czwartek, 16 lutego 2012

Kochaj mnie...

Aby znaleźć miłość, nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie twoja godzina, sama wejdzie do twego domu, w twe życie, do twego serca. — Robert Allen Zimmerman (Bob Dylan)
Miała 5, może 6 lat. Wciąż nie rozumiała swojej tragedii. Wszyscy zawsze się tak dziwili, gdy mówiła z uśmiechem na ustach, że nie ma rodziców. Dla niej przecież było to takie powszednie, skąd mogła wiedzieć, że to ona jest w tej mniejszości, której trzeba współczuć? 

W domu często przeszkadzała swoją zabawą. Nie potrzebowała do niej nikogo, lubiła być sama ze sobą, ale bywała za głośno. Dlatego babcia, po powrocie z przedszkola, wysyłała ją najczęściej na podwórko, by tam zajęła się sobą. Nie lubiła siedzieć sama, bez zabawek, bez ludzi, w betonowym okręgu ze śmietnikami pośrodku. Nie skarżyła się jednak, bo wydawało się jej, że wszystko jest, jak powinno, jak wszędzie. Czasami tylko czuła takie dziwne ściskanie w sercu. Nie wiedziała za czym tęskni, nie znała tego, lecz instynktownie próbowała to zdobyć. Pamiętam, jak nagabywała obcych ludzi, opuszczających swe domy, pytała ich, jak się czują, czy mają dzieci, czy mogliby ją pokochać...


Dzisiaj, jak sobie to przypomnę wstydzę się niemiłosiernie. Dobrze, że dziecku więcej wolno, szkoda tylko, że moja komputerowa pamięć nie potrafi nawet odpuścić mi spojrzeń tamtych ludzi. Wtedy nie umiałam ich zinterpretować, teraz już, przepełniona kulturalną moralnością, czuję swój nietakt, chociaż ciężko mi uwierzyć, że to ja byłam tą małą, samotną dziewczynką. Nie umiem przywołać już nawet wspomnienia, tego wewnętrznego bólu, przez który nie raz wgryzałam się we własne ciało, byleby przetrwać pierwszą falę, skupić organizm na bólu zewnętrznym, fizycznym.
______________________________________________________________

- O czym myślisz Kochanie? - spytał mnie A. leżąc na plecach i gładząc moją głowę, którą wsparłam na jego brzuchu.
Uśmiecham się, patrzę w jego oczy. Widzę w nich czułość, ciepło, może nawet rozczulenie. Wyciągam rękę w stronę jego twarzy, odsłaniając szereg blizn, jakie kryły się pod rękawami. Wciąż nie wiem, czemu mimo tych oznakowań przeszłości wszyscy uważają, że jestem śliczna.
- Dziękuję Ci - szepczę podpierając się na drugim ręku - dziękuję, że mnie pokochałeś.


15 komentarzy:

  1. Mam dziś słaby dzień więc Twoja historia wzruszyła mnie bardziej niż normalnie... Ja mam to szczęście, że zawsze miałam rodziców i siostrę.. teraz pana M. i Stworki... Cieszę się, że masz kogośs, dla kogo jesteś całym światem ....
    P.S. chociaz, co smutne, i tak rodzimy się sami i później zawsze jesteśmy samotni w pewien sposób...

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutna jest Twoja historia. Głupio coś mądrego napisać w komentarzu. Napiszę tak, jak myślę (chociaż myślenie ostatnio coś mi nie wychodzi, tak samo jak mówienie, czy robienie czegokolwiek). Dzięki temu jak było - jest jak jest teraz.

    Znam kilka osób bez jednego rodzica, może dwie bez obojga. Są to wyjątkowi ludzie. Może dlatego, że już od dziecka uczyli się doceniać to, co dostają od życia, bo każda dobra rzecz była dla nich nagrodą, bo na codzień kolorowo nie było.

    Nie wiem na ile jest to mądre, co napisałam, ale tylko taka myśl mi się nasunęła....

    tulę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciężko mi cokolwiek napisać, bo nie wiem jak to jest nie mieć rodziców (teraz z perspektywy lat wiem jak to jest nie mieć ojca przy sobie, no ale on jednak mimo wszystko jest, daleko, ale jest..). Ale wydaje mi się, że jeśli z A. będziecie chcieli mieć kiedyś dzieci, to Ty będziesz wspaniałą matką.. jestem tego pewna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy zasługuje by być kochanym...

