poniedziałek, 12 maja 2014

Suka

Dzisiaj po raz pierwszy zeszkliły mi się oczy na myśl o A. Zaczęłam analizować to, czemu tak naprawdę z nim zerwałam i choć nadal uważam logicznie, że była to dobra decyzja, odkryłam, że nie do końca moja. Zadecydowała moja słabość tak naprawdę, bo wahałam się i nie dostałam czasu, aby móc zdecydować tylko i wyłącznie sama. Zadecydował internetowy przyjaciel (Vill, wiesz kogo pewnie mam na myśli), który sfabrykował to co A. o mnie pisze, który postanowił nas ze sobą skłócić, twierdząc, że jednak wie lepiej, co jest dla mnie dobre. Zadecydował kumpel A., który miesiąc temu wpadł do jego pokoju akurat kiedy mieliśmy poważną rozmowę, która potoczyła się kiepsko. Zadecydował trochę Pan nr 2, który dał mi nadzieję na coś, na co już nadziei chyba nie mam. Zadecydowała trochę tez moja przyjaciółka, która zasugerowała, że mam tylko dwa wyjścia, albo się z nim rozstać, albo mu powiedzieć o zdradzie, a ja na to drugie odwagi pewnie bym w sobie nie znalazła. Wiedziałam, że nasze relacje mogą się pogorszyć, jak wybiorę opcję "zostaję" i "ukrywam". Myślę jednak, że to przede wszystkim moja wina. Za dużo peplam przyjaciołom o moim życiu prywatnym, a potem albo przejmuję się ich zdaniem, albo oni działają za moimi plecami. Może moje przemyślenia powinny być tylko moje? Jednakże ciężko ogarnąć wszystko co  dzieje się w mojej głowie ot tak.

Wiem, że Pan nr 2 ma swoje teraz problemy, a dziś rozmawiałam z jego matką, która nie tyle je potwierdziła, co przekazała, że są one większe niż myślałam. Nie wiem kiedy by się z nimi uporał, ani czy znajdzie się w jego życiu przez to dla mnie. Nie sądzę. W tych problemach ja mu pomóc nie mogę, a jego dziewczyna i owszem, więc jakie mam szanse?

Próbuję żyć szybciej, mocniej, aby mnie płacz nie dogonił i plątam się jeszcze bardziej i jeszcze szybciej uciekam. Wiem, że jak tylko się zatrzymam na oddech - rozlecę się cała, nie wiem nawet na jak długo... Stracić jedną miłość to już jest ciężko, stracić dwie w podobnym czasie... boli chujowo mocno, wiecie? Pan nr 2 uważa, że jestem piękna i choć on chciał mnie w tych wszystkich porozciąganych bluzach, uważał że mogą za mną latać tabuny, jesli o siebie zadbam. Tak też zrobiłam. Po schudnięciu - nowa fryzura i faktycznie powodzenie mam duże, tylko... jakoś mnie nie cieszy to. Ani A., ani Pan nr 2 i tak mnie nie mogą takiej zobaczyć, a mnie było jakoś bez różnicy...

Bez różnicy było rejestrowanie się na portalach randkowych. Nie wiedziałam czego tam szukam. Zresztą i tak zazwyczaj trafiali się sami dupkowie o! Miałam tylko brechta trochę. Jednak wyselekcjonowałam paru, z którymi postanowiłam się spotkać, na nic zobowiązującego oczywiście, tylko panowie takie sobie wnioski wysnuli, ze coś z tego będzie. Wszyscy kurwa! Oczywiście miałam nosa, bo wszyscy byli sympatyczni i mili, ale tylko z jednym chciałam spotkać się drugi raz.

Pan Ka po prostu ujął mnie swoją osobowością. Nie podobał mi się, ale dobrze mi się z nim rozmawiało, myślałam że moglibyśmy się zakumplować, mamy tyle ze sobą wspólnego! Wydaje mi sie to uczciwe poznanie się i zostawienie sobie furtki, przecież nie każdy poznany w necie może być kimś z kim chcemy spędzać czas, prawda? Pan Ka był w wielu kwestiach tak podobny do mnie, że czułam się przy nim świetnie. Umówiłam się z nim na drugie spotkanie, które chciałam spędzić tak samo fajnie. Było fajnie, gdy zobaczyłam TO COŚ w jego oczach. Był zapatrzony we mnie jak w obrazek... Poszliśmy coś zjeść i w restauracji mnie objął i pocałował. Nie poczułam nic. NIC! Jednak kiedy mnie przytulił... walczyłam ze sobą, aby się nie rozryczeć. Tak bardzo przypominał mi A... To A. mnie kiedyś zaprowadził do tej restauracji, bałam się też, że nagle A. nas tam spotka, że go zranię jeszcze mocniej.

