piątek, 10 lutego 2012

Plany i marzenia

Ferie upływają mi dość szybko na przenoszeniu mojego, leniwego tyłka sprzed komputera do przed telewizora i między swoim łóżkiem, a łóżkiem mojego Miśka. Potrzebowałam restartu, niemyślenia. Mimo wielu planów, rzezy do zrobienia, odstawiłam to wszystko na bok, po to, by pomarnować czas. Jednak odpoczęłam i zaczęłam zastanawiać się nad tym, co dalej?

W weekend odstawiłam niezłą szopkę, pijana w sztok, zrobiłam awanturę A., zaznaczając, że jestem tylko kolejną, że ma mi się oświadczyć itd. Najpierw płakałam, potem się śmiałam, a potem... nie pamiętam. On przyjął to dość luźno, nie obraził się, ani nic, ale ja wstydzę się do dzisiaj. Jakby nie patrzeć, to mocno nie w moim stylu. Wydaje mi się, że wszystko to spychałam do podświadomości, dlatego po alkoholu wybuchłam. Przyglądając się temu, było kilka powodów:

- Brak poczucia bezpieczeństwa. Ze mną jest 2 lata, a miał 2 związki po 3 lata i mimo to się rozstali. Boję się, że jak nie będzie z nami inaczej, jak czegoś inaczej nie zrobimy, albo nie przekroczymy tej magicznej 3, to nasz związek też się rozpadnie. Nie pomaga mi to, że wokół prawie wszyscy moi znajomi się rozstają -_-'

- Presja otoczenia. Jego rodzice robili mi wiele aluzji, a w święta dostałam od swojej rodziny życzenia, w stylu, że czas wychodzić za mąż, bo nie ma sensu czekać.

- Zazdrość? Nie wiem jak to nazwać, ale on jest moim pierwszym partnerem seksualnym, pierwszym w ogóle na poważnie partnerem, a on miał już te kilka dziewczyn. Chciałabym ja być w czymś dla niego pierwsza. Do ślubu mi nie spieszno, ale zaręczyny pewnie podbudowałyby moje ego.

Na co dzień oczywiście tego nie odczuwam. Kocha mnie, jakbym była tą jedyną, najważniejszą. Na ślub jestem za młoda, i tak nie mamy gdzie mieszkać, ale ludzie mają tendencję do zauważania mimowolnie swoich odczuć, sygnałów z zewnątrz i przechowywania ich gdzieś, gdzie będą bezpieczne, aż nie wypłyną. Moje spostrzeżenia, wypłynęły. 


Jednak podczas tej awantury powiedział też, że dla niego po zaręczynach nie ma co czekać ze ślubem i żebym poczekała jeszcze pół roku na pierścionek. Ogarnęło mnie lekkie przerażenie, ślub w wieku 23 lat? bez skończenia studiów? co z mieszkaniem, co dalej?

Nigdy swobodnie o tym nie rozmawialiśmy, bo ja nie chciałam wywierać na nim presji. Pomijając tą awanturę, był to temat trochę tabu dla mnie. Nie chciałam mówić, czego chcę, układać naszego życia, bo to on z własnej, nieprzymuszonej woli, powinien najpierw uklęknąć, czyż nie?

Pozostaje też sprawa studiów. Zaczęłam marzyć o medycynie. Nie podoba mi się, że psycholog kliniczny i tak ze wszystkim musi latać do psychiatry i że mam w sumie tylko połowę wiedzy, o schorzeniach psychicznych. Niestety dowiedziałam się o tym dopiero na zajęciach z psychologii. Nie żałuję tego, że ją wybrałam, dalej to moja pasja, ale jeśli chcę pomóc komuś skutecznie muszę znać też tą biologiczną formę, chcę wiedzieć, co dzieje się w środku organizmu, nie tylko w otoczeniu, czy czyimś toku myślenia. Jednak to jest marzenie, bo musiałabym zdać maturę z dodatkowych przedmiotów, DOBRZE zdać. Na wieczorowe mnie nie stać, na dziennych nie wiem jak to pogodzę z pracą i czy A. nie będzie miał nic przeciwko kolejnym 5 latom studiów (za rok wchodzi reforma skracają te studia z 6 do 5 lat)... Bo jak studiując i pracując zakładać rodzinę?

Myślałam też o dodatkowym kierunku. Jestem teraz na 2 roku psychologii (ale przerobiłam w te 2 lata już cały program studiów) i na 1 roku filologii polskiej. Na 5 roku psychologii muszę iść do pracy, bo kończy mi się renta. Wtedy powinnam mieć już uprawnienia edytorskie ew. będę mogła szukać płatnego stażu z psycho. Jeśli przełożę medycynę na kryzys wieku średniego, to za rok zacznę kolejny kierunek, który wspomoże moją wiedzę z psychologii. Jeśli medycyna, to w przyszłym roku akademickim muszę zrobić licencjat z filologii i ponownie zdać maturę. Pierwszy rok medycyny jeśli bym się dostała nie byłby problemem, ale potem? Da radę z pracą? Jak nie, to przenieść się na wieczorowe, za 15 000 za semestr??? Skąd wziąć na to kasę? Albo kasę na mieszkanie? A dziecko? dopiero po 30-tce?

Nie wiem nawet czy snuję plany, czy marzenia. Nie wiem nic. Wkurza mnie czasem, że moja ambicja żyje sobie uśpiona, bo coraz częściej wystarczy mi wtulić się w swojego mężczyznę, by zapomnieć o wszystkich problemach. Mam wówczas takie poczucie, że cokolwiek mnie spotka, jakoś damy radę... Tylko czasem jednak trzeba też wiedzieć, jakie podjąć decyzję, a dziś nic nie wiem. Może będę miała mieszkanie - ale nie wiem, może moja powieść, rzeczywiście odniesie sukces i jak moja przyjaciółka częściowo dam radę utrzymać się z pisania - ale nie wiem, może znajdę lajtową pracę edytora i będę mogła teksty poprawiać siedząc w domu - ale skąd mam to wiedzieć? Nie mam pojęcia, którą iść drogą, jak kombinować, skoro wszystko jest niepewne!


A premier niech się wypcha swoim ACTA, niech się wypcha innymi reformami, bo tak, fajnie, że myśli o przyszłości, ale szkoda, że nie myśli o tych, co już dziś tej przyszłości nie mają. Gdzie mieszkania dla młodych, gdzie praca? Czemu jest tak mało dzieci? Bo mało kogo na nie stać! Ludzie chwytają się wszystkiego, moi znajomi robię i po 5 kierunków studiów, latają po europejskich uczelniach, kończą dodatkowe kursy, po to, by mieć choć cień szansy na życie, jakie w Anglii można mieć bez wykształcenia. Masakra. Idę podumać w samotności.

20 komentarzy:

  1. Ja tez ze swoim mialam taki moment ze myslalam ze jak nie przekroczymy magicznej trójki to sie rozleci, teraz przekroczylismy juz czwórkę :D Na otoczenie nei patrz. Wszystko w swoim czasie, slub wezmiecie kiedy bedziecie gotowi, Wy, nie otoczenie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam, czytam... i wiesz co? Boję się. Bo wiem, że nie mam takich ambicji jak Ty, nie mam nawet pewnie w połowie. Chcę iść sobie na spokojne studia, zrobić może studium po drodze, jakieś kursy kiedyś MOŻE, albo wybrać się w mundur itd. itd... I w związku z tym, że ich nie posiadam boję się o swoją przyszłość chyba nawet podwójnie. "Swoją" - nie swojej jednej małej osoby, ale w sensie rodzinnym. Boję się, że zamiast choćby małego mieszkanka, będę miała 3m kwadratowe u rodziny, będę tonąć w niezapłaconych rachunkach a zupę będę gotować na butach.
    Przesadzam, wiem.
    Ale taka jest prawda.. nie chcę się wynosić na zachód, a z drugiej strony kompletnie naprawdę nie wyobrażam sobie mojego życia za 7-8 lat choćby. Dzieci? o dzieciach też nie myślę... Nigdy nie chciałam być mamą po 30, ale jak tak sobie wszystko próbuję w głowie ogarnąć to coraz częściej wydaje mi się to prawdopodobne.

    Co do Twojego wybuchu.. byłaś wstawiona, poza tym... każda kobieta chyba w pewnym momencie oczekuje jakiegoś przypieczętowania związku, takiego przejścia na wyższy, pierścionkowy level, jeszcze bez białej sukni, ale żeby już było wiadomo, że to już "TO", tak na zawsze (przynajmniej teoretycznie).
    Mam wrażenie, że Wam się uda... siedząc tutaj wydaje mi się, że bardzo o Ciebie dba, a przecież na blogu nie zdołasz opisać wszystkiego. Nie patrz na ludzi. Rozstają się, godzą.. na całym świecie tak jest. A jak już bardzo musisz, to patrz z innej strony - miliardy osób mają szczęśliwe związki czekające na magiczną trójeczkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co, chciałam się wypowiedzieć na temat wykształcenia. Fakt, w Polsce każdy robi studia, jak komuś nie zależy robi jeden kierunek, jak komuś trochę zależy to przynajmniej dwie specjalności a jak komuś zależy to kilka kierunków. Ostatnio siedziałam z moim teściem przy flaszeczce i tak sobie gadaliśmy właśnie o nauce, on przez jakiś czas pracował we Włoszech, i powiedział mi coś co mnie zaszokowało, R. mi nigdy o tym nie mówił. We Włoszech ludzie kończą po 3-4 klasy i mają pracę, teść mówił że jak powiedział że ma 11 klas (podsatwówka plus zawodówka) to uważali go za zajebiście wykształconego człowieka.Chore jest to że w tak biednym kraju gdzie średnia krajowa jest 1/4 średniej krajowej gdzie indziej trzeba mieć doktora z habilitacją żeby dostać pracę w kuchni, a w bogatszych krajach wystarczy umieć pisać żeby robić w biurze, chory kraj.