    OdpowiedzUsuń
  5. nie chcę już płakać, to nie pomaga. Nigdy nie nazywałam go tatą [albo tego nie pamiętam po prostu]. Unikam używania takich słów albo mówię ojciec. Na "tatę" trzeba sobie zasłużyć.
    a on nie zasłużył. Zniszczył moje siostry, moją mamę i mnie. I za każdym razem, kiedy mu wybaczałam, zawodził na całej linii. Więc teraz, kiedy zrobił ze mnie najgorszą ze wszystkich, pozdrawiam go serdecznie środkowym palcem. Kiedy był mi potrzebny, nie miał dla mnie czasu, a teraz... ja jestem już za duża i zbyt samodzielna.
    Nie mam zamiaru płaszczyć się przed nim i przepraszać go za jego własne błędy.

    pewnie, że wyjdę. Postawiłam sobie grubą kreskę między dniem dzisiejszym a przeszłością. I jestem wolna. :)


    Potwór

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy zmarł mój tata, moja rodzina myślała, że jestem za mała, żeby zrozumieć, co się stało. A nie byłam wcale taka mała, bo 11letnie dziewczynki rozumieją dużo więcej, niż mogłoby się wydawać. Pozostałam za to jedyną i ostatnią osobą w rodzinie, która się nie załamała i nie dołączyła do zbiorowego lamentu. Wtedy czułam, że nie możemy załamać się wszyscy i że musi być ktoś, kto w końcu nie płacze. Dzisiaj czuję się silniejsza, może właśnie dzięki temu, a nie, jak mój brat, próbuję wytłumaczyć śmiercią ojca wszystkie życiowe nieporozumienia. Ktoś nade mną napisał bardzo mądre słowa, że dzięki temu, jak było kiedyś, teraz jest tak, jak jest. Zgadzam się z tym w stu procentach. Przeszłość uczyniła nas tym, czym jesteśmy teraz. Chyba to dobrze, przynajmniej tego spróbuję się trzymać :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie umiem zrobić hasła na całego bloga, a bez tego ostatnio nawet największej bzdury nie umiem napisać, jakaś blokada mi się w głowie zrobiła :(
    do każdej notki jest zawsze takie samo. podrzuć mi maila to Ci je wyślę :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Historie życiem pisane..
    Dzieci często nie rozumieją wielu spraw..Chciałabym pozostać w tej dziecinnej nieświadomości.. Rozumiałam dokładnie tyle ile było mi wtedy do szczęścia potrzebne.. A zdobywanie wiedzy było tak poruszające i pełne entuzjazmu..
    I można było bez przeszkód podejść do człowieka i spytać go o jego życie i plany na nie.. I nikt nie był wtedy obcy..
    I strasznie Cię podziwiam. Ja nie wyobrażam sobie życia bez swoich rodziców,mimo że często się awanturowaliśmy, a z ojcem nie mam już nic wspólnego..
    I cieszę się,że znalazłaś kogoś kto Cię pokochał...
    Wyobrażam sobie jakie to dla Ciebie ważne..
    Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, smutna jest Twoja historia, ale coś mi się wydaje że w nagrodę za to cierpienie w dzieciństwie dostałaś kogoś wspaniałego kto Cię bardzo kocha i świata poza Tobą nie widzi :):*

    OdpowiedzUsuń
  10. wzruszająco oddałaś emocje, które towarzyszyły Ci kiedyś, a jakie towarzyszą Ci teraz. łza się w oku kręci, cieszę się Twoim szcześciem, że masz takiego dobrego, kochającego mężczyznę :)
    ~Kocia

    OdpowiedzUsuń
  11. Było tak. Ona - znała się z Wariatem od jakiegoś czasu. Dziewczyna typu - przeleć mnie (obojętne kim jesteś, gdzie to zrobisz i jak), od jakiegoś czasu nie dawała mu spokoju (z moich źródeł wynika, że nie tylko jemu). W jednej z rozmów nawet uznała, że z Wariatem chętnie zdradziłaby swojego chłopaka - odmówił.Tego samego dnia - po rozmowie, dalej katowała go przez tel... Skończyło się na tym, że powiedział jej żeby przesłała mu swoje nagie zdjęcia (robione z resztą przez jej chłopaka). Podobno zrobił to jedynie po to żeby się odczepiła (i tak też wynikało z tego co mówił jego przyjaciel kiedy Wariat napisał do niego że się dowiedziałam i chcę go zostawić). Jednak nie zmienia to pewnych faktów, które mnie bolą i pewnie jeszcze długo będą. Stąd właśnie brak zaufania itd.
    Jesteśmy razem. Dostał ostatnio szansę, jeżeli z niej nie skorzysta to jego sprawa. Tylko wiesz... jest ciężko.
    Mam zdjęcia, które mu wysłała. Stąd chęć do tego by ją zniszczyć, wstawić je w takie miejsce by wszyscy je zobaczyli, która z resztą może i mi nie przeszła, ale która jest póki co uśpiona.
    Ogólnie... powiem Ci, że było ciężko i burzliwie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Uśmiechnęłam się czytając to.
    Świetnie to opisałaś.
    Szczerze mówiąc mnie to "współczucie" dla takich osób nieco irytuje, bo odnoszę wrażenie, że jest wymuszone i dla zasady.
    Przepraszam, że smęcę na blogu. I że tak długo nie odpisywałam.
    Jestem okropna bo okropnie lubię smęcić. Jezu, to paranoja!
    Napisałaś "Czasami tylko czuła takie dziwne ściskanie w sercu. Nie wiedziała za czym tęskni, nie znała tego, lecz instynktownie próbowała to zdobyć". Znam to bardzo dobrze. Straciłam matkę w wieku niespełna 4 lat. Nie czuję się z tego powodu pokrzywdzona przez los, nie tęsknię za nią - bo i za czym? Nie pamiętam jej, nie mam więc za kim tęsknić. Nie pamiętam dotyku, uścisku.
    Ale nadchodzą takie chwile, gdy jednak nadchodzi ukłucie tęsknoty. Trudno to opisać.
    Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  13. Właśnie... Mówiłam mu, że wystarczyło ją brutalnie spławić, czy po prostu przestać się odzywać. Tylko wiem, że jakiejś jego części się to na pewno podobało. Chłopak nie ma mega wysokiego poczucia własnej wartości, nie uważa by był jakiś bardzo przystojny etc... Odbił sobie poniekąd w taki sposób. Niektórzy faceci są po prostu na tyle bezmyślni, że nie myślą o konsekwencjach swojego działania.
    Wygląda to wszystko dziwnie i masz rację. Ale ja już wszystko tyle razy przeżyłam w sobie, że nie chcę już więcej. Dwa tygodnie dręczyłam się każdym słowem, które przeczytałam, wertowałam je i zastanawiałam się nad jego znaczeniem.. Mam już po prostu dość.
    Nie myśl, że to, że mam dość oznacza, że będę udawać, iż jest teraz wszystko ok. Po prostu nie chcę się tym zadręczać bardziej niż trzeba (w szczególności jeżeli mam kiedyś jeszcze mu zaufać). Nie wierze we wszystko co mówi, ogólnie wierzę w ułamek tego co mówi, ale nie chcę też ciągle się dręczyć. Wystarczą mi krótkie momenty przed snem raz na jakiś czas.
    Poza tym, nie potrafię się powstrzymać przed drobnymi uszczypliwościami. Byliśmy ostatnio u mojej bliskiej znajomej, która pytała nas co byśmy zrobili gdybyśmy byli w konkretnej sytuacji, wywiązała się rozmowa, sprawa dotyczyła zdrady i w pewnym momencie kiedy Wariat powiedział coś z czym ja się nie bardzo zgadzałam, wymsknęło mi się małe "Ty coś o tym wiesz" - w sensie zdrada, nie bycie fair. Mówił mi potem, że koszmarnie się poczuł kiedy to powiedziałam w towarzystwie i że w ogóle to wyszło z moich ust.
    No ale cóż... trudno.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wzruszyłam się i nie potrafię nic napisać... Może później, może jutro... Może nigdy?

    OdpowiedzUsuń