sobota, 24 marca 2012

Zawód: student

Studia to najbardziej zdradliwy okres w życiu człowieka. Pomijając tych, którzy idą na studia, jedynie po to, aby uniknąć pracy, są też ludzie ambitni, marzący o dobrze płatnej "posadzce", której nie będą musieli czyścić mopem. Nie chcą zbyt dużo, prawda?

Studenci, z początku pilni, traktujący uczelnię, jako kolejną szkołę, w której trzeba łokciami się wybić do sławy, po stypendium i świadectwo z paskiem, gdy zauważają, że właściwie to nikogo nie obchodzi jaką mają średnią, i choćby mieli same 6, to jak nie napiszą poprawnie podania, złamanego grosza nie zobaczą - stopują. Nie ma ocen cząstkowych, nie trzeba uczyć się na bieżąco, nie ma z kim rywalizować, nikt się nie czepia wagarów. Na wykłady chodzić w ogóle nie trzeba, ćwiczenia można odrobić na dyżurach (co prawda na jednej z moich uczelni nie wolno, ale tak czy siak ćwiczeń jest akurat niewiele). Co więcej nie ma ustalonego z góry planu. Ustalając go można wziąć pod uwagę, że chcę się wysypiać, imprezować, mieć wolny dzień... W szkole nie dość że trzeba było siedzieć tyle ile kazali, to jeszcze w domu uczyć się tego, siego i owego, bo klasówka, kartkówka, referat. Na studiach są 2 terminy na które trzeba wkuć wszystko, ucząc się jedynie tego, co człowiek sam wybrał.

W dodatku mając status sieroty, dostaję od państwa rentę. Ba! całkiem dobrą rentę, która przewyższa niektóre emerytury. Jeszcze 2 lata czeka mnie beztroskiego życia, bez pracy, bez żadnych obowiązków oprócz nauki. I tu zaczynają się schody. Studia tak mnie przyzwyczaiły do opierdalania się, że nie wyobrażam sobie momentu, kiedy trzeba będzie codziennie wstawać do jakiejś tam pracy i codziennie siedzieć w niej określoną ilość godzin. Teraz wstaję patrzę przez okno, jak jest zbyt wietrznie, zbyt zimno, czy zbyt mokro, wracam sobie do łóżeczka i dosypiam. W pracy coś takiego nie przejdzie.Widzę, jednak, że nie jest to jedynie mój problem. Studia nie przygotowują do życia i zazwyczaj na ich koniec dowiadujemy się w ogóle jakie mamy szanse znalezienia pracy w zawodzie i za jakie grosze. Wcześniej o tym się nie mówi. Ot, leniwy student, dostaję od życia kopa w dupę i ma sobie natychmiast znaleźć miejsce w tym świecie. Wtedy się zaczyna:
- Ma pan doświadczenie?
- Nie no, ja mam magistra proszę pana, M A G I S T R A!
- A co mnie pański magister obchodzi?

Kiedy zbliża się owa brutalna prawda studenci zaczynają marzyć. W marzeniach jest jeszcze bardziej zajebiście, bo nie trzeba nic robić, tylko myśleć o tym, co się zrobi, a to już, aż tak nie nadwyręża. Czułam się cholernie wyjątkowa, gdy snułam swoje plany, że zmienię naukę, że wydam bestseller, że będę nie tylko sławna, ale i bogata i każdy będzie chciał zasięgnąć mojej opinii w danej dziedzinie. Przeglądałam katalog domów z basenem w granicach Warszawy, nawet psa dobrałam do domu...

A potem spotkałam dziewczynę, która już pisze dramat na deski teatru, spotkałam Miśka, którego artykuły informatyczne pojawiały się w Japonii, spotkałam moją przyjaciółkę, która pisze tandety, myśląc, że któraś z nich zapewni jej stosowny byt, bez pracy, spotkałam recenzenta, który wierzy, że medal w ping-pongu i jego opinie o tekstach kultury, będą cieszyć się poważaniem, i wielu innych. A wszyscy wierzą, że są wyjątkowi, że im na pewno się uda.

- Też kiedyś wierzyłem, że zmienią naukę - Misiek całuje mnie w czoło.
- No ale trochę ją zmieniłeś! Do dziś piszą do Ciebie, aby się poradzić. - bulwersuję się.
- No widzisz. A ile lat szukałem pracy i ile teraz zarabiam? - patrząc na moje przerażone oczy dodaje po namyśle, że mi na pewno się uda. Mi musi się udać!

Problem tkwi w tym, że no... właściwie wcale nie musi. Młodość wyznacza mi cele, dorosłość sprawdza ich realność. Jestem na pograniczu. Zatykam uszy muzyką, zamykam oczy i udając, że nie widzę kolejki dzieci do huśtawki, zaczynam się kołysać, w przód i tył.


-------------------------------------------------
Jest letni dzień. W tle słychać głośną muzykę, a mokre ubranie schnie w trakcie huśtania. Obok śmieje się moja koleżanka. Nie wiem, co mówi, skupiam się jedynie na doznaniach, na ciepłym powietrzu, długich włosach wpadających mi do ust... Właśnie skończyłam swoją pierwszą szkołę. Młodsze dzieci wyśpiewały nam piosenki o przemijaniu, a ja jestem szczęśliwa, bo czuję, że świat stