piątek, 21 września 2012

Borderek

Osobowość borderline charakteryzują: wahania nastroju, napady intensywnego gniewu, niestabilny obraz siebie, niestabilne i naznaczone silnymi emocjami związki interpersonalne, silny lęk przed odrzuceniem i gorączkowe wysiłki mające na celu uniknięcie odrzucenia, działania autoagresywne oraz chroniczne uczucie pustki (braku sensu w życiu).
Pamiętam to jak dziś, gdy nie mogłam unieść nawet swojej powieki. Leżałam na tapczanie bez życia. Zastanawiałam się, czy tak właśnie wygląda śmierć, czy nie poruszę się już nigdy i tylko myśli krążyć będą wokół płaczących nade mną bliskich?


Paraliż ustąpił, jednak po kwadransie i sprawił, że natychmiast zachciałam się leczyć, lecz żaden lekarz mnie nie przyjął. Nie miałam, ani czystej anoreksji, do bulimii było mi jeszcze dalej i cały zestaw innych dziwnych objawów, nie nadających się na żadną grupę dla dziewczyn z zaburzeniami odżywiania. Każdy odsyłał mnie do szpitala, ale... nikomu nie mówiłam o moich problemach, nie chciałam by się dowiedzieli i to jeszcze w taki sposób, były też komplikacje ze studiami, więc zrezygnowałam z leczenia szybciej, niż je zaczęłam.

Pamiętam, że wtedy już zaczynała się rodzić przyjaźń między mną a A., choć długo zajęło mi całkowite otworzenie się przed nim. Byłam sama, a szereg innych problemów sprawił, że sama też postanowiłam zakończyć cierpienia zagłodzonego organizmu. Ile wtedy ważyłam? 34? 35 kg? Nawet już nie pamiętam. Odżywiałam się jedynie sokami. Był to etap, kiedy ni zależało mi już tak bardzo na chudnięciu, bo przestałam mieć z niego jakąkolwiek radość. Wiedziałam tylko, że nie wolno mi jeść.


Jak się domyślacie po próbie samobójczej, odratowano mnie, wylądowałam niestety w szpitalu i stanęłam przed swoim lekarzem czekając na wyrok. Na tuczenie, na pilnowanie mojego BMI, ale nic takiego się nie stało. Ba! Stwierdził, że to nie to powinnam leczyć, tylko zaburzenia osobowości. Wytłumaczył mi, że i moje samookaleczenia i kolejna próba samobójcza, i zaburzenia odżywienia, wszystko jest jednym z elementów osobowości chwiejnej emocjonalnie - borderline.


Nie przejęłam się tym zbytnio. Brzmiało lepiej od anoreksji i wtedy wydawało mi się, że jest to jak najbardziej uleczalne. Terapia pozwoliła mi nauczyć się radzić sobie z impulsami, choć wcześniej nie raz dałam A. do wiwatu, wrzeszcząc na niego, rycząc, szantażując go, czy wyrzucając z domu przez jakąś pierdołę. Wszystko jednak zniknęło. Moi nowi znajomi mówią nawet, że po mnie nie widać, że diagnoza nietrafiona.

Nie widać, ale też nikomu nie mówię, ile to razy już nie chciałam się pociąć (działania autoagresywne), że jak się z kimś pokłócę, od razu zaczynam się głodzić, zostawiając sobie furtkę, że w razie co, jakby to było coś poważnego prowadzącego do zakończenia relacji, a nuż uda mi się przy schorowanej mnie, tego kogoś zatrzymać (gorączkowe wysiłki mające na celu uniknięcie odrzucenia). Staram się nawet ukrywać, gdy nagle w trakcie imprezy złapię doła, bo permanentnie przeplatają się u mnie z nadmiernym podnieceniem i chęcią działania (wahania nastroju). Z gniewem nauczyłam już sobie radzić, z uczuciem pustki też. Szukam konkretnych celi i jakoś to idzie.

