piątek, 2 maja 2014

Zaplątana

Heh przestałam pisać w zasadzie kiedy w moim życiu naprawdę zaczęło się dziać. Może dlatego, że nie umiem ubrać tego w słowa? Bo to co się dzieje jest takie emocjonalne, a kiedy tutaj ostatni raz byłam... wszystko było takie inne wtedy...

Rozstałam się z A... Zostałam czyjąś kochanką... Zaczęłam brać niebezpieczne leki pobudzająco-odchudzające, które z winem mojego kochanka zrobiły zabójczą mieszankę i cóż... Znowu żyję na krawędzi. No ale zacznijmy od początku. Część z Was pewnie kojarzy, że próbowałam swoją zawiłą sytuację wyjaśnić na osobnym, bardziej prywatnym blogu, ale jakoś historia się urwała... też emocje zaczęły brać górę, więc spróbuję Wam to streścić.

4 lata temu jak zeszłam się z moim A., od razu chciał zapoznać mnie ze swoimi znajomymi. Był tam też ON, ale nie zwróciłam uwagi na wszystkich, którzy tam byli. Zapamiętałam JEGO, bo jak tylko wyszedł, jedna z dziewczyn popłakała się, że tak GO kocha, a on ma ją w dupie. ON za to zainteresował się mną, a że zakochana panna chciała od tamtej pory na każdej wspólnej imprezie sadzać go najdalej od siebie zazwyczaj lądował tuż obok mnie, która i tak była na szarym końcu, gdyż mnie nie znali za dobrze jeszcze. Kiedy był w pobliżu moje serce świrowało. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, ale między nami była tak niesamowita chemia, że masakra. To jedyny facet, na którego byłam skłonna się rzucić, nie pytając o imię! Jego spojrzenie wywoływało u mnie istną gorączkę, dlatego pół roku będąc z A. nauczyłam się go unikać. Co jednak wybrałam jakieś inne miejsce przy stole, on lądował obok. Mógł kłaść swoją rękę na moim kolanie, dotknąć opuszkiem palca szyi, niby przypadkiem, mógł wszystko to, za co każdy inny dostałby po twarzy. Aż pewnego razu na Sylwestrze, gdy mój A. dał po raz pierwszy ciała i pojawił się tylko na zawody w piciu wódki, po czym znikł, nawet się ze mną nie przywitawszy, zaczęłam rozmawiać z tym Panem nr 2. Po raz pierwszy zauważyłam, że obiekt moich westchnień ma mózg! Słuchał mnie uważnie, sam wydawał się być inteligentny... Nie wiem co mu odbiło, że latał cały czas za mną, wiedząc że zaraz nas ktoś może przyuważyć, ale wykorzystał moment, jak stałam tyłem i pocałował mnie w kark... BOOOOOŻEEEE prawie eksplodowałam! Nigdy nie zdarzyło mi się nic takiego! Co on miał w sobie, że tak mnie przyciągał? Oczywiście zauważyła to owa zakochana w nim dziewczyna i choć udało mu się dać mi swój nr tel, Pan 2 nie pojawił się więcej na wspólnych imprezach.

Zakochana w nim dziewczyna opowiadała nie raz jaki to z niego playboy, a że podrywał mnie, wiedząc, że jestem w związku, cóż... dawało mi to do myślenia. Nie ufałam mu, a mimo to masochistycznie rozmawiałam z nim na chacie. Nawet parę razy się spotkaliśmy, ale mimo że nawet mnie wówczas nie dotknął, zrozumiałam, że ja chcę aby do czegoś doszło! Że spaceruję po cienkiej linie, mimo że kocham swojego A., i to z nim wiązałam przyszłość. Postanowiłam zerwać kontakt z Panem nr 2 i zapomnieć.

No ale kontakt zrywaliśmy aż parę razy i zawsze nagle bach gdzieś się spotykaliśmy i kontakt wracał. Granice się przesuwały trochę. Nie powiem Wam, kiedy był pierwszy pocałunek. Ani na ile kryzysów w moim związku Pand nr 2 trafił. Chciał abym zerwała z A., ale ja mu nie ufałam i byłam z nim szczera. To na A., mi zależało, nawet jak gdzieś tam budziło się i głębsze uczucie do niego.

