na czym polega, jak wygląda psychoterapia i postaram obalić się też większość mitów z nią związanych. Zacznijmy więc od nich.

1) "Nie mam kasy na terapię".
Pierwszą zaskakującą rzeczą, z jaką się spotykam już na wstępie, jest fakt, iż wielu uważa, że za terapię trzeba płacić. Owszem w prywatnych gabinetach można zostawić fortunę, ale każdemu z nas przysługuje prawo do skorzystania z darmowej terapii, której należy szukać w ośrodkach z podpisaną umową z NFZ. Owszem wtedy czeka się na swoją kolej i kilka miesięcy czasem, więc dlatego najlepiej zapisywać się zawczasu nim grunt usunie się nam całkowicie spod nóg.

2) "Ja nie mam czasu na takie bzdury"
Terapia zazwyczaj trwa jedną godzinę tygodniowo. Jeśli, wiec ktoś mówi, że nie ma czasu, jest to najzwyklejsza wymówka. Przy większym problemie częstotliwość spotkań jest zwiększana, ale nie przekracza 2 godzin tygodniowo, bo pacjent musi mieć też czas na przemyślenie tego, co się na terapii zadziało. Terapia w ośrodku z NFZ trwa ok. roku, jeśli jednak rzecz dotyczy, traumy, czy przemocy, są do tego specjalne ośrodki i fundacje, gdzie pacjent ma terapię tyle, ile potrzebuje i zawsze może do niej wrócić. Spotkałam się też z tym, że w po odbyciu bezpłatnej, rocznej terapii, jeśli ktoś dalej potrzebuje chodzić, może swoją terapię przedłużyć, niestety już odpłatnie.


3) "Nie jestem chory psychicznie, aby chodzić na jakąś tam terapię"
Psycholog to nie psychiatra. Nie leczy chorych psychicznie, ale poprzez terapię, może złagodzić skutki choroby, dojść jej przyczyny, czy po prostu sprawić, że pacjent ze swoją chorobą nauczy się żyć. Jednakże choroby stricte, jako takie leczy psychiatra.

4) "Ja nie umiem obcej osobie opowiadać o swoim życiu"
Cóż... chyba mało kto umie. Raczej nie spotkałam się z tym, że pacjent przychodzi, mówi jak się nazywa, po czym przechodzi do gwałtów i bicia. Nie bez powodu terapia trwa rok, czy kilka lat. Pacjent ma czas, aby z psychologiem się zapoznać, zaufać mu i otworzyć się przed nim. Owszem, im szybciej to zrobi, tym szybciej terapia może zadziałać, ale nikt od pacjenta nie oczekuje, że otworzy się w określonym czasie i musi to zrobić. To tylko i wyłącznie decyzja pacjenta. W dodatku, jeśli specjalista mu nie pasuje, ma prawo do zmiany terapeuty w każdej chwili.

5) "Psycholog i tak nie rozwiąże moich problemów"
Ano prawda, skąd pomysł, że jego zadaniem jest rozwiązywanie naszych problemów? Psycholog to nie ktoś, kto weźmie nas za rączkę i poprowadzi mówiąc, co mamy robić, jak się zachowywać. On jest po to, aby drogę wskazywać, spojrzeć na nasz problem z innej perspektywy, podrzucić kilka pomysłów, albo zwyczajnie wskazać to, czego my nie zauważyliśmy. Psycholog to przede wszystkim osoba, która ma nas słuchać, a nie podejmować za nas decyzje. Najbardziej widać to w terapii małżeństw i rodzin. Każdy widzi konflikt po swojemu i dopiero osoba trzecia pozwala, aby go uporządkować i zażegnać. Wytłumaczyć, jego możliwe przyczyny, albo pozwolić pacjentom samym, aby je odkryli. 


Każdemu z Was właściwie terapie polecam. Nie, nie dlatego, że każdy z Was ma zapewne, jakiś problem, ale dlatego, że terapia to źródło wiedzy o nas samych. Zwiększa naszą samoświadomość, odkrywa szersze pole widzenia, wszystkiego, co robimy.

Pierwsze 3 spotkania są to spotkania organizacyjne. Psycholog i pacjent się zapoznają, wymieniają swoje oczekiwanie. Pacjent próbuje zarysować nieco choćby problem, ew. jeśli nie umie o nim mówić skutki. Opowiada, dlaczego na terapie się zdecydował i co chciałby zmienić w swoim życiu. Czasem pojawiają się testy psychologiczne, długi też czas trwa samo zbieranie suchych danych o osobie, która się zgłosiła. Wiele osób po tych spotkaniach z terapii ucieka, bo... myśli że właśnie tak terapia wygląda, że jest jakimś wywiadem, suchym, pozbawionym emocji. Kiedy informuję ich, że pierwsze spotkania zawsze tak wyglądają, patrzą na mnie nieufnie, i zazwyczaj boją się już wrócić, ze wstydu, że odeszli.

