środa, 26 lutego 2014

Samotna wśród ludzi

Rzeczywiście na uczelniach prestiżowych studentów traktują jak śmieci. Może warto napisać o tym artykuł do jakiejś gazety? Nie sądzę by coś pomógł, ale im więcej będzie się o tym mówić z pewnością, ludzie zaczną zwracać na to uwagę.

Na szczęście mnie się upiekło. Przyjęli zwolnienie, darowali te kliknięcia w necie, bo masa osób tego nie zrobiła, ale coś we mnie pękło. Nie wiem czy to nadmiar pecha, nadmiar stresu, czy ogół sytuacji w jakiej się znajduję. A jaka to sytuacja? 

 Samotność. Mimo moich przyjaciół i mimo kochającego chłopaka czuję się cholernie samotna. Mam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie i tym bardziej ukrywam przed nimi to co się dzieje we mnie, w środku. Dziwnie mi w nowej roli, im bardziej wczuwam się w rolę psychologa, tym ciężej mi być ponad moje doświadczenia jako pacjent. A w głowie coraz głupsze myśli. Psycholog przecież nie okazuje co się w nim dzieje, on ma pomagać innym, odizolować się od swoich problemów. 

Jestem profesjonalna, jak trzeba, ale gdy mogę już wyjść z roli czuję się pusta i strasznie smutna. Bo nie ma koło mnie nikogo, kto poświęciłby mi swój czas w ten sposób. Wpadłam w dziwne koło. Im bardziej czuję się samotna, tym mocniej mam ochotę wrócić do starych praktyk: głodzenia się, czy zrobić parę nowych sznyt, po części by zwrócić na siebie uwagę. Lecz im bardziej mam ochotę zwrócić w ten sposób na siebie uwagę swoich bliskich, tym mniej im mówię, bo przecież mogliby mnie powstrzymać, zmusić do dalszego kontrolowania siebie. W końcu mało kto zrozumie borderline, po anoreksji, depresji, bulimii i nerwicy, prawda? Wszystko wynikało u mnie z jednego zaburzenia, ale nie ukrywam, że walka zarówno z borderline, jak i anoreksją jest najcięższa i zżera moje wewnętrzne siły. Perfekcyjna kontrola, inaczej przepadnę. Inaczej rozczaruję bliskich.

Chyba najbardziej w taki stan wpędził mnie mój związek. A. popadł w straszny marazm. Wykańcza go jego praca, ale on nie chce jej zmienić, więc mogę tylko patrzeć jak się męczy, a w wolne dni nie wychodzi z łóżka. Ucieszyłam się strasznie jak kupił sobie karnet na siłownię za... 400zł... Myślałam że taka kwota go zmotywuje, jednakże karnet ma od paru tygodni, a na siłowni jeszcze się nie pojawił i pewnie pójdzie zaledwie raz, dwa razy, w przeciągu tego pół roku, na które ma karnet. Nie lubi lubić moich aktywności i rozumiem, jak mówi nie łyżwom, basenowi, kinowi itd., ale nadal nie chce mu się do mnie przyjeżdżać, kiedy ja nie mogę być u niego, przez co nie widzimy się masakrycznie długo. Z kolei gdy ja do niego przyjeżdżam, praktycznie nie wstaje z łóżka. Nie odłoży też netbooka. Wcześniej myślałam że to uzależnienie od komputera, ale on już dawno z braku czasu zrezygnował z gier online i teraz jedynie bezmyślnie gapi się w ten ekran. Kiedy siadam na brzegu jego łóżka przy nim, nie mam co ze sobą zrobić. On klika sobie czasem rzuci do mnie jakieś zdanie, jaki on to nie zmęczony, a ja... dopóki nie wyjmę swojego laptopa najzwyczajniej w świecie się nudzę i czuję się olana. Wiem, rutyna będzie tak wyglądać, ale jak widzimy się raz na dwa tygodnie to jaka rutyna? Zniechęca mnie to do mówienia o sobie i poruszania trudnych spraw. Odpuszczam, kiwam głową i cieszę się, że chociaż mogę się do niego przytulić. Kochamy się przecież! miłość nie załatwi wszystkiego, ale rzucenie kogoś kto nas kocha, i kogo kochamy my jest... no dla mnie po prostu straszne i niesprawiedliwe... Staram się myśleć o tych dobrych chwilach, o Walentynkach chociażby, o tym jak czuję ciepło jego ciała, jego opiekuńczość, lecz zaraz potem zbierają się łzy w moich oczach i pytanie czy on w ogóle wie kogo tak naprawdę przytula, jak mocno się zmieniłam... Znowu nie widzieliśmy się 2 tygodnie... Ostatnio zagadałam z nim na fb co u niego, napisał że śpi i jeździ na motorze już i że dużo pracy. Koniec dyskusji. Nawet nie spytał co u mnie, jak weekendowe szkolenie.... Kiedy jest obok, czuję że się wszystko ułoży, że będzie dobrze i wszystko jest jak powinno, jego zapach, ciało, ciepło, uśmiech... Jednak jak ma się taką świadomość raz na dwa tygodnie jest ona coraz mniej skuteczna. A głupie myśli, że to on mnie wyprowadził z zaburzeń psychicznych, więc może powinnam do nich wrócić, by się mną zajął? są coraz bardziej natarczywe.