Lecz dziś przemyślawszy to wszystko, widząc ile jeszcze rzeczy robię impulsywnie, zaczynam się wściekać. Tak, ta diagnoza była wyrokiem. Nie była też moją winą, nie zasłużyłam na to, a mimo to muszę z tym żyć. W mojej głowie ciągle kotłuje się, jakby nie wiadomo, co się działo.
Zgodnie z tym modelem, zaburzenia z pogranicza odzwierciedlają strukturę obronną, którą dziecko tworzy po to, aby radzić sobie z konfliktem powodowanym przez jego agresję.

Objawów nie ma, ale w środku tyka bomba. Coraz więcej we mnie emocji. Wyzwala je głupia muzyczka, film, książka, a nawet przytulenie mojego A.. Chyba przez to, że zaczęły się nagle zbierać we mnie różne smutki, mam złe przeczucia. Czuję, że coś się zbliża. Nie wiem, w jaki sposób je odreagowuję. Impulsywnie mogę zrobić wszystko. Rzucić A., studia, pociąć się, znowu ograniczyć jedzenie, popaść w długi, do których mi już niedaleko, pójść z kimś do łóżka, uciec z domu, a nawet popełnić samobójstwo. Tak po prostu. Śmieszne, niby zwykłe zaburzenie, a już tyle razy otarłam się przez nie o śmierć.

Przez prawie tydzień nie wychodziłam z domu. Złapałam jakąś deprechę, żarłam tylko i leżałam w łóżku. Bez wyraźnego powodu. Bez wyraźnego powodu też wstałam załatwiłam większość odsuwanych przez wiele miesięcy spraw, uporządkowałam mieszkanie, impulsywnie zapisałam się w końcu na kurs angielskiego, na który mnie nie stać i już miałam zrezygnować ALE... magia chwili.


Niestety za moje wybryki płacę jak każdy zdrowy człowiek. Muszę się tłumaczyć, choć często nie mam argumentów na swoje zachowanie, muszę przepraszać... i chyba muszę też przynajmniej mojemu A. przypomnieć, że czasami to nie moja wina, jak się zachowuję, bo skoro z wierzchu wszystko gra, to kto by pamiętał o diagnozie, jaką dostaje się na całe życie?

Zaburzenia zachowania ma masa ludzi, niekoniecznie borderlina, bo są różne tego rodzaje. Większość otoczenia nie zdaje sobie sprawy, jak silnie, takie osoby, muszą pracować nad sobą każdego dnia. Często pozostajemy niezrozumiani, przez osoby najbliższe, przed którymi nie da się tego ukryć. A. niedawno powiedział mi, jak wkurza go moje bezmyślne zachowanie, którego kompletnie nie rozumie. Wiem, że nie powinnam zwalać wszystkiego na zaburzenia zachowania i że jest i tak bardzo cierpliwy, ale zrobiło mi się strasznie przykro.

Chciałabym sama wiedzieć, gdzie to ja zawiniłam, a gdzie kończy się przeciętne natężenie emocji, dla zdrowego człowieka. I chciałabym, aby i on wiedział, i uniewinniał za każdym razem, gdy przekraczam poziomy. Choć chyba powinnam być szczęśliwa? Nie uciekł, dalej mnie szanuje, nie potępia, a ja nie tykam żyletki od lat.... W świetle tego, że niektóre borderki impulsywnie potrafią wjechać w radiowóz, chyba nie jest źle? Tym bardziej, że jako studentka psychologii wiele rzeczy potrafię sobie racjonalnie przetłumaczyć, co często ochrania mnie, przed niebezpieczeństwem.


Choć stanowczo uważam, że powinno się o tym częściej mówić. Bo mało kto w ogóle kojarzy ten problem.  A Wy? Znaliście to zaburzenie? Jak postrzegacie ludzi, takich jak ja?

