sobota, 4 sierpnia 2012

Nieszczęśliwa miłość

Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu. - Vincent van Gogh
Chciałoby się jakoś zacząć normalnie, radosnym tonem. Że powieść mi idzie, coraz szybciej, że mojemu kochanie nic nie jest i dobrze się bawi na Woodstocku, że życie toczy się dalej, swoim nudnym torem, ale tak nie jest. Ktoś zburzył mi cały dzień jednym telefonem - mój eks, mój przyjaciel M.

Niedawno się spotkaliśmy. Opowiadał mi o problemach ze swoją dziewczyną i o tym, że się w końcu rozstali. Mówił, że niestety sięgnął raz po alkohol po rozstaniu, ale znalazł też inny sposób uspokajania się i że dziękuje, że może na mnie liczyć. Mówił o swoich planach, o terapii, o prawie jazdy, o pracy i o tym, że faktycznie nie będzie musiał wracać do więzienia, jak to wszystko poukłada. Ponieważ miał po drodze, odprowadził mnie do domu i zniknął w autobusie. Tyle go widziałam. Następnego dnia wyjechałam w góry i dostałam telefon od jego babci, że M. dalej pije, że gdzieś zniknął. Zadzwoniłam do niego, ściągnęłam do domu. Nie wiem, czemu ale zawsze się mnie słuchał... Może dlatego jego babcia zawsze w kryzysowych sytuacjach dzwoniła do mnie?


M. jednak pić nie skończył. Zdemolował babci mieszkanie, ukradł jej klucze, kartę do bankomatu, oraz.... bardzo niebezpieczne leki. Zadzwonił do mnie, powiedział, że wziął i zaczął rozpamiętywać przeszłość... Dlaczego go zostawiłam, czemu nie mogliśmy być razem, a przyjaciółmi potrafimy i pytał, czy bez miłości sama stanęłabym na nogi, czy przeżyłabym bez mojego A., chcąc wytłumaczyć tym, fakt, iż on sobie nie radzi. Cóż odpowiedź była dla mnie prosta. Bo tak jak niegdyś potrzebowałam dużego wsparcia, tak teraz z mostu nie zamierzam sie rzucać, jeśli by mnie zostawił. Chciał się założyć. Stwierdziłam, że nie ma sprawy, bo przecież jeśli kiedyś się rozstaniemy to moim obowiązkiem będzie spróbować żyć dalej. Dopiero potem zrozumiałam, że w tym zakładzie chodzi mu o coś więcej. Ja miałam rzucić mojego A., i zacząć sobie radzić bez niego...

Dziwne, że moje serce stanęło, nawet jeśli nie zamierzałam tego zrobić. Przed oczyma miałam jego obraz, gdy mu to mówię, że z nami koniec, jego zawiedzioną minę, wściekłość, chęć zrozumienia i wycofanie. Potem sama poczułam pustkę. Nie ma A., nie ma jego ciała, dotyku, zapachu, śmiechu... Po czym wyobraziłam sobie, że nie ma M., mojego przyjaciela, który zawsze mnie rozumiał, przeżył to, co ja i poczułam się paskudnie. Jak można wybierać pomiędzy miłością, a czyimś życiem???!!!

M. oczywiście wiedział, co robi, co mogłam poczuć, bo zaraz się wycofał. Jego rozsądek walczył z lekami i wódką, która krążyła już po organizmie. Powiedział że pragnie mojego szczęścia, i abym w ogóle o tym nie myślała - mądrala szantażysta. Co miałabym powiedzieć samobójcy, aby zgłosił się do szpitala, jak nie to, co by chciał usłyszeć?


Kiedy w końcu udało nam się go namierzyć i zaczął się wyścig z czasem, czy zdąży się go odnaleźć i zmusić do zgłoszenia do szpitala, czy nie, zadzwonił po raz kolejny, płacząc. Mówił, że nie był przecież dla mnie zły, że nic mi nie zrobił, więc czemu nie umiałam go pokochać? No właśnie czemu? Rozsądkiem szukałam szybko swoich poprzednich argumentów, zła że wszyscy schodzą się i rozstają normalnie, a ja po dziś dzień muszę ponosić konsekwencje jednego porzucenia. Cały czas byłam z nim szczera. Nie kochałam, chciałam spróbować, myśląc, że miłość pojawi się z czasem. Nie pojawiła, uciekłam, gdy tylko M. zaczął się przywiązywać, a raczej on uciekł. Wtedy jeszcze się leczył, raz w jednym szpitalu, raz w drugim, prawie nie mieliśmy kontaktu. Nie byłam wtedy tą samą osobą co dziś. Też potrzebowałam wsparcia, też miałam problemy wymagające leczenie. M. tego wsparcia nie mógł mi dać, a ja swojego serca do niego zmusić nie mogłam. Niby logiczne, ale gdy płaczący facet, pyta się Ciebie dlaczego, nie wiadomo, co odpowiedzieć.

Dziwne, że tylko kilka telefonów tak mnie dziś wyczerpało. Czułam, jak niebezpiecznie lawiruję słowami na krawędzi, z której miałam obowiązek sprowadzić M., jeśli nie chcę potem jego śmiercią dręczyć się przez resztę życia. Nie ukrywał, że dalej mnie kocha, ja nie ukrywałam, że nie możemy już próbować. Nawet jeśli kłamstwem zaprowadziłabym go do szpitala, to jeśli by zrozumiał, że to kłamstwo, zapewne akcję, by powtórzył. Śmieszne, że przez te 2 lata nie udało mu się przestać mnie kochać. Nie zawsze byłam dla niego dobra, czasem moja chłodna konsekwencja sprowadzała na niego problemu, a jednak. Może nawet, by mnie to wzruszyło, gdybym się tak o niego nie martwiła, lecz uwierzcie mi, o ile zadurzenie w kobiecie, z którą się być nie może, jest słodkie, może podwyższać samoocenę, przypominać, że jesteśmy atrakcyjne, i za coś faceci nas lubią, o tyle miłość, gdy kobieta nic nie może dać w zamian, wydaje się mordęgą dla obojga, jeśli żadne nie chce dla drugiego źle...


M. nie był przyjemny ale udało mi się przekonać go aby dał się znaleźć. Jest już bezpieczny. Żywy. Tylko, co ja mogę dla niego zrobić, aby żadne z nas nie straciło przyjaciela, ale aby on wyleczył się z miłości i miał we mnie po prostu oparcie?

22 komentarze:

  1. Wiele mi przypomniałaś tym, co napisałaś...
    Co możesz zrobić? Chyba tylko być konsekwentna, tak jak dotąd. Nie wiem, czy cokolwiek poza tym.

    Jak teraz o tym myślę, dochodzę do wniosku, że chyba podobnie było z moim S., że ciągle miałam nadzieję, że pokocham. Tyle że też mnie nie kochał, po prostu tak było łatwiej, nie być samemu... Może gdyby nie jego przywiązanie do alkoholu nie rozstałabym się z nim, tymczasem mija już rok od naszego rozstania.


    Życzę Ci, żeby ułożyło się pozytywnie dla M. i dla Ciebie... Przytulam mocno.

    OdpowiedzUsuń
  2. skądś to znam:( im bardziej się człowiek stara pomóc tym bardziej ta osoba włazi w gówno. Dawałam szanse J. i to nie raz ale, poszłam po rozum do głowy i stwierdziłam, że nie warto. Bo poco i za jaką cenę. Już nawet wyrzutów sumienia nie mam:) Powodzeni dla M. ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm.. to mi przypomina pewną moją sytuację, może nie tak drastycznie, bo nikt się przeze mnie zabijać nie chciał(chyba), ale jednak jest w tym coś podobnego. Margerytka ma racje, konsekwencja. Jeśli M. nie pójdzie po rozum do głowy, brakiem konsekwencji jedynie pogorszysz sprawę.
    Ale tak naprawdę nie wiem co mogłabym doradzić, coby zadziałało...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie byłam w takiej sytuacji, ale wydaje mi się, że łatwiej dla M. byłoby gdybyś totalnie zerwała z nim kontakt, niż w sytuacji gdy jesteś dla niego przyjaciółką :( Utrzymując przyjacielskie kontakty, on nadal ma Cię blisko, wie co u Ciebie i być może ciągle roznieca swoje nadzieje. To czysta teoria, tak jak pisałam na wstępie nie miałam takiej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też o tym myślałam, ale niestety oprócz mnie i babci on nikogo nie ma. Nie ma przyjaciół, rodziny, bliskich, a wydaje mi się, że tak samo ich potrzebuje, jak i wypalenia swojej miłości.

      Usuń
  5. Hm, zasadą przyjaźni jest darzenie drugiej osoby uczuciem, ale nie takim, które łączy kobietę i mężczyznę. Nie możesz być przyjaciółką dla M. To go jeszcze bardziej niszczy. Sam musi stanąć na nogi, ale najpierw chyba musi sięgnąć dna. Szantaże emocjonalne nikomu na dobre nie wyjdą. A jeśli dalej chcesz być dla niego bliską, jak dotąd osobą, będzie to swoiste kręcenie się w kółko. Odradzam. Zarówno dla Jego, jak i twojego dobra.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tzn ja się generalnie zgadzam z odradzającymi kontakt, ale jak sobie spróbuję wyobrazić to od jego strony: jestem na dnie, czuję, że wszystko jest przeciwko mnie, wszystkie swoje nadzieje przelałam w jedną osobę, do której do tego mam żal, że mnie nie wspierała, nie odwiedzała, kiedy jej samej się zaczęło poprawiać, a teraz odbiera mi nawet tę drobną namiastkę tego, co potrzebuję i jeszcze mi bezczelnie tłumaczy, że to dla mojego dobra. Ja sama pewnie bym się zechciała zabić, a nie jestem alkoholiczką w depresji.

    Jak dla mnie problem w ogóle jest taki:
    1. On nie ma nikogo poza Mono (babcia się w tym momencie nie liczy).
    2. Uczepił się myśli, że skoro "miłość wyleczyła" Mono to bez miłości jest skazany na porażkę.
    3. To nie wódka powoduje żale do Mono, one w nim są tak czy siak, po prostu po wódzie mówią emocje, a bez wódy rozsądek. Rozsądek mówi - nie możesz tego od niej wymagać, emocje - czemu nie!!!

    Rozwiązania:
    1. Pokombinowałabym, żeby mu załatwić jakąś grupę wsparcia, może z jakichś for internetowych dla alkoholików czy leczących się psychiatrycznie, spróbowałabym go namówić do spotkań, rozmów z nimi, może z czasem podłapie z paroma osobami bliższy kontakt.
    2. Spróbowałabym dowolnym sposobem zakotwiczyć mu w głowie, że właściwa kolejność to NIE "miłość->wyjście na prostą" a "wyjście na prostą->miłość".
    3. Wyleczyć jakoś te zadawnione żale. Tu by się przydało, żeby po prostu to przepracował na terapii. Próbował w ogóle kiedyś..?

    On poszedł po rozum do głowy, tylko rozum mu mówi - "Mono się wyleczyła, bo A. ją kochał". A teraz by mu się przydało nawiązać relacje z jakąś osobą, która powie "XY mnie pokochał, bo walczyłem o siebie i się wyleczyłem".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę podobnie, niestety właśnie na terapii już był, nie raz, zawsze uciekał nie kończąc. Teraz na jedną z nich ma wrócić, do ośrodka zamkniętego, termin ma jednak dopiero na październik, jeśli mnie nie okłamał... Boję się jednak że do października zdąży spieprzyć, co ma i będzie musiał wracać do więzienia.

      Usuń
  7. Daj mi maila to pomyśle nad tymi ebookami. Napisz: wiki04440@gmail.com Czekam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja w takiej, ani w żadnej podobnej, sytuacji nie byłam, ale według mnie Anonim ma rację. Zastosowałabym się do zaproponowanych rozwiązań...
    Powodzenia życzę!

    OdpowiedzUsuń
  9. wydaje mi się, że niewiele możesz zrobić. M. musi po prostu przyjać do wiadomości to, że z nim nie będziesz, że masz własne życie, powinien sobą potrząsnąć i dbać o siebie sam.
    ~Kocia

    OdpowiedzUsuń
  10. i dla mnie taka sytuacja jest zupełnie obca, i zgadzam się z radami anonima. Trzeba chyba iść za jego wskazówkami

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostatnio na blogach ciągle czyta się o nieszczęśliwych miłościach, miłosnych rozterkach i zakochaniach, że powoli to się przejada.

    OdpowiedzUsuń
  12. Strasznie ciężka sytuacja ...
    Wierzę, że sobie z tym poradzisz - czego Ci życzę!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziewczyno ty kiedyś będziesz święta, to wszystko co przechodzisz powinno być podzielone na 10 osób.... Trzymaj się ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Mimo tego, że chłopak nie ma nikogo prócz Ciebie i Babci, myślę, że może lepiej byłoby dać sobie z Nim spokój. Może wtedy zmusiłby się do tego by coś ze sobą zrobić? Poszukałby sobie kogoś innego niż Ty? Przecież nikt nie chce być sam... Może to by coś w nim zmieniło, pchnęło ku jakimś wnioskom, albo chociaż ku działaniu w kierunku innym niż TY. :/
    Cholernie to wszystko trudne, w sumie podejrzewam, że każda decyzja będzie tutaj na swój sposób nietrafiona. I tak całe szczęście, że chłopak się nie zabił...

    OdpowiedzUsuń
  15. bialykrolik.blog.pl7 sierpnia 2012 08:47

    myślę, że on szuka jakiegokolwiek kontaktu z Tobą... jego miłość jest chora... inaczej nie uciekałby się do takich środków jak szantaż i kazanie Ci wybierać... na Twoim miejscu ucięłabym tą znajomość, co może nie być łatwe... ale da Ci spokój psychiczny=)

    OdpowiedzUsuń
  16. Hmm... może wypowiem się w tym temacie. Jestem facetem, całkiem niedawno przechodziłem coś w tym rodzaju a mianowicie zakochałem (jak zwykle) bez wzajemności, tylko tym razem "ona" miała już kogoś. Gdy się poznaliśmy bardzo mnie polubiła, ja tak samo ale doszło więcej z mojej strony. Jak wiadomo człowiek nie poradzi nic na swoje uczucia a serce czasem z rozumem wygrywa. W tym przypadku wygrało z rozumem, mimo zaciekłej walki. W moich oczach perfekcyjna kobieta, z charakteru jak i z wyglądu, moim zdaniem dokładnie ta, którą szukam. Po prostu wspaniała, jedyna w swoim rodzaju, "właśnie ona... Wiedziałem że to przyszłości nie ma mimo wszystko zacząłem z czasem wariować, byłem o wszystko i wszystkich których znała zazdrosny, zacząłem wszystko psuć i dzień w dzień dochodziło coś nowego, ona powoli odsuwała się ode mnie, zaczęła mnie bać, kłuciliśmy się codziennie a ja zacząłem zamykać oczy przed miłymi gestami które dla mnie robiła a wyszukiwać same wady by tylko jej dogryźć i oskarżyć o coś, coś w rodzaju "och jak ona podle mnie traktuje"... pewnego dnia przeanalizowałem wszystko jeszcze raz i postanowiłem zerwać na jakiś czas kontakt, wyleczyć się z niej, odkochać... nie wiem jak to nazwać. Patrzyłem tylko na siebie, nie wiedząc jaki ból jej tym spowodowałem ale mnie bolało to bardziej, prawie tego nie zniosłem, strasznie cierpiałem... po połowie roku napisałem jej maila i dzięki Bogu odpisała mi. Pół roku potrzebowałem by się z niej wyleczyć ale to zadziałało. Zadusiłem te uczucia, odkochałem się, więź przyjaźni wygrała, bo jednak przyjaźń jest od miłości silniejsza. Moim zdaniem nie powinnaś zrywać kontaktu tylko pogadać z nim o takiej kilkumiesięcznej przerwie, rozstania, odstępu, u mnie zadziałało, może i u was też?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był taki okres, wiesz? Kiedy M. był w więzieniu. Zgarnęli go w nieoczekiwanym momencie i nie zdążył mi nawet zostawić adresu czy wiadomości gdzie trafił. Przez prawie rok nie mieliśmy kontaktu, potem odnalazła mnie jego babcia podała adres i poprosiła abym napisała do niego list.
      Napisałam mając nadzieję, że pobyt w więzieniu coś już zmienił. Tak też to wyglądało po wymienieniu kilku listów. Pisał, że docenia naszą przyjaźń, że już nie chce niczego więcej. Wydaje mi się jednak, że kłamał aby tylko zachować nasz kontakt ;/

      Usuń
  17. Smutna historia... Mój kolega z pracy, parę lat temu właśnie szarpnął się na życie. Niestety tam, nikt nie zdażył przyjechać...

    OdpowiedzUsuń
  18. nic mnie do tej porz nie uniesycyđliwio bardyiej ni miođ
    http://alicjawkrainiemarzen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Wiem co to znaczy nieszczęśliwa miłość, wiem co to znaczy zażegnać smutek w alkoholu, człowiek w takim stanie chwyta się wszystkiego co może mu 'pomóc' nawet jeśli nie jest to dobry sposób na poprawę humoru..
    Nie będę udzielał rad, może dlatego że sam szukam właściwego sposobu na rozwiązanie swoich problemów, tym bardziej ja nie mam osoby do której mogę się zwrócić i szczerze o tym pogadać, chyba moje otoczenie nie rozumie tego, jest dziecinne..
    Pozdrawiam serdecznie, pozostaję nam tylko walczyć,walczyć i jeszcze raz walczyć z tym życie, byle nie opuszczać gardy.

    OdpowiedzUsuń