czwartek, 18 października 2012

Samozwańcza pisarka

Dziękuję Wam za poprzednią dyskusję i nowe spostrzeżenia. Nie ukrywam, że post był efektem mojej irytacji na faceta mojej matki, ale cóż, ja nic nie poradzę. Osobiście uważam, że nawet, jak kobieta z własnej woli i chęci zajmuje się domem, to w tych gorących okresach, jak np. święta zasługuje chociaż na propozycję pomocy. Aczkolwiek znam kobiety, które same z siebie robią niewolnice. Bynajmniej nie dlatego, że chcą, ale dlatego, że kościół, tradycja, mama, powiedzieli jej, że TAK TRZEBA. Mam jednak nadzieję, że każda z Was znajdzie swoje szczęście  i zrobi to przemyślanie. A teraz przejdźmy do przyjemniejszych już, przynajmniej dla mnie, rzeczy.

Dumnie muszę obwieścić, że skończyłam powieść. "Z Pamiętnika Psychiatryka - historia wariatki" gotowa jest na podbój świata. Tzn... właściwie to powieść gotowa, podejrzewam, że interpunkcja jeszcze nie, ale kto tam, by się przejmował! Jako eks studentka filologii polskiej wiem przecież, że ktoś z tych, co postanowili męczyć się dalej na owym kierunku, będzie miał obowiązek poprawiać teksty, takich wielkich ludzi, jak ja ;P.


No, ale zostawmy dumę twórcy, wróćmy do konkretów. Moja powieść ma 123 stron A4, jest zajebista, ma 15 rozdziałów, jest zajebista, dodatkowo prolog i epilog, jest zajebista, oparta na faktach, a za około tydzień pewnie już będzie miała projekt okładki. Ach, byłabym zapomniała, jest też zajebista ;P.

Historia jej powstania jest tak zawiła, jak mój troczek od bluzki, do którego dorwał się dwumiesięczny kocurek. Pomysł zrodził się, jak miałam 16 lat.  Walnęłam jeden rozdział, reszta nie przetrwała niestety wizji kolejnego pomysłu, do którego się zapaliłam. Postanowiłam bowiem napisać coś na wzór mangi, do której rysowania nie miałam cierpliwości, szczególnie, gdy bohaterowie, niemal w każdym okienku zmieniali proporcje. Dzielnie dotrwałam do końca "Bliźniaczej Więzi", po czym, jak zostały mi tylko poprawki, odechciało mi się i stwierdziłam, że nie zamierzam być kojarzona z fantastyką dla dzieci. Sprawa później sama się rozwiązała, bo dysk szlag trafił no i cóż. Przynajmniej rozwinęłam warsztat pisarski i postanowiłam dokończyć książkę o szpitalach psychiatrycznych, o których miałam coraz większą wiedzę, dzięki pewnym znajomościom i swoim studiom.

Oczywiście w trakcie pojawiały się nowe pomysły. Zaczął nawet powstawać "Głód", a i prolog "Natchnienia" czeka już na rozwinięcie. Byłam jednak dzielna i za każdym razem mówiłam sobie: "nie, nie, nie, najpierw skończę to!". 

Kiedy już kończyłam zmieniła mi się koncepcja. Co gorsza tak mi się spodobała, że zaczęłam pisać od nowa, kopiując część rozdziałów z poprzedniej wersji, w której nie zapisywałam zmian, aby mieć dla siebie obie. Przez ten nawyk "nie zapisuj" straciłam już kilka prac zaliczeniowych, ale co tam ^^'.


Potem stała się przykra rzecz. Kiedy główna bohaterka zaczęła przypominać mnie, postanowiłam stworzyć też postacie, mające odnośniki w realu, by w ukryty sposób do nich dotrzeć, by coś im powiedzieć, sama milcząc. I tak się stało, że dla fabuły najlepiej było, abym własną babcię uśmierciła na raka/ Jednakże, jak to opisałam, moja realna babcia rzeczywiście na raka zachorowała... Co gorsza miała większość objawów przeze mnie opisanych i także nie było dla niej już ratunku. Jej śmierć mocno zniechęciła mnie do jakiegokolwiek pisania. Za dużo zbiegów okoliczności, byłam przerażona, jakbym poprzez pisanie miała moc sprawczą. Wydaje mi się, że musiałam wpierw pogodzić się z tym, co się stało, aby wrócić do książki i do tamtych postaci, choć jak się domyślacie, tu także zaszła zmiana w fabule.

Pisanie spowodowało odżycie wszystkich wspomnień. Psychicznie jestem nieco podłamana, ale osobiście wolę być podłamana niż chodzić na zajęcia, a przez ostatni czas (wyłączając wakacje) wyglądało to mniej więcej tak:
(dialog z samą sobą):
JA: ach, nie chce mi się na zajęcia iść.
MONO: nie możesz tak olewać i się lenić
JA: no to se powieść popiszę, też praca
Także powieść była idealną wymówką na wszystko.


W zasadzie, więc nawet nie umiem określić ile mi to zajęło. Były okresy, kiedy powieści nie tykałam, te wszystkie zmiany... Dojrzewała w mojej głowie i dopiero w sumie na studiach psychologicznych byłam w stanie obiektywnie ocenić sytuację i dostrzec błędy systemu. Druga wersja szła już błyskawicznie. Potrafiłam rozdział dziennie robić.

Dziś jeszcze powysyłam maile do wydawnictw przekonując ich, że mam żyłę złota i tanio nie oddam :D. Musi mi się udać! Po prostu musi, szczególnie, że na ten semestr, wliczając przyszły wyjazd do Czech, już wykorzystałam wszystkie nieobecności ^^'' (oczywiście w celach motywujących, bo ja już MUSZĘ chodzić),no ale to nie może isć na marne!

No, ale dość już chwalenia się, trzymajcie za mnie kciuki. A jak reszta bloggerów-pisarzy stoi? Wiem, że nie jestem sama ;). Myślę też, aby w przyszłości niedalekiej, jak mi się uda wydać kolejną książkę, spróbuję otworzyć biznes polegający na konsultacji literackiej. Vill już się przekonała, że większość takowych polega na poprawianiu błędów, nie ma żadnego ukierunkowania, porad, co do fabuły, nauki o budowaniu napięcia, nikt też nie daje porad, jak pisać lepiej. Moja przyjaciółka również pisarka, choć ma na koncie więcej powieści niż ja, zakłada szkołę kreatywnego pisania. Ja aż takich ambicji nie mam, ale poradnictwo on-line, z kosztem w zależności od ilości przesłanych mi stron, czemu nie? Co Wy na to? Podoba się Wam mój pomysł? A może swoich prób podejmuje więcej osób, niż się do tego na blogach przyznaje ;>???

25 komentarzy:

  1. Cieszę się strasznie że skończyłaś i trzymam kciuki za sukces! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no gratulacje :-). ps. Jesteś zajebista ;-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohh ja tak bardzo wyczekuję na tą powieść! Mam nadzieję, że z ostatnimi poprawkami szybko się uwiniesz, bo ja już odkładam pieniądze na kupienie jej! (właściwie to ich).
    Jeśli ta książka nie stanie wysoko w rankingach to... ja o to zadbam, żeby jednak stanęła! Nie wiem jeszcze jak, ale jako psychofanka dam radę.
    I mam nadzieję, że ta książka nie będzie działać na chore dziewczyny tak jak większość książek dot. zaburzeń odżywiania, czyli jak motor napędowy. To ma być przestroga, nie motywacja!

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja chętnie bym ją przeczytała:) Z dwóch powodów - z czystej ciekawości oraz dlatego, że, jak pisałaś już, opisujesz także mój świat zawodowy. Trzymam kciuki za sukces:)
    To kiedy będzie można ją przeczytać? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po przeczytaniu kilku akapitów, które kiedyś zamieściłaś jestem wilczo głodna na przeczytanie całości. Masz we mnie pełne wsparcie i życzę sukcesu - a ja na pewno będę jedną z pewniaków do kupna książki :)


    Przyznam się, że kiedyś miałam chęć do pisania. Tylko nie umiem, nie wychodziło mi. Pisanie bloga sprawia mi ogromną radość, ale nie jest jeszcze to poziom, który wciąga czytelników:)

    OdpowiedzUsuń
  6. dokładnie tak, tylko najgorzej jest się zebrać ten pierwszy raz. bo człowiek przyzwyczajony i głównie mu się nie chce. ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebiście jestem ciekawa Mononoke! Na mnie na pewno "zarobisz" ;-) A moje regały zyskają książkę koleżanki - blogerki. Miauuu!. Pomysł na biznes przedni, życzę by wypalił i przyniósł satysfakcję i nieco kokosów.

    To teraz czekam na rozwój wypadków wydawniczych :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja sama kiedyś zaczęłam pisać książkę ale nigdy jej nie skończyłam... ale mam nadzieje, że Tobie się uda i jednak coś wydarz :)

    OdpowiedzUsuń
  9. fejnie :)

    http://my-live-my-crazy-live.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. No gratuluję :)
    Kiedyś też coś tam próbowałam swoich sił w pisaniu, ale co chwilę zmieniałam coś i szybko się zniechęciłam ;p

    OdpowiedzUsuń
  11. własnie się przekonałam, że powieści nie pisze się od tak, jest to pracochłonny proces, któremu trzeba pozwolić dojrzeć. Gratulacje Mono, jesteś wielka ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratluję! ja mam zbyt dużo pomysłów i szybko się nudzę - pisaie to nei moja bajka :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Gratuluję! Ja w pierwszej gimnazjalnej chodziłam na warsztaty kreatywnego pisania, w wyniku czego miała powstać książka. Oczywiście olałam. Ale gdybym z swoim teraźniejszym doświadczeniem postawiała się na tamtym miejscu to bym napisała i teraz żałuję tamtej nie wykorzystanej okazji. pozostaje szuflada:P Gratuluje i przypominam, że gdyby co to chętnie przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. powieść faktycznie zapowiada się ciekawie :) dobry pomysł też z tym doradztwem on-line ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Mogę napisać Ci ile dokładnie kosztowała sukienka, nie odcięłam jeszcze metki :). 129zł, Orsay.

    Mam nadzieję, że pochwalisz się projektem okładki? Wpadnę sprawdzić!

    OdpowiedzUsuń
  16. No, w takim razie gratuluję! Muszę przyznać, że jestem pełna podziwu, w końcu napisanie powieści to rzecz, która nie należy do najłatwiejszych. Sama próbowałam, miałam w głowie cały zarys sytuacji, ale utknęłam w martwym punkcie i straciłam natchnienie. I tak minęło już chyba pół roku. :|
    Mam koleżankę, która wydała książkę. Wierzę, że tobie też się uda! ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Gratulacje!Ja sama ciągle coś piszę,ale raczej są to rzeczy na zasadzie:"pisane dla zabicia czasu i by nie myśleć o podłościach życia".By połudzić się,że ma się inne zycie niż to prawdziwe.Ale zawsze miło się dowiedzieć,że są na tym świecie prawdziwie utalentowani ludzie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. hahaha samozwańcza fotografka pozdrawia samozwańczą pisarkę :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Przyszłam do poradni, czekałam tam ponad pół godziny. Psycholog zadzwonił do mojej mamy i kazał mi podać telefon, zadawał zbyt trudne, retoryczne pytania, bo przecież gdybym znała na nie odpoiwedz, to nie potrzebne byłyby wizyty tam. No i jak odpowiadałam ' nie wiem', zawsze reagował tak, jkaby chciał mnie szczelić w pysk. A ja taka miła byłam o.o

    OdpowiedzUsuń
  20. Życzę powodzenia w wydawaniu powieści. Z chęcią przeczytałabym taką powieść! Gdybyś potrzebowała kogoś do poprawy przecinków i innych bzdur, to służę pomocą (autoreklama :D). Jesteś zajebista, jesteś! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Gratuluję i życzę sukcesu :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Gratulacje ogromne! Też miałam małą przygodę z pisaniem, ale obecnie wszystko co tworzę, ląduje w szufladzie. Może jak kiedyś dojrzeję, to coś z tym zrobię.
    Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła trzymać w rękach Twoje papierowe dziecko :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Też zawsze chciałam napisać powieść, ale... Boję się. Nie umiem radzić sobie z długą formą, nie chcę stracić spójności, nie lubię natłoku wątków. Za to uwielbiam mikro opowiadania. Strona A4, góra dwie, zainspirowane rozmaitym pitu-pitu. Ale kto by chciał to czytać :D

    OdpowiedzUsuń
  24. Przyznaję, że ostatnio się nieco gubię u Ciebie na blogu, coś mi się dziwnego dzieje z możliwością zostawienia komentarza...
    Ja ostatnio po dziwnym w skutkach konkursie wysłałam swoją książkę do kilku wydawnictw i zobaczymy co z tego wyniknie:)
    Ostatnio nie piszę właściwie nic ponad notki na blogu, niekiedy straszliwie długie maile i wpisy w pamiętniku, chyba mega mocno zaabsorbowało mnie zamieszanie w moim życiu i próby ogarnięcia chaosu. Co prawda jakiś pomysł mi się po głowie snuje ale to na razie tylko pomysł ;)
    Za to bardzo podoba mi się Twój pomysł rozkręcenia takiego biznesu, bo naprawdę brak czegoś takiego- sama chętnie bym się przyłączyła :)

    OdpowiedzUsuń