29 komentarzy:

  1. Kiedy tak czytam, mam wrażenie, że może nie w aż takiej skali, ale sama czasem tak się zachowuję...
    I jak tak Cię czytam, przychodzi mi do głowy, że tak mało wiemy o innych i że nie wiemy czasem ile się kryje pracy pod pozornym spokojem.
    U mnie to nie tyle jesienna chandra co próba poukładania sobie rzeczy, które wyszły na jaw właśnie teraz, może zresztą teraz mam więcej okazji by zauważyć różne rzeczy.
    Dopiekło mi to, jak łatwo mogę wszystko zniszczyć i jak bardzo mi teraz potrzeba kogoś, kto jest cierpliwy i kto nie zerwie ze mną kontaktu z błahego powodu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wbrew pozorom to zaburzenie jest gorszym wyrokiem niż ED. Poza tym czasami cienka granica dzieli zwykłe okresowe problemy i borderline. Najgorsze jest to, że mam nieodparte wrażenie że mi niedaleko do borderline... ale sama sobie diagnozy stawiać nie będę.

    Ohh! Chciałabym powiedzieć, że pamiętam jak pisałaś o tej sytuacji na tamtym blogu, ale... tak wiele było tych prób samobójczych i szpitali, że nie jestem pewna o której piszesz.
    jak to czytam to aż się serce kraja...

    Powiedz mi... jak Ci się żyje z bliznami? przeszkadzają Ci bardzo? ludzie zwracają na nie uwagę?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też pewne zachowania dostrzegam w sobie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwykli ludzie chyba nawet nie myślą o takich zachowaniach jak o prawdziwej chorobie. Rzucą "ta to ma charakter", albo "głupia dziewucha, tak się oszpecić!" ale nie myślą, że jest to wynik choroby.

    Nie znam się na tym. Pierwszy raz słyszę o takiej chorobie. Trochę mam wrażenie, że może być wielu ludzi, którzy nie mają pojęcia, że na nią chorują.

    Ehh każdy z czymś musi walczyć. Ja walczę ze swoją łuszczycą i mam dni, że nie mogę patrzeć przez nią w lustro. Ty masz problemy o jakich ja nie miałam właściwie nie mam pojęcia ...

    OdpowiedzUsuń
  5. A to można tak nieumiejętność radzenia sobie z nadmiernymi emocjami zrzucać na diagnozę zaburzenia zachowania? Szczerze mówiąc, nawet nie wiem co to oznacza. W afekcie ludzie robią różne rzeczy, chyba każdy ma mniejszy bądź większy problem z emocjami, nikt nie lubi odrzucenia... A to jak sobie z tym radzisz zależy od Ciebie, od Twojej pracy nad sobą, nie od jakiegoś zaburzenia.

    Dopadają mnie emocje z byle powodu, wpadam w złość: krzyczę, oskarżam, rzucę szklanką o ścianę. Po wszystkim przytomnieję, czuję się winna, chcę przepraszać. Zaraz, ale za co? Może to nie moja wina, może ja mam zaburzenia zachowania? Czytając ten post, sama zaczęłam się nad sobą zastanawiać, może ja też? Eee, to lepiej powiem o tym swoim bliskim i już nie będą mnie za te zachowania oceniać :).

    Nie chce być zbyt brutalna, a zdaję sobie, że to co teraz pisze może być odebrane jako atak, ale tak nie jest. Nie rozumiem po prostu takich schorzeń, nie rozumiem dlaczego taka diagnoza ma Ciebie definiować? Skazywać na wieczne użalanie się nad sobą? Usprawiedliwiać Twoje błędy w zachowaniu? Dużo przeżyłaś, myślę że każdy na Twoim miejscu miałby takie problemy, lęk przed odrzuceniem, nie panowanie nad emocjami, impulsywne zachowania. Ja tyle nie przeżyłam, a też mam problemy z emocjami, choć kocham spokój i szukam go od bardzo dawna. Też boję się odrzucenia... Każdy inaczej sobie z tym radzi. Jedni się nie angażują, inni wręcz przeciwnie, jeszcze inni kłamią i szantażują, żeby przy sobie zatrzymać inna osobę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Borderków te obawy, impulse, zachowania i wszystko, o czym ona napisała jest po prostu o wiele silniejsze niż u zdrowego człowieka. Obawa odrzucenia równa się panice u normalnych, impulsywne zachowania równają się szaleństwu, niepanowanie nad emocjami zaś przesadzie itd. Taka choroba. I dlatego tacy ludzie potrzebują cierpliwości oraz zrozumienia innych, bo ci, którzy nie rozumieją oraz nie wiedzą jak się przy takich ludziach zachować mogli by ich w najgorszym przypadku zabić

      Usuń
    2. Zdrowy człowiek właśnie rzuci szklanką, a border rzuci się z okna. Wiem, że ciężko to zrozumieć, ale u borderlinów, emocje permanentnie utrzymują się na bardzo wysokim poziomie, takim, jaki u zdrowego człowieka wyzwala się w sytuacji dużych problemów, czy nawet zagrożenia życia. Jak wyobrazisz sobie taki stan emocjonalny i pomyślisz, że musisz czuć go na co dzień, może zrozumiesz, że znacznie trudniej w takich sytuacjach jest nad sobą zapanować.

      Osoby zagrożone, czy w trudnej sytuacji, zawsze się tłumaczy, bez względu co zrobią. Czy spowodują wypadek, czy będą agresywne dla wszystkich wokół. Jeśli chronią swoje życie, to przecież naturalne, że w panice mogli zrobić to, to i to. Borderzy czują dokładnie to samo, ale nie mają na to żadnego wyjaśnienia oprócz diagnozy w papierach.

      Skończyłam terapię, choć borderzy właściwie wymagają jej cały czas. Nie mam objawów, nie tnę się już, nie głodzę, nie mam kolejnych prób samobójczych. Ale często i szybko zmieniają mi się nastroje i nie dlatego, że jestem humorzasta i poobrażana na wszystkich. Wybuchnę owszem, ale już nie z taką rangą mimo, że w środku wszystko się we mnie gotuje. Czego oczekuję od ludzi? Więcej cierpliwości i trochę zrozumienia, docenienia tego, jak wielki wysiłek wkładam aby okiełznać panikę.

      Usuń
    3. A ja trochę nie rozumiem Twojego toku myślenia, Kuklake.

      Ja nie mam bordera, ale jestem cholerykiem z natury i mam problem z kontrolowaniem emocji. Ostatnio właśnie zrobiłam akcję z krzykiem, oskarżeniami i ciśnięciem szklanką o ścianę i... kosztowało mnie to roczną znajomość. I bez znaczenia, że w odpowiedzi dostałam też awanturę, że jak ochłonęłam próbowałam przeprosić i to przez kilka dni. Usłyszałam, że każdy człowiek ma problemy z kontrolowaniem emocji, ale inni sobie jakoś radzą i nie tłuką szklanek ani nie krzyczą, że mam schizofrenię (..?!), bo wcześniej sie nie wściekałam i że w ogóle tak nie może być.

      I już.
      I ta osoba de facto zrobiła to samo, co Ty robisz - oceniła po sobie. Melancholikowi w głowie się nie mieści, że choleryk czasem NIE MOŻE się opanować. No jak nie może... Jakby chciał to by mógł itd.

      Poza tym chyba drastycznie inaczej rozumiemy, że jakieś działanie coś usprawiedliwia. Jak się na kogoś drę, to owszem, mam tak, bo trudne dzieciństwo, bo temperament, bo emocje i tu mogę oczekiwać zrozumienia (że nie mam takiego charakteru jak ktoś inny, że mogę wybuchać łatwiej czy inaczej), ale nadal zrobiłam źle, nadal muszę przeprosić, nadal muszę to jakoś starać się zrekompensować. Z tekstu wynika, że Mono to widzi podobnie, więc gdzie tu usprawiedliwianie...

      Usprawiedliwianie to dla mnie "ja tak mam, dla mnie to norma, więc przepraszać nie muszę, a ty przywyknij".

      Usuń
  6. Poznałem kiedyś taką borderkę. Zupełnie nic o tej chorobie nie wiedziałem, dlatego zacząłem szukać po internecie, znalazłem kilka artykułów, dlatego teraz jestem mądrzejszy. Dowiedziałem się jak mam się przy niej zachować, aby nie wywołać w niej czegoś, przez co poczuła by się źle. Tacy ludzie potrzebują przyjaciół, ludzi którzy tą chorobę rozumią. Ludzi pełnych cierpliwości oraz zrozumienia. Oni nie mogą być sami, bo samotność mogła by ich po prostu zabić. Jednak przez moje oczy patrząc, ludzie z tym syndromem potrafią być najlepsym przyjacielem, jakiego wyobrazić sobie można, ba, nawet partnerem na całe życie (no, troszku na nich uważać trzeba ale mimo wszystko...)

    OdpowiedzUsuń
  7. mam takie dwie kolezanki ktore tez kiedys sobie nie radzily same z soba
    z jedna utrzymuje kontakt, wyszla na prosta
    z druga nie wiem co sie dzieje
    zamkneli ja w szpitalu jak bylysmy w drugiej klasie lo i od tej chwili nie mam z nia kontaktu
    nie potrafie sobie nawet wyobrazic przez jakie pieklo przeszlyscie

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam wrażenie, że czytałam o sobie. Myśli samobójcze, napady wściekłości... dosłownie wszystko! Samookaleczanie... Jestem chodzącą bombą. Staram się na siłę zatrzymać kogoś w moim życiu, myślę o tym, że jakaś poważna choroba mogłaby spowodować zatrzymanie tej osoby ze mną. Myślę, że bez tej osoby moje życie nie miałoby sensu. Uważam, że nie zasługuję na nic lepszego w życiu. Czasem w nocy potrafię się rozpłakać, krzyczeć i np. się bić, bo uważam, że życie nie ma sensu. Prawie każde słowo odbieram jako atak, rzucam przedmiotami, płaczę, krzyczę. Potrafię krzyczeć na kogoś, a za chwilę śmiać się do tej osoby. Rzuca mną między skrajnym smutkiem, a skrajną radością. Próbowałam z tym walczyć, wiem, że coś jest ze mną nie tak. Wiem, że moje zachowania nie są normalne. Szukałam pomocy, ale źle trafiłam... teraz boję się zaufać lekarzowi. Cały czas z tym walczę. Tłumaczyłam swoje zachowania tym, że jestem emocjonalnym człowiekiem, ale wiem, że to tylko wymówka. Potrafię o tym mówić i czasem wydaje mi się, że mówię o tym głośno, bo szukam w ten sposób pomocy...

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze Ci powiem, że pierwszy raz słyszę ten termin i zdecydowanie nie jestem wstanei określić postrzegania kogoś takiego...

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie znałam tego terminu... aczkolwiek wiele rzeczy które wymieniasz zauważyłam poniekąd w swoim myśleniu (niekoniecznie zachowaniu).

    Mój M jednak nie jest tak cierpliwy, nie jest wyrozumiały i przede wszystkim jest nieczuły na moje łzy. Nieczułość na łzy jest chyba najgorszą rzeczą, która mi się w naszej relacji przytrafiła. To okropne uczucie, kiedy płaczesz, a najbliższa twemu sercu osoba udaje, że tego nie widzi. Nie przytuli, nie pocieszy, chociaż do cholery wie jak się z tym czuję. Zdarzyło mi się raz pociąć przez niego. To było jakieś 6 lat temu.
    Zrobiłam coś głupiego (nie chcę do końca pisać co, ale nic, co by go zraniło). Przyznałam mu się do tego bo uważałam, że on mnie zrozumie, a on prawie mnie zostawił. Prawie, bo płakałam kilka dni, błagałam, przepraszałam że zrobiłam SOBIE głupotę. Powiem, że cięcie się nożem (nie żyletką) po ręce sprawiło mi ulgę, radość...czułam się wyżyta.