    OdpowiedzUsuń
  4. W sumie też byłoby mi głupio, ale Twój Kochany na pewno to zrozumiał. Nie można żyć taką myślą "A jak nie dotrwamy do magicznej 3?" - trzeba żyć z dnia na dzień, bo gdy się o tym myśli to rzeczywiście potem może tak być. Skoro facet Cię kocha to ostatnie co będzie chciał zrobić to zepsuć Wasz związek. Ech, jeśli chodzi o seks - fajnie i niefajnie, jeśli dwojga jest dla siebie tymi pierwszymi. :)

    Masz naprawdę wysokie ambicje - ja nie dałabym rady. Medycyna to podobno bardzo ciężki kierunek, choć na pewno bardziej przyszłościowy niż psychologia, o której marzy moja siostra i wszyscy w koło powtarzają jej - BEZROBOCIE. Sama musisz wiedzieć co chcesz robić. Samych trafnych decyzji ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Taaak, 'nie chcę być Twoim wrogiem', a w rzeczywistości i tak jest inaczej. Może nie wrogość , ale na pewno powstają relacje zbliżone do tego i 'alergia' na siebie nawzajem. xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Musisz ustalić sobie priorytety. A później spełniać marzenia i dążyć do realizacji celów.
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. myślę, że aby znaleźć satysfakcjonującą pracę potrzebne jest dobre wykształcenie, ale i odrobina szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj poznałam poznałam. Ale już jestem na etapie akceptacji mojej porażki, więc na luzie pójdę jutro na zaliczenie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ja wczoraj się upiłam i zrobiłam głupią rzecz, dzisiaj moje poczucie własnej wartości, w skali od 1-10, wynosi -2... I też tyle, ile zdążyłam powiedzieć, wypłakać i wyśmiać, siedziało mi gdzieś w głowie, a ja nawet za bardzo nie zdawałam sobie z tego sprawy. Teraz nie wiem, czy może jednak przestać się upijać, czy może wyciągnąć z siebie cały ten syf, zanim mnie zgniecie. Bez sensu. A co do planów i marzeń - to samo mam, tyle rzeczy chciałabym (i może mogła?) zrobić i zmienić i sama nie wiem, czy tego chcę, czy może wolę zostawić sobie to w sferze "mogłam"...

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze jest oczyścić atmosferę i powiedzieć sobie w prost, co nam na żołądku leży. A skoro zdobyłaś się na to dopiero po alkoholu - trudno... Ważne, że on to przyjął na spokojnie. A co dalej? Będzie, co będzie, razem podejmiecie o tym decyzję. Przecież nie musisz wychodzić za mąż od razu. Jak przed Tobą klęknie, będziesz wiedziała, co z tym zrobić ;).
    Pracy dla młodych nie ma, staruszki i tak grzeją wszędzie stołki, a chcą zwiększyć jeszcze wiek emerytalny... I jak, za co żyć w takim kraju? Też myślę, że to bez sensu. I dziwić się, że ludzie uciekają z Polski, skoro gdzieś indziej bez problemu mogą znaleźć dobrze płatną pracę...

    Ja? Nie... :). Przede wszystkim my się nie traktujemy w taki sposób i nie sądzę, żeby kiedykolwiek mogło być inaczej, to by było dziwne :D. No i ja się chyba do tego nie nadaję, tymczasowo z nikim sobie nie jestem w stanie siebie wyobrazić. I dobrze mi tak ;).
    I mnie się nie tłumacz, też ostatnio strasznie zaniedbałam blog.
    Trzymaj się :).

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie Tusk zajmuje się pierdołami niż poważnymi sprawami, powinien myśleć jak to zrobić by społeczeństwu żyło się lepiej i lżej.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytając Twój wpis poczułam deja vu... Nie wiem, czy takie obawy odnośnie przyszłości nie są typowe dla pewnego wieku. Jestem od Ciebie o kilka lat starsza i pamiętam, kiedy sama bałam się o swoją przyszłość. Byłam w trochę gorszej sytuacji, bo skończył się trzy letni związek, wpadłam w depresję, zawaliłam studia i zaszyłam się na rok czasu w grze komputerowej. Pierwszy raz poczułam, że się starzeję, choć nikomu się wtedy do tego nie przyznałam :). Bałam się życia w samotności... Szybko wyszłam za mąż za pierwszego, który okazał mi wtedy jakieś zainteresowanie. Wpakowałam się w sytuację, którą do tej pory mogłam sobie wyobrazić tylko w telenowelach. Długa historia, w każdym razie skończyło się to tak, że teraz jestem 28 letnią rozwódką z malutkim dzieckiem, studiów już nie skończyłam, ale w moim zawodzie (jestem informatykiem) nie jest to tragedia, finansowo jestem niezależna, czuję się dużo silniejsza i nawet jakby "młodsza" niż kiedy byłam mniej więcej w momencie, w którym Ty się teraz znajdujesz. Wiem, że cokolwiek by się nie działo, jakoś sobie poradzę... i Ty też sobie poradzisz, bo nawet jeśli nie zdołasz zrealizować wszystkich swoich marzeń, już samo dążenie do nich jest dowodem na Twoją wewnętrzną siłę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam 25 lat i mojej rodzinie uchodzę za starą pannę ;-P
    Mój brat wziął ślub, gdy miał 20 lat. Za młody? Na co? Na miłość?
    heh, związek toż to zawsze ryzyko! :)) warte podjęcia :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Moja kuzynka w ciągu roku poznała swojego męża i jest z nim szczęśliwa mimo, ze ma 22 lata a wychodząc za mąż maiła 21 lat.
    Coraz czyściej ludzie albo wcześnie albo całkiem późno zakładają rodziny.Nie przejmuj się rodziną tylko myśl o sobie i dbaj o swoje szczęście bo jak oni nie mogą sobie ze sobą poradzić to wtrącają się do ciebie i twojego życia! Trzymaj się i pamiętaj, że czasem warto zaryzykować a szczęście jest blisko
    Pozdrawiam ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kochana znam to aż za dobrze... Mam nadzieje, że to dumanie coś efektywnego przyniosło :)

    OdpowiedzUsuń
  16. jak ja to dobrze znam... Nie chce się kogoś przymuszać, wywierać na nim presji, właściwie nie chcemy nawet tych zapewnień... A przychodzi co do czego i następuje wybuch.

    życzę Ci, żebyś znalazła dla siebie plan na przyszłość. Żeby w jakiś cudowny, magiczny sposób potrafiła pogodzić życie rodzinne i studia. Żebyś była po prostu spełniona. :)

    Potwór

    OdpowiedzUsuń
  17. Na wszystko przyjdzie czas...

    a jest on odpowiedni w odpowiednim momencie dla każdego..=)

    OdpowiedzUsuń
  18. nie zrobiłam nic, czym mogłabym się chwalić, nic mądrego, nic, do czego teraz nie jest głupio mi się przyznać i nic, co pozostawiłoby moje sumienie spokojnym... czyli pozwoliłam sobie na za dużo w geście i słowie, ujmując to dyplomatycznie ;]. Szkoda gadać, na razie czekam, aż zapomnę... :P

    OdpowiedzUsuń
  19. hej my spędzamy walentynki w domu przy Tv ;p

    OdpowiedzUsuń
  20. Widzę, że siedzimy w tym samym fachu. Muszę Cię jednak trochę zaniepokoić - ukończenie studiów polonistycznych nie daje gwarancji uzyskania odpowiedniego warsztatu edytorskiego. Do tego są potrzebne dalsze kursy. Sama planuję też się ich podjąć :) Psychologia zrealizowana w 2 lata? Jak to możliwe? Jestem ciekawa, gdzie taka forma studiów się odbywa (ja studiuję wszystko w Szczecinie :)). Co do medycyny - ambitne plany, jeżeli to jest Twoje marzenie, nie czekaj - realizuj je jak najszybciej! Medycyna to ciężka praca i nie są to puste słowa. Sesja tam trwa cały rok, a same studia, jak już sama napisałaś, to 5-6 lat. Do tego dochodzi ew. staż po studiach, ok. 2 letni. Oczywiście, jest po tym pewna praca, ale jest w tym też równie ciężka harówa.
    Co do Twojego mężczyzny, nie możesz wyjść z założenia, że będzie co będzie - skoro kocha, to nigdy Cię nie skrzywdzi i nie zostawi, jeżeli jednak to zrobi, to nigdy nie zasługiwał na Ciebie? Żyj chwilą, ciesz się tym co masz, kogo masz! Doceń ogromne wsparcie z jego strony :) Udowodnij sobie i jemu, że jestem ponad takimi myślami!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń