środa, 1 maja 2013

Wypadek przy pracy

W końcu mi się udało! W życiu nie pomyślałabym, że przytyłam tak na amen. Dotychczas byłam przekonana, że to chwilowe, że ciało zapamiętało tą z 5 na przedzie, a 60 parę to poświąteczna pomyłka. Niestety. Nieważne ile ćwiczyłam, czy jadłam ani waga, ani moje ciuchy nie były dla mnie łaskawe. Nieważne jakbym sobie to tłumaczyła, że mięśnie więcej ważą, to jednak niedopinanie się w spodniach było co najmniej przykrym doświadczeniem. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam stopniowo ograniczać jedzenie. Ze zdrowych 3 porcji została w końcu jedna + jakieś jabłko czy jogurt. Dopiero restrykcyjne ograniczenie żarcia wywołało efekty. Minął dopiero miesiąc diety, a ja już jestem zmęczona. Bo jak to? To takie niesprawiedliwe, że figura kosztuje tyle wyrzeczeń, a najlepiej jakbym nigdy nie jadla normalnie, bo jak rzucę się po diecie na moje ukochane chipsy i fast foody to wrócę do punktu wyjścia. Więc co? Mam sie powstrzymywać już do końca życia?

Zawsze taki tok myślenia powodował u mnie porzucenie "zdrowych ideałów", bo przecież życie jest jedno, szkoda się przez nie męczyć, trzeba korzystać, ale kiedy  zaczęłam mieć ochotę na moje przysmaki poczułam znajomy niepokój... Coś mi mówiło, że nawet jak zjem, to chwila przyjemności spowoduje wyrzuty sumienia przez kilka kolejnych dni, gdzie musiałabym nadrabiać kaloryczne szaleństwa. Licząc kalorie czy mi się uda zmieścić w dziennej normie, zamówiłam żarcie z kfc, mniej niż zazwyczaj, tyle ile wolno mi było zjeść. Było pyszne oczywiście, ale mój skurczony żoładek nie umiał w sobie tego wszystkiego pomieścić. Wpychałam na siłę, bo to było TO, TEN SMAK!!! Jednakże po jedzeniu rozpiety brzuch bolał, a ja czułam się okropnie.


Dalej już była powtórka ze scenariusza. Przecież nie godziłam się przez tydzień po to, by teraz to zepsuć. Zaczęłam szukać swojej starej rurki, którą kiedyś prowokowałam wymioty. Nie znalazłam jej na swoim miejscu i przypomniałam sobie, że wyrzuciłam ją myśląc, że nie będzie mi już potrzebna. Wyrzuciłam ją z DUMĄ, a zaraz po tym jak sobie to przypomniałam, zgniotłam tamta dumę i wyrzuciłam do śmieci idąc do komórki, gdzie miałam schowaną jeszcze startę takich rurek.

Nie wiedziałam, że można zapomnieć jak to się robi. Pokaleczyłam przełyk i zwymiotowałam zaledwie połowę. Szyja mi spuchła, gardło bolalo, nie mogłam potem nic pić. Jedyną pociechą był fakt, że W RAZIE CO już wiem, co i jak. Nowej rurki nie wyrzuciłam. Nie przewiduję kolejnych wypadków przy odchudzaniu, ale... no właśnie... ale BOJĘ SIĘ, że  będę jeszcze kiedyś musiała jej użyć. 

Nie istnieje żadna dieta cud. Żadna dieta, która pozwoli nam cieszyć się życiem, jeść to na co mamy ochotę i być chudym. Trudno się z tym pogodzić. W zasadzie stawia nas to przed wyborem: być szczęśliwym i grubym, czy być szczupłym i uważać przez resztę życia, no chyba, że jest się jednym z tych niewielu genetycznych szczęściarzy co utyć nie mogą. Ewentualnie można ćwiczyć przez pół dnia, bo nawet godzina ciężkiego aerobiku nie spala 1 paczki chipsów. A panie i panowie zbliża się sezon na lody! Czuję się rozbita i zagubiona. Wszyscy mówią mi, że to co robię jest złe, Wy tez tak napiszecie, ale wszyscy wokół też chwalą się jak schudli, mój A. jest zachwycony moim płaskim brzuszkiem, więc to ja zwariowałam czy świat?

14 komentarzy:

  1. Oj niestety nie ma diety cud, trzeba dużo wysiłku i samozaparcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli diety i ćwiczenia nie ruszają Twojej wagi, t pozostaje Ci ją zaakceptować. Wiem, że to trudne po tych doświadczeniach z anoreksją, sama nie jestem w stanie zaakceptować mojego ciała - 48 kg to dla mnie dziwnie dużo, a podobno to mało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem przerażona czytając co piszesz, chociaż sama ostatnio nie postepuje lepiej... ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dobrze Cię rozumiem...zdarzyło mi się i to nie raz. Niby mówię sobie, że nad tym panuję ale szczerze mówiąc nie wierzę w swoje słowa :(
    Od zaakceptować a pokochać siebie długa droga. Dla mnie chyba nie do przejścia.
    No i dieta...tak jak piszesz nie ma diety...trzeba zmienić sposób życia i odżywiania...na zawsze.Póki co też tylko dietkuję....

    OdpowiedzUsuń
  5. ja nie wierzę w diety. głodzenie itd. jest okropne. można ograniczyć i zmienić skład diety, ale stosowanie się sztywnych rehuł też jest słabe... najlepiej biegać,a le mało komu się chcę :D mi też. więc ćwiczę w domu, zawsze coś.
    proszę, nie popadaj w bulimię

    OdpowiedzUsuń
  6. Dieta to nie ma być sposób na schudnięcie tylko styl życia. Raz na jakiś czas można zgrzeszyć od jednej pizzy w miesiącu się nie przytyje. Ale jak ktoś traktuje dietę tylko jak drogę do super ciała to to super ciało będzie mieć bardzo krótko bo efekt jojo jest bezlitosny.

    OdpowiedzUsuń
  7. sezonem na lody się nie martw. Jeśli zjesz jednego loda dziennie, to nie przytyjesz - udowodnione naukowo! ;) Organizm musi wyprodukować dużo energii, żeby się ogrzać po zjedzeniu zimnego loda. Więc w efekcie wychodzisz na zero;)
    I zdecydowanie nie jestem za przesadnym odchudzaniem. Oczywiście i mnie przydałoby się zrzucić co nieco, ale bez przesady. Wszystko jest dla ludzi - fast food też. Dlatego głupotą jest zjadać, a potem zmuszać się do wymiotów. Bez sensu.
    Ja to widzę tak - pozwolić sobie kilka razy w miesiącu na coś niezdrowego (i nie tylko ze względu na to że to tuczy, ale ogólnie jest niezdrowe), a starać się robić w domu fajne obiady. W internecie jest masa fajnych przepisów na zdrowe i rewelacyjne potrawy. Nie zawsze to co zdrowe jest nudne i bez smaku - uwierz mi na słowo, a najlepiej przetestuj. Jak chcesz mogę Ci podesłać kilka dobrych blogów kulinarnych i własnych pomysłów na szybkie zimne przekąski np w pracy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej... dlaczego ja nie mam takich problemów XD

    Wyrzuty sumienia po tłuściutkim jedzonku? Wiem, że Dante i Boska Komedia, że ten cały siódmy krąg piekielny i obżarstwo, wiem że po śmierci wszystkie łakomczuchy będą tkwić w czarnym błocie i tak dalej...
    A może warto się odchudzać tylko na lato?

    A tak serio serio, to niektórzy z nas mogą mieć uwarunkowania genetyczne do tycia. Jeden z hormonów - leptyna - steruje naszą gospodarką tłuszczową. W dawnych czasach, kiedy okresy głodu nie należały do rzadkości, u niektórych osób wytworzył się gen odpowiedzialny za mniejsze wydzielanie leptyny. Hormon ten działa na zasadzie hamulca. Im jest go mniej - tym więcej jemy.

    Ale to była taka dygresja :D

    Do rzeczy. Wpychanie sobie rurek do ust może świadczyć o bulimii. I w tym momencie nie jest już zabawnie, bo bulimia to choroba. O dość ciekawym podłożu.
    Wiem, że piszę do dojrzałej osoby - notabene studiującej psychologię - i podpisuję się pod tym, że jest to szkodliwe.
    Ale nie złe.
    Po to mamy wolną wolę, by samemu o tym decydować.
    Niech o tym CO jest złe zadecyduje Twoje własne sumienie. A jeśli chodzi o to, co jest szkodliwe, to chyba wszyscy wiemy.

    Pozdrowienia z Torunia <3

    OdpowiedzUsuń
  9. na mnie niestety żadne diety nie działają... ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia i regularne posiłki!

    OdpowiedzUsuń
  10. A mi sie wydaje, ze lepiej miec w dupie wage niż głodzic sie bez efektów widocznych gołym okiem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana, myślę, że nie jest tak źle - chwilowa załamka, która dopada każdą z Nas.
    Szaleństwo w postaci KFC wcale nie musi być złem - wszystko jest dla ludzi :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nikt Cię nie ocenia, ale doskonale wiesz, że tak dalej być nie może. W pędzie za idealną sylwetką jesteśmy w stanie zrobić wszystko, włącznie z niszczeniem samych siebie. Czy warto? Zastanów się nad tym... Wiem, że walczysz z silną chorobą, dlatego cały czas powinnaś być pod kontrolą psychologa (jesteś?), żeby nie zaprzepaścić całej pracy, którą i Ty, i reszta ludzi włożyła, byś cieszyła się zdrowiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. nie lam sie ale zastanow czy warto gonic za idealna figura
    czy jest faktycznie tak zle jak sadzisz

    OdpowiedzUsuń
  14. Każde podjęte starania o idealną figurę są arcytrudne i ciężko od razu wpaść w ten rytm, wymaga to dużej samodyscypliny

    OdpowiedzUsuń