Na terapii liczy się to, co pacjent ma do powiedzenia. Oczywiście są jej różne nurty i psycholog może zwracać uwagę na różne sprawy w zależności do jakiej szkoły należy, jednak większość pacjentów nie ma o tym zielonego pojęcia. Psychoterapia, to psychoterapia i skoro każda ma na celu polepszenie bytu pacjenta, to co za różnica? Teoretycznie żadna, ale czasem warto się tym zainteresować i umieć odpowiednio ją dobrać dla siebie. Bo ktoś kto po prostu boi się pająków, i chce pokonać fobie, powinien skupić się na tym, wybierając terapię implozywną, miast rozmawiać o swoim dzieciństwie i doszukiwać się przyczyn swojego lęku. Nie każdemu też może po prostu pasować zajmowanie się samymi procesami, czy przyjmowanie założeń GESTALT.

Nie ma odpowiedzi na to, która szkoła jest najlepsza, dlatego niewielu ludzi zwraca na to uwagę. Każdy przychodzi na terapię po coś, i jeśli cel jest osiągnięty, to nie obchodzi go dzięki jakim poglądom.


Wielu ludzi potrafi, jednak terapię przerwać. Zazwyczaj dzieje się to w połowie, gdy zaczyna poruszać się trudne tematy, kiedy zaczyna "boleć". To największy błąd, jaki można popełnić, bo pacjent stojąc blisko polepszenia swojego życia, przekreśla cały swój dotychczasowy wysiłek, stwierdzając, że terapia mu nie pomaga, bo przecież jest mu gorzej. Ano właśnie jak terapia zaczyna boleć, to pierwszy z symptomów, że działa. Do psychologa idzie się, jak do chirurga ze źle zrośniętą kością. Tylko, że każdy rozumie, iż chirurg musi kość ponownie połamać, aby zrosła się dobrze, ale mało kto rozumie, że u psychologa zostają rozdrapane rany, z którymi on ledwo sobie poradził. Ano czasem trzeba, jeśli jakieś wydarzenia wpływają na naszą sytuację teraz, warto do nich wrócić i przyjrzeć się im z bliska.

Po depresyjnym nastroju zazwyczaj wszystko zaczyna się układać. Terapię, jednak (tą nieograniczoną czasowo) kończy się dopiero, gdy oboje i pacjent i terapeuta, stwierdzą, że już nie jest potrzebna.

Cóż... ja swoją zakończyłam nie do końca tak, jak się powinno, bo po prostu zabrakło mi czasu na dojazdy po źle ustalonym planie. Moja terapeutka w ośrodku nie była już we wszystkie dni, a te w które była nie mogłam akurat ja. Niskie zarobki spowodowały, że bardziej przeniosła się do prywatnej kliniki. Miałyśmy do wyboru, więc albo wstrzymać się przez semestr, albo terapię zakończyć. Ponieważ z resztą kwestii mogłam poradzić już sobie sama, terapeutka stwierdziła, że nie ma sensu nic zawieszać, bo wierzy, że już sobie poradzę. Momentami żałuję, bo ciągle przychodzą mi do głowy tematy, których nie zdążyłyśmy poruszyć, a bym chciała, ale nie czuję już potrzeby jej pomocy. Strasznie polubiłam swoją psycholog, i odkąd zaczęłam studiować psychologię, rozmawiałyśmy nie tylko o moim życiu i umówiłyśmy się, że jeśli nie wrócę do niej na terapię, a mój A. o którym wiele musiała się nasłuchać i pomagać mi go zrozumieć, mi się oświadczy, to przyjmie moje zaproszenie na ślub i wesele.

Niby znam etykę lekarzy, ale myślę też, że pod koniec terapii zaczęła mnie bardziej traktować, jak znajomą po fachu, stąd takie porozumienie, a jedno obiecane spotkanie w przyszłości - mam nadzieję niedalekiej ;) - wiosny w sumie nie czyni, a szkoda bo wiele mogłabym się od niej nauczyć. Chętnie, jednak jej pokażę, że radzę sobie w życiu, i że po części mi w tym pomogła. O problemach się nasłuchała, fajnie będzie dla odmiany pokazać jej moje szczęście ;).

A Wam myślę, że trochę rozjaśniłam w głowie?