Dopiero rok temu Pan nr 2 wyznał że mnie kocha. Odebrał mnie zapłakaną od A., który znowu dał ciała i powiedział o dużo za dużo. Pan nr 2 poczęstował mnie winem i powiedział że czekał na mnie 3 lata, ale teraz też już się z kimś związał. Spytał się mnie wprost, czy ma ją zostawić, a ja... ja ciągle myliłam jego imię z imieniem mojego faceta. Płakałam za tamtym, chciałam żeby to A., teraz mnie tulił i wyznawał miłość. Spiłam się trochę, zdjęłam mu koszulkę, rozebrałam swoją górę, położyłam się na niego i... zasnęłam... Nie wykorzystał sytuacji. Ubrał mnie później i odstawił do domu. Jak prze trzeźwiałam powiedziałam mu, że spróbuję naprawić jeszcze swój związek, a on... no co miałam mu powiedzieć? Chciałam aby znalazł swoje szczęście. Wyrzuciliśmy swoje nr telefonów i postanowiliśmy się nie odzywać już więcej. Jak sie domyślacie bez skutecznie. Parę miesięcy potem spotkałam go w garażu mojego A., gdzie naprawiał komuś auto... Myślę, że wszyscy wiedzieli, jaka chemia nas łączy, gdy staliśmy tak naprzeciwko siebie, milcząc i gapiąc się na siebie przez wiele minut. 

Opowiedział, że w jego związku nie dzieje się najlepiej, że nie zdał ważnego egzaminu na studiach i nie wie co dalej. Ja z A., żyłam już dobrze, a raczej pogodziłam się, z jego stylem życia i pracoholizmem, i przemęczeniem. Zaakceptowałam też dziewczynę Pana nr 2. Widywaliśmy się czasem, na rolkach, na basenie, czasem w trójkę (mój A. nigdy nie miał czasu/chęci/siły). No aż A. oddalił się ode mnie całkowicie. Ciągle musiałam wybierać, czy przyjadę poleżeć obok niego w łóżku, gdy będzie pykał w jakieś gierki, czy coś porobię, wykorzystam swoją młodość na ruch... A że miałam już nadwagę, coraz częściej wybierałam ruch. Postanowiłam pogadać, z A., co dalej z naszą relacją, skoro jemu się nie chce nawet do mnie zadzwonić i dowiedzieć co słychać. Odwiedzać nie odwiedzał, ja tylko przyjeżdżałam i wtedy nie miał też na nic siły i zazwyczaj grał w jakieś gry, czy siedział w necie. Kiedy widywaliśmy się raz na tydzień/raz na dwa tygodnie, a on nawet nie miał chwili, by odłożyć netbooka i ze mną pogadać, zaczęłam się trochę awanturować, aż wybuchłam i wyłożyłam kawę na ławę. Wiedziałam że mnie kocha, ale co z tego jak przestawał mnie znać. Nie wiedział co się u mnie dzieje, nie uczestniczył w moim życiu. Odpowiedział na te zarzuty, że taki już jest i ja MUSZĘ to zaakceptować, albo droga wolna. 

Cóż... przekonał mnie. Nie miałam wówczas jeszcze na tyle odwagi, aby z nim zerwać, ale byłam przekonana praktycznie, że nie ma innego wyjścia. Postanowiłam widywać go jak najrzadziej i zdystansować się trochę. Coraz więcej czasu spędzałam z Panem nr 2. Znowu zaczęliśmy się zbliżać, a kiedy mój A., nawalił jeszcze parę razy i nie chciałam już tylko zrywać z nim przed świętami, ale byłam pewna na 100% tej decyzji, pękły moje granice. 

Pozwoliłam się zaspokoić Panu nr 2. W końcu seksu też dawno nie miałam (A. był zmęczony), a on na mnie tak działał... No ale w międzyczasie jego firma splajtowała i stracił pracę. Zrozumiałam, że nie zerwie tak łatwo z dziewczyną, u której mieszka. Zaczęłam, więc go pytać o jego plany, które choć brzmiały sensownie i naprawdę miał swojej dziewczyny dość, która nigdy nie pracowała, nic nie umie i wszystko dostaje od rodziców, ale jak go spytałam co czuje do niej, do mnie... Odpowiedział tylko "nie wiem". Zabolało, jak cholera. Zrozumiałam, że straciłam swoją szansę rok temu, kiedy to problemy z A., te same już mnie przerastały, ale wciąż kurczowo się go trzymałam. Postanowiłam, się pożegnać z Panem nr 2. Skoro nie byłabym już z A., nigdy przypadkiem byśmy się nie spotkali. Tak miało być lepiej. Jeśli nie wiedział, czego chce i co dalej, to ja nie będę się w to wtrącać, nie mając mu do zaoferowania nic dodatkowego poza swoim uczuciem. O wiele lepiej dla niego by było, aby został z bogatą dziewczyną, szczególnie, że nie ma dokąd pójść na ten moment. Załatwił sobie jakąś pracę od sierpnia, ale na początek będzie zarabiać naprawdę mało. No i jeśli miał nigdy nie być mój też chciałam móc po zerwaniu się zakochać i ułożyć z kimś innym życie, ale... pożegnanie wyszło bardzo ckliwe... W końcu się ze sobą przespaliśmy. Myślałam, że to nawet lepiej, już nie będę ciekawa, jakby to z nim było, łatwiej się z niego wyleczę. A gdzie tam!

Oczywiście nie oddał mi moich rzeczy, jakie zostawiłam u niego kiedyś tam. Miał kolejny pretekst na następne spotkanie. Potem na imprezie w ogóle spędziliśmy ze sobą całą noc. Kochaliśmy się wtedy chyba z 5 razy i mimo że nienawidzi jak dziewczyna się do niego tuli, przytulał mnie całą noc. Rano powiedział, że nie spał, bo myślał o mnie i co dalej. Ale nie było żadnych deklaracji. Nic. Wyjechał na święta ze swoją dziewczyną i wróci dopiero w niedzielę.

Przez chwilę byłam szczęśliwa. Myślałam, że to taka bajka, romantyczna miłość, jak z książek, gdzie wiele przeszkód ginie w obliczu naszych wiecznych powrotów i kręcenia się wokół. Która z kobiet nie chciałaby przeżyć czegoś takiego? No ale wyjechał, tam gdzie nie ma zasięgu, gdzie pilnuje go dziewczyna. Praktycznie nie mam z nim kontaktu na razie. Zaraz po świętach pojechałam też do A., zakończyć z nim sprawę formalnie. Byłam zdecydowana, pewna czego chcę, ale jak zobaczyłam w jego oczach ten BÓL... Moje serce pękło. Chciał dać mi czas i chyba mi go daje, bo nie powiedział nikomu jeszcze, że się rozstaliśmy... Ja jednak nie mogłabym do niego wrócić i spojrzeć mu ponownie w te oczy. Nie chcę znowu się męczyć, walczyć i robić mu awantury, że się mną nie interesuje, a dodatkowo ukrywać, to co się niedawno wydarzyło. Wydaje mi się jednak, że mogłabym się poświecić i być z nim do końca życia tylko po to, by nie zobaczyć tego bólu w jego oczach. Byleby nie cierpiał. To straszne zostawiać kogoś kto kocha nas tak mocno, ale dostałam lekcję od życia, że miłość to jednak nie wszystko. A może jeszcze kiedyś będziemy razem? Może, gdy ja w końcu zacznę zarabiać, on spłaci swoje kredyty i będzie nas stać na wspólne mieszkanie, wtedy się dogadamy w naszych kontaktach? A może moje odejście pokaże mu, że praca nie jest w życiu najważniejsza, że to nie za nadgodziny powinien być doceniany, ale za to że po prostu jest obok swojej ukochanej? Życie pisze różne scenariusze.

Inaczej też spojrzałam na sytuację z Panem nr 2,odkąd wyjechał, a ja musiałam sama przeboleć stratę A.. Teraz do niego chcę się zdystansować i nie robić sobie nadziei, mimo że całe moje ciało tak mocno go pragnie. Nie będę Wam opisywać naszego seksu, ani zliczać swoich orgazmów, ale to było warte wszystkiego i wcale mnie nie rozczarowało. Boję się, że nie wytrzymam i zostanę jego kochanką na stałe, a wtedy nie będzie chciał z żadnej z nas zrezygnować. Będzie odwlekał decyzję, bo tacy są faceci, nie? Mimo to on czekał na mnie naprawdę długo i wiem sama jak trudno rozstać się z kimś, gdy nie ma większej awantury. Może powinnam poczekać? A może ruszyć naprzód? Rzucić się po omacku w przyszłość, bez oglądania się wstecz?

Przydarzyło mi się wiele jeszcze rzeczy, ale myślę, że ta historia jest wystarczająco długa na jedną notkę.Reszta może przy okazji. Mam nadzieję, że Wy jesteście bardziej rozsądne ;), chociaż... może życie polega na tym, aby przeżywać przygody i czasem pozwolić sobie, by kierowało nami tylko serce?

11 komentarzy:

  1. Nic nie jest proste tym bardziej takie sytuacje. Nie mnie oceniać czy robisz dobrze czy źle, czasem największe szaleństwo jest drogą do wolności

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem człowiek musi zrobić tak, by to on był szczęsliwy a nie wszyscy do okoła

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu zrobiłaś coś dla swojego szczescia, zasługujesz!

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedne, wstrząsane uczuciami serce. Odwieczny taniec miłości. Pewnie będziesz cierpieć, ale teraz złe myśli precz. Powiem tylko przytomnie i na chłodno, że w związku ma ta osoba "lepiej", która jest bardziej kochana, jakby tego nie rozumieć i jakby sie od takich "wyrachowanych" spostrzeżeń nie odżegnywać. Mimo wszystko - najlepszego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślałam, i mimo nowego zakochania, nie przestałam kochać swojego ex. Inaczej nie bolałoby mnie tak mocno jego cierpienie. Ale jeśli cały czas byłam sama, Nie chciał pisać, dzwonić, odwiedzać, był wiecznie przemęczony i wychodził z założenia, że jak coś się stanie wiem gdzie go znaleźć... to prędzej czy później, jak nie Pan nr 2, znalazłby się ktoś inny.

      I tu nawet nie chodzi o seks... Brakowało mi wszystkiego począwszy od zwykłej, szczerej rozmowy. W pewnym momencie odkryłam, że mój A. kochał mnie nie wiedząc kim jestem. Nie wiedział o moich problemach, które sie rozwiązywały nim się spotkaliśmy, nie wiedział o moich kursach, o nowych znajomych. Tu naprawdę miłość już nie mogła tego skleić.

      Usuń
  5. Tak, rozumiem, i trzymam kciuki za tę chorobę, to szaleństwo, ten piękny ból, jakim jest miłość. Bez względu na konsekwencje, niech trwa jak najdłużej!

    OdpowiedzUsuń
  6. A zdradzisz swe imię, czy jakiś kontakt?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedzmy, ze ta notka miała być po cześci też sprawdzeniem kto to czyta z moich znajomych i mam pewne podejrzenia ;)

      Chciałabym po prostu wiedzieć, czy mnie znasz w realu, czy nie

      Usuń
  7. Jej ale zagmatwane... Mam nadzieję że to wszystko doprowadzi Cię do szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Długo mnie tu nie było (znaczy, bywać bywałam ale nie komentowałam), dlatego że u mnie też dużo się działo. Życie obróciło się o 360 stopni. Koniec prawie 4 letniego związku z facetem, teraz u mnie pojawił się "A." no i, no i, no i właśnie... Wszystko to takie pogmatwane, że nawet szkoda opisywać, nagle plany, nagle pierwsze samodzielne mieszkanie.
    Czy nie tylko ja mam tak, że ostatnio gubię się sama we własnym życiu i mam wrażenie jak patrze z boku, że to jakaś cholerna książka czy film? Chyba Ty też tak czasami masz...

    U Ciebie też ogrom zmian, wszystko to takie pogmatwane. Ale wiesz co, mamy tylko jedno życie i nie żałuj niczego co się stało. W końcu, gdzieś u góry w gwiazdach, jest spisane wszystko.
    Kieruj się (nadal) sercem i potrzebą własnego szczęścia a nie rozumiem, bo nie przeżyjesz w pełni własnego życia.

    Powodzenia w sprawach zdrowotnych jak i sercowych.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Faktycznie, czytając tę notkę ma się wrażenie, że czyta się historię spisaną w książce, a nie w prawdziwym życiu. Takie to odrealnione, z początku niepasujące do ciebie. Nie miałabym chyba odwagi na tak odważne decyzje, a następnie wyzwolone zachowanie - i nie mówię o seksie, ale ogólnie sposobie myślenia, poczuciu wolności i mimo wszystko zadowolenia z obrotu spraw po tym wszystkim. Spodziewałabym się raczej po tobie wyrzutów sumienia spowodowanych zostawieniem A., a jednak udaje ci się to wszystko w głowie poukładać tak, by nie zwariować. Rzadko komentuję, ale czytam z zapartym tchem cały czas. Czekam co dalej.

    OdpowiedzUsuń