Walczę dalej. Na razie. Jestem jednak coraz słabsza. 
Co myślicie o tej sytuacji? Czy da radę coś zmienić, skoro on wiecznie zmęczony? Czy gdybyście byli pewni że on Was kocha mimo wszystko, a Wy jego, to jakby się nic nie zmieniło, zerwalibyście?

13 komentarzy:

  1. Czasami przychodzi taki czas w naszym życiu, że nic się nie układa. Doskonale rozumiem, że masz takie poczucie samotności, bo ja mam trochę tak samo. Niby mam przyjaciółkę, koleżanki, ale jestem samotna. Nie warto wracać do starych czasów, bo one minęły. Czy to coś ci dało, czy tylko ból i cierpienie? Z chłopakiem wszystko będzie dobrze, zobaczysz, on sam się zorientuje, że czas coś zmienić i może nawet z tą siłownią będzie coś więcej. Zrywać nie warto, przecież się kochacie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety trwa to już chyba ze 2 lata, więc nie widzę jakiś szans na zmianę. Może będzie lepiej jak zamieszkamy razem, ale tylko o tyle lepiej, że nie będziemy się kłócić o to kto ma do kogo przyjechać... ;/

      Usuń
  2. czasem obecność ludzi wcale nie zmienia faktu, że czujemy się samotni... spróbuj szczerze pogadać, wyżalić się, kochają Cię przecież, to Cię zrozumieją. a tego Ci własnie potrzeba.
    każdy związek czasem popada w monotonię, marazm, okoliczności potrafią negatywnie na nas wpłynąć.. ale przetrwacie to, nie jest źle! kochacie się, wszystko się ułoży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety jak mówię o tym mojemu chłopakowi wścieka się, że nie dość że "zaharowuje się na śmierć" to jeszcze ja czegoś śmiem od niego wymagać, zero zrozumienia ;/.

      Usuń
  3. Niech mówią co chcą człowiek chyba jednak jest samotną wyspą... A co do zaburzeń, żadnego manipulowania...

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzicie się raz na jakiś czas i on nie odkłada komputera? I ty mówisz że to może być rutyna? I nudzisz się i nie możecie porozmawiać?
    Na pewno nie jest to "normalne" i rutynowe.
    I chciałabyś tak do końca życia? Być w związku a ciągle czuć się sama?
    Chyba trochę mnie to dziwi co piszesz. Pewnie bywają trudne chwile u każdego. Pewni relację się buduje ciągle i wciąż i wymaga to wysiłku. Ale wysiłku dwu stron. Myślę że sama siebie posłuchaj. Przeczytaj to co napisałaś, tak jakby napisał to ktoś inny...
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałabym ale miłość odrzucić jest ciężko ze względów sytuacyjnych i jego stanu psychicznego. Dlatego nie wiem co zrobić i jasno piszę że nie wiem i odejscie rozważam. Zanim go ta praca zniszczyła był innym człowiekiem.

      Usuń
    2. To może potrzebuje pomocy profesjonalnej? Może trzeba aby to zauważył że się zmienił i potrzebuje pomocy?
      Ella-5

      Usuń
    3. Nawet jak jakimś cudem bym go przekonała to cóż...
      Nie ma na to czasu przez pracę ;)

      Usuń
  5. Wiesz co? Ja nie wiem, tak szczerze powiedziawszy, nigdy mi się nie zdarzyła taka sytuacja, więc nie bardzo wiem co poradzić. mam tylko nadzieję, że wyjdziesz jakoś z tego i będzie lepiej. Dobrze, że chociaż masz blog, na którym możesz się wygadać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to się mawia szewc bez butów chodzi. Każdemu pomożesz, doradzisz - we własnym życiu masz nieład. Znam to z autopsji.
    Chłopak w ogóle nie okazuje Ci tej miłości. To przykre. Jak może nie chcieć mu się przyjechać? A jak już się widzicie nie zwraca uwagi na Twoją osobę. Dla mnie to brak szacunku, który od razu głośno sygnalizuję. Niech odłoży komputer, musicie porozmawiać w 4 oczy. Musisz skupić jego uwagę na sobie i tym co mówisz Wiesz jak to z Nimi jest, za Chiny nie mają podzielnej uwagi. Nie osądzaj. Nie ubliżaj. Tylko powiedz, że sprawia Ci to przykrość. Że rozumiesz jego zmęczenie, ale nie tylko on na świecie pracuje a jednak ludzie biorą życie w swoje ręce. Nie stoją w miejscu tylko oczekują czegoś więcej. I to spełniają. Dążą do wyższych celów.
    Jeśli tak miałaby wyglądać Wasza przyszłość np po ślubie, szczerze sobie tego nie wyobrażam. Będziesz się dusić. Frustracja będzie potęgować uczucie bezsilności i smutku. Aż staniesz się zgorzkniałą, nieszczęśliwą namiastką kobiety. Tego przecież nie chcesz.
    Powiedz mu otwarcie co czujesz. Jeśli weźmie to do siebie i powoli będzie chciał BARDZIEJ BYĆ dla Ciebie - to super. Trzeba wtedy go docenić. Aby chciało mu się dalej starać. Jeśli nic nie zrobi... chyba będziesz zmuszona podjąć bardziej radykalne kroki. Walczysz przecież o siebie, swoje szczęście. W przyszłości będziesz miała spokojne sumienie, bez zadręczania się. Będziesz wiedziała, że zrobiłaś wszystko co mogłaś. Trzymam mocno za Was kciuki. Głównie za Twojego A. aby odnalazł właściwą drogę, drogę do Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Myszko, ciężko oceniać takową sytuację. Myślę i jestem przekonana (po własnych doświadczeniach), że może byś jednak spróbowała powiedzieć mu o tym jak się czujesz i jak odbierasz obecną sytuację. Wiem, że nie chcesz Go męczyć, bo widzisz, że jest zmęczony, ale nie chce, by Twoja sytuacja wyglądała z czasem jak moja. W podobnej 'zawiesinie' trwałam 1,5 roku, aż pękłam i powiedziałam koniec. Nie dlatego, że nie miałam sił, tylko po prostu przestałam kochać kogoś, kto przecież miał taki sam pierścień jak i mój. Przestałam się prosić o miłość i zainteresowanie, szukając pocieszenia w innych ludziach. Przyjaciele to jedno, chodź też nie do końca rozumieli. A dzisiaj mieszkam z człowiekiem, który tak na prawdę jest mi obcy. Spróbuj powiedzieć o swoich obawach, o tym, że jest Ci ciężko. Taka sytuacja jak macie teraz prowadzi do rozstania, albo samozagłady. Jestem duchem przy Tobie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakbym widziała swój poprzedni związek. Coś strasznego.

    OdpowiedzUsuń