Potem Pan Ka mnie tylko irytował. Chciał się przytulać dużo za dużo, chciał dużo za dużo buzi, wykręcałam się jak mogłam. Zapłaciłam rachunek za nas dwoje... nie chciałam brać ani złotówki od niego, mimo że ma dużo pieniędzy. Bałam się jednak zobowiązań, bałam się poczucia, że coś muszę dać mu w zamian i będę się bujać z ew. zerwaniem kontaktu. Kiedy się rozstawaliśmy był taki szczęśliwy, a ja czułam się jak gówno przylepione do czyjegoś buta. Poczułam satysfakcję, że dałam mu tą euforię na chwilę i poczułam że siebie nienawidzę, za to, że pewnie mu ją równie szybko odbiorę.

Z drugiej strony... im więcej robię złych rzeczy, tym bardziej czuję, że zasługuję na ten ból w sercu, który mnie nęka. 4 lata byłam wpatrzona w A., próbowałam łatać wszystkie dziury, jakie robił i choć nie czuję się przez niego skrzywdzona, wiele łez polało sie w tym związku i ciężko jest mi się pogodzić, że po 4 latach skończył się z tak durnych powodów, bo nie mógł się kurwa postarać! Jestem zła, że nie zerwałam wcześniej, że może dzięki temu Pan nr 2 byłby teraz ze mną i bylibyśmy szczęśliwi. Nie byłoby zdrad, nie byłoby niczyjej krzywdy. Jestem zła na pieniądze, których nigdy nie mam. Nie mogę pomóc Panu nr 2, nie mogłam zamieszkać z A., przez co praktycznie w ogóle się nie widzieliśmy na końcu naszego związku - nie było już co zbierać. Jestem zła na cały świat za to, że zawsze jest pod górę.

Tylko trochę chujowa ze mnie suka, która rani krwawiąc. W moim sercu nie ma już niestety miejsca.

Spróbuję na wakacje wziąć wszystkie możliwe kolonijne turnusy. Przetrzymam ten miesiąc i zniknę od wszystkich. Bo mam za dużo czasu na głupoty.

11 komentarzy:

  1. Daj sobie czas nawet dużo czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nikt nie zasługuje na ból w środku. Trzeba zrozumieć swoje błędy, słabości, ale nigdy siebie nie karać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... Myślę, że może po prostu potrzebujesz czasu, może zwyczajnie za szybko wszystko się dzieje? Ja po zerwaniu tez miałam krótki epizod jakby kochanki (mowie jakby bo o facecie nie wiele wiedziałam, poza tym, że miałam na niego ochotę, choć to kiepskie porównanie) i też chciałam wszystko na już, by było, a czasem trzeba poczekać, rozłożyć plan na dłuższy okres. Myślę, że wyjazd na kolonie to dobry pomysł, oderwać się na chwile do tego wszystkiego ;-) Ale nie sugeruj się mną, to moje osobiste przemyślenia, ważne, byś zrobiła tak, jak sama czujesz :)
    P.S. Tak BTW wiem o kogo chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja też mam potrzebę teraz zniknąć i pojechać gdzieś daleko, najlepiej co najmniej na miesiąc..
    czas leczy rany i przynosi logiczne rozwiązania, nie można się do niczego zmuszać ani rozpamiętywać dawnych czasów, decyzji, błędów, to nas tylko zdołuje..

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasami takie zniknięcie pomaga. Też często chcę zniknąć, jednak nie mam jak. Mam wspaniałego syna dla którego teraz żyję, ale czy o to chodzi w życiu? By przyjmować na klatę wszystko i mieć klapki na oczach?

    Dawno mnie tu nie było, nie mam czasu. Jak przeczytałam Twoją notkę wyobraziłam sobie taki mały chaos... jednak czasem z chaosu właśnie powstaje coś nowego i mocnego - powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czas... daj sobie czasu. Dużo czasu. Bo jak na razie za dużo się dzieje, a takie zamieszanie nie pomaga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie myśl o tym "co by było gdyby". Nie jesteśmy wstanie wszystkiego przewidzieć. Jesteśmy tylko ludźmi, a rzeczą ludzką jest popełniać błędy i się mylić. Nie bądź dla siebie taka surowa.
    Daj sobie czasu, a z jego biegiem wszystko stanie się bardziej... normalne.

    OdpowiedzUsuń
  8. mono, a moze popatrz na to od strony, ze trzeba zrobić porządek ze starym, żeby mogło powstać coś nowego, lepszego.Czas czas i wszystko będzie okej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och to wiem, tylko boję się, że jeśli się zatrzymam na porządki, to sama się rozsypię i to mnie będzie trzeba sprzątać ;)

      Usuń
    2. ja w ciebie wierze, nie bój sie nie analizuj przesadnie co być w paranoję nie popadła. Jeśli coś ma się spieprzyć to i tak się spieprzy. A w twoim życiu było już tyle złego, ze chyba sie uodporniłaś trochę. Dasz radę. Nie bój się. Za zakrętem czeka coś dobrego. A ty dasz radę am dojść. Dasz, bo maż w sobie siłę tylko musisz ją odnaleźć.

      Usuń
  9. Daj sobie trochę czasu, będzie dobrze kiedyś.

    OdpowiedzUsuń