24 komentarze:

  1. Rozjasniłas, zdecydowanie ;-) Mimo wszystko cięzko się przełamać nawet z taką wiedzą, którą tu zaprezentowałaś. Ale zapamiętam to sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja bym chciała iść na terapię, ale nie mam jakichś powaznych problemow, a nie wiem tez czy jak pojde na fundusz, to czy mnie nie wywala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy, gdzie, musiałabyś popytać, ew. zapisać się na e pierwsze spotkania i powiedzieć, że po prostu chcesz się o sobie więcej dowiedzieć. Chociaż trochę szkoda, aby ktoś bez problemów, stał w kolejce dla potrzebujących, więc nie wiem jak się na to zapatrują.

      Usuń
  3. Rozjaśnione :)
    Wciąż jednak mam pewne obawy. Ale już bliżej niż dalej, więc pewnie niedługo zacznę kilkumiesięczny (znając życie i moje miasto) okres czekania na "pierwszy raz".

    OdpowiedzUsuń
  4. Tarapia i psycholodzy czyli coś przed czym większość się broni rekami i nogami a chyba nie warto:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo rozjaśnione :)
    Ciężko jednak jest się przełamać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pewnie, że rozjaśnione :)
    U mnie na pierwszym spotkaniu psycholog zapytał się o moje dane, później dlaczego tutaj jestem i na kozetkę w hipnozę... co się działo dalej- wiesz. Także teraz przynajmniej mam ogląd na całą sytuację, kiedy znowu zaufam i zdecyduję się pójść do psychologa :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak bym miała problem to bym poszła bez zastanowienia. Na szczęście póki co nie muszę, ale kto wie, kiedyś mój szczęśliwy blog może mi zacząć przynosić pecha...;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak się zastanawiam...
    Bo z jednej strony uważam, że warto by było pójść na terapię, bo mam parę spraw, które szczególnie ostatnio siedzą mi w głowie i ... ciężko. A z drugiej kompletnie nie wiem, gdzie szukać pomocy w tym konkretnym przypadku bo sam problem jest dosyć konkretny właśnie. I teraz mam dylemat, a nie chcę na ślepo. Tym bardziej, że płatne raczej póki co odpadają, NFZ lub jakaś fundacja? Tylko jaka... Eh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... jeśli nie wiem, jaki to problem, nie umiem Cię pokierować...

      Usuń
    2. Hmmm... napiszę więc:)
      Chwilami mam wrażenie, że jestem gdzieś w pół drogi, że wiele już osiągnęłam, poradziłam sobie. Zaczyna mi się moje życie naprawdę podobać,a jedyną sferą, która napawa mnie przerażeniem są relacje damsko-męskie. Domyślam się, że to może mieć związek z tym, czego się właściwie domyślam (choć wiele jest rzeczy, które na to wskazują)- wykorzystaniem w dzieciństwie i później... co gorsza, przez terapeutę.
      Rzecz w tym, że po terapii DDA mam po uszy analizowania przeszłości, umiem znaleźć odniesienia od tego, co działo się kiedyś w moim życiu, do moich obecnych problemów. Tyle, że chwilami kompletnie mi się 'sypie' ta jedna sfera mojej teraźniejszości i tu z tym chcę sobie poradzić...
      Ależ się rozpisałam...

      Usuń
  9. Przejrzyście to wyjaśniłaś :)
    Byłam u psychologa w centrum interwencji kryzysowej w sprawie mojej przyjaciółki, która jest w ciężkiej depresji.

    OdpowiedzUsuń
  10. rozjaśniłaś, rozjaśniłaś ;) bardzo ciekawy i pomocny wpis :)
    ~Kocia

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuje za odwiedziny u mnie... na pewno zaglądać będę i ja :))

    OdpowiedzUsuń
  12. ;)) coś dla mnie, dla przyszłego psychologa;p dziękuję za tą wyczerpującą notatkę;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja zaś sam nie wiem, czy potrzebuję pomocy psychologa. Jestem "inny", nie taki jak każdy facet. Różnię się bardzo i dobrze mi z tym. Czy to jest powód, by pójść do terapeuty? Mam swoje problemy związane z moją psychiką, ale staram się radzić z nimi samemu albo przy pomocy rozmów z znajomymi którym ufam, którzy zasłużyli na moje zaufanie. Przyzwyczaiłem się do nich, nauczyłem z nimi żyć i chyba nie chciał bym, by one znikły. Bez nich nie był bym sobą... sam nie wiem, po prostu nie umiem sobie wyobrazić życia bez trosk, one zawsze jakoś były, całe moje życie, od kiedy pamiętam...

    Co do Twojego pytania, nie mam za wiele tajemnic no i szczery jestem. Trzydzieści dwa :) No prawie trzy, czyli Schnapszahl, jak to szwab by powiedział :]

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja to wszystko wiem, a mimo to jednej z ważniejszych osób w życiu nie udaje mi się na tą terapię namówić...

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak...punkt 5 był moim mottem. Nigdy nie poszłam do psychologa czy psychiatry, ale z innego powodu. Z takiego, że czułam, że sobie sama dałam radę i jestem sama sobie psychologiem. W dodatku w to uwierzyłam. Moja historia jest w dalszym ciągu historią pisaną... nie opowiedziałam jej "ustnie" jeszcze nikomu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jestem uprzedzona do psychologów. Denerwują mnie. :-(

    OdpowiedzUsuń
  17. nadal nie przekonuja mnie takie psychoterapie
    nawet moi najblizsi nie wiedza o niektorych rzeczach z mojego zycia
    nawet najblizsze przyjaciolki
    sa rzeczy ktore zachowuje dla siebie
    a lekarz jakikolwiek to dla mnie wrog numer jeden
    wizyta u pediatry konczyla sie placzem mimo ze moja pani doktor byla super
    trzy lata zwlekalam z przepisaniem sie od lekarza dzieciecego do tego dla "doroslych"
    a co dopiero psychiatra czy psycholog

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja byłam na terapii 4 lata temu. Mój ówczesny chłopak niespodziewanie zostawił mnie a ja nie mogłam tego przeżyć. Nie dawałam sobie rady, nie byłam w stanie normalnie żyć. Przyjaciółka widząc mój stan umówiła mnie do takiego ośrodka interwencji kryzysowej, gdzie stacjonują psycholodzy socjolodzy czy pedagodzy. Poszłam na pierwsze spotkanie w totalnej rozsypce i wydawało mi się, że terapeutka mnie wyśmieje za moje bezsensowne problemy młodej idiotki. Strasznie się wstydziłam, oczywiście beznadziejnie się rozpłakałam na sam początek, ale po wyjściu byłam lżejsza o tonę. Potem chodziłam tak z miesiąc - półtora. Bardzo pomogło. To niesamowite, że babka prawie nic nie mówiła, a ja odnajdywałam siebie. Tak teraz analizując to wystarczyły tylko 2 czy 3 zadane przez nią pytania. I cała moja tragedia prysła. Przestałam chodzić, bo sama czułam, że już tego nie potrzebuję, że już się wyleczyłam. Nałożyło się na to zmiana mojego trybu życia, powróciły studia i niestety pani psycholog o tym nie poinformowałam i kontakt się urwał, to znaczy ja go urwałam. Ale nie mam poczucia, że czegoś nie dokończyłam, że jeszcze coś muszę przepracować itp. Dobrze, że się stało jak się stało. Jestem zadowolona i w razie (odpukać) jakichś problemów znów bez skrupułów skorzystałabym z pomocy psychologa.

    Czytając komentarze większości dziewczyn dotyczących nieufności do psychologów i terapii jestem szczerze powiedziawszy w szoku. Nie wiem z czego to wynika, ale w dzisiejszym świecie nie powinno tak być. Psychologowie mają za zadanie pomóc nam a nie wyciągnąć od nas jakieś informacje. Wiadomo, nie każdy ma powołanie, ale tak jak w każdym zawodzie. Nie można mówić, że nie pójdzie się do żadnego lekarza, bo przejechało się na jednym.

    OdpowiedzUsuń
  19. Moja głowa, ze względu na to, że studiuję psychologię takie rzeczy już wiedziała. Mimo wszystko nie jesteśmy w stanie przewidzieć jaki "specjalista" nam się trafi. Miałam wiele przypadków, w których terapeuta z uśmiechem na twarzy stwierdzał, że jedyne w czym może pomóc to w przepisaniu leków (był jednocześnie psychiatrą), czy stwierdził, że trzeba dbać tylko o swoje cztery litery (tak, trzeba, ale on był potrzebny w sytuacji, w której rozpadał się związek, a tutaj są potrzebne kompromisy, a nie egoizm), a także wtedy, kiedy nie wykrył pewnych zaburzeń u mojej koleżanki (uważam, że ma ona skłonności paranoiczne) - chociaż w tym przypadku nie mogę narzucać swojej myśli. Mimo to, miło czytało się tę notkę :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Dobrze, że ktoś się zdecydował na podjęcie tego tematu.

    OdpowiedzUsuń