    Często jak się zdenerwuję walę pięścią w ścianę, trzaskam, ale teraz zachłannie sprzątam. Znalazłam sposób na wyżycie się... mam nadzieję, że ostateczny

    OdpowiedzUsuń
  11. rozumiem Cię, chociaż częściowo. 2 razy probowałam sobie coś zrobić, ale tyle dobrego, że leki nie zadzialały. Cięłam się, przez 4 miesiące byłam w jakimś transie, ktory nakazywał mi wstać, iść do szkoły, wrócić do domu, bezmyslnie odrobić lekcje, a potem gapić się w ścianę lub płakać, a przy ludziach zachowywać się jak gdyby nigdy nic. I jeszcze teraz brak ochoty na chudnięcie, ale przeświadczenie, że przytyć nie mogę. To pokręcone.
    ~Kocia

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja mam borderki wśród bardzo bliskich i kilka kolejnych borderków wśród dalszych znajomych i dla mnie problemem nie jest, że ktoś może się na mnie wściec, zbluzgać mnie czy nawet mnie uderzyć. (O ile potem przeprosi, bo młócić mnie jak stary worek to nikt nie może.) Tak jak rozumiem, że np. ktoś ze złamaną nogą nie może pracować, tak rozumiem, że borderek ma skoki nastroju i jest wybuchowy.

    Natomiast dla mnie problemem jest niemożność ocenienia, co jest reakcją bordera, a co wynika po prostu z potrzeb danej osoby. Czy jak ktoś wrzeszczy na mnie i mówi, że nie chce mnie znać, to mówi to, bo border, czy bo serio nie chce. Pół biedy jeśli border w miarę szybko jest w stanie się ogarnąć i normalnie porozmawiać, ew. przeprosić, ale znam osoby, u których takie okresy trwają po kilka miesięcy. I znów - pół biedy jeśli to zwykły znajomy, można wyjść z założenia, że odezwie się, dobrze, nie odezwie - drugie dobrze. Ale co jeśli to bliski przyjaciel albo partner, ktoś na kim nam mocno zależy?

    Twarde słowa, krzyki, latające przedmioty, agresja albo autoagresja, nawet próby samobójcze - to wszystko jest cholernie wykańczające, ale przed tym możemy chronić i siebie i bordera, właśnie dając mu 4712 szansę, dając kredyt zaufania, zrozumienie, akceptację pomimo choroby. Ale jak chronić kogoś przed kopnięciem nas w dupsko..?

    OdpowiedzUsuń
  13. no właśnie... Ja nie uznaję związków na odległość, już dwa, właściwe trzy razy byłam w takiej sytuacji i nie radziłam sobie. Właśnie dlatego urwałam kontakt z moją "wakacyjną miłością", a byliśmy do siebie tak dopasowani, że naprawdę mogłoby być z tego coś fajnego.
    i jeśli obecna sytuacja się rozwinie, zacznie się robić poważnie, zakochanie, miłość, te sprawy, to na pewno ciężko mi będzie wyjechać do Krakowa i wracać do domu jedynie na święta i wakacje. Zacznę się pewnie zastanawiać nad tym wszystkim dokładnie i znając mój charakter, dojdę do wniosku, że lepiej będzie pójść na studia w najbliższym drugim mieście, choć studia te nie dadzą mi takiej satysfakcji jak te, w Krakowie. Mówię tutaj o kierunku, otoczeniu itd...

    więc trochę się obawiam. Ale, kurczę, między mną a pewnym chłopakiem "COŚ" dzieje się już szmat czasu i wiem, że jeśli nie zaryzykuję teraz [zwłaszcza, że w końcu się przełamał i do mnie napisał; okazuje się, że naprawdę dobrze nam się rozmawia], to potem będę żałować.

    nie wiem, co robić. Chociaż w sumie, wiem - spróbuję z nim. A potem... potem się coś wymyśli. Nikt póki co nie mówi, że z tego będzie związek.

    trochę bełkoczę, wybacz.

    ciasteczkowy-potwor.wjo.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Hmm, nie spotkałam jeszcze takiego przypadku. A może spotkałam, a nawet o tym nie wiem? W każdym razie sądzę, że jak najbardziej nadajesz się na psychologa, bo tylko osoba po przejściach może zrozumieć chorego. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. przeraziłaś mnie trochę, bo widzę u siebie początkowe objawy . . ;/

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej, nie panikujcie, Mono napisała tylko o kilku co bardziej widocznych objawach, a nie wymieniła kryteria diagnostyczne bordera. Do tego trzeba sporo więcej niż tracić nad sobą kontrolę i mieć zmienne nastroje... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  17. daleko mi do depresji więc i do tego stanu na szczęśćcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd pomysł, że borderki zazwyczaj mają depresję ;P?

      Usuń
  18. Nie słyszałam o takich zaburzeniach...

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja staram się nie oceniać i nie krytykować, ponieważ ludzie mają tak różne życia i problemy, że nawet nie mamy pojęcia jak to się może skończyć. Nic nie dzieje się bez przyczyny.

    OdpowiedzUsuń
  20. Mononoke blagam o PILNY kontakt ze mną poprzez maila. Poruszyła mnie twoja historia i potzrebuje pomocy w tej sprawie a widze, że jestes studentką psychologii tak więc prosze odezwij sie do mnie na ab_78(at)op.pl (at) zastąp @. prosze odezwij się do mnie.

    Czekam

    OdpowiedzUsuń
  21. Zaskoczyły mnie Wasze komentarze. Szczególnie te pozytywne... Gdzie było widać zrozumienie i cierpliwość. Sama mam borderline'a, ale już nauczyłam się sobie z nim radzić. Nikt nie widzi objawów, tylko ja je odczuwam. Również studiuję psychologię, więc potrafię racjonalnie do tego podejść. Nauczyłam się mieć duży dystans do swoich emocji. Dlaczego zaskoczyły mnie Wasze komentarze? Bo nie sądziłam, że są ludzie, którzy są skłonni żyć z "osobnikami" takimi, jak ja ;) Nie ukrywam, że ostatnio zmieniłam system priorytetów, skupiłam się głównie na pracy, studiach i na własnym rozwoju, bo uznałam, że lepiej trzymać ludzi na dystans, żeby ich nie ranić... Pragnę bliskości - to oczywiste, ale wiem, że moje postrzeganie miłości i bliskości może być destrukcyjne dla partnera. A jednak czytam tutaj, że nie zawsze tak musi być. Że są ludzie, którzy decydują się na taki związek, mimo iż wiedzą, że może być różnie... Wzruszyło mnie to... Naprawdę... Przywracacie mi wiarę w ludzi i w szczęście. Dziękuję...

    OdpowiedzUsuń
  22. Na pojęcie Borderline traiłem zupełnie przypadkowo... czytając opis, jestem w stanie dokładnie dopasować swoje zachowania... Z jednej strony, cieszę się że wiem co ze mną jest, z drugiej, przygnębia mnie fakt zdania sobie sprawy z tego faktu.
    Udało mi się (w pewnym stopniu) zapanować nad wybuchami złości, ale nigdy nie wiedziałem co je powoduje.
    Zawsze szukałem bliskości, bo w latach młodości byłem wyśmiewany ze względu na swój wygląd (lekko odstające uszy), ze względu na moją rodzinę (rozbita, ojciec alkoholik).
    Mam za sobą kilka nieudanych związków, po części ze względu na moje bardzo silne zapędy seksualne... szukam silnych emocji.
    Chciałbym być z kimś, kto rozumie jak się czuję, i że to że czasami robię takie, a nie inne rzeczy, nie wynika z mojej wrogości, ani tego że chcę kogoś skrzywdzić. :( Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę z tego, jaki jestem, i ostatnio doszedłem do wniosku że chyba lepiej dla wszystkich dookoła będzie lepiej, gdy będę sam. Czytając o borderline, widzę że jest to możliwe. Nie wiem tylko czy wystarczy mi siły, by próbować. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EDIT:
      "Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę z tego, jaki jestem, i ostatnio doszedłem do wniosku że chyba lepiej dla wszystkich dookoła, gdy będę sam." - zapędy także literackie. Lol.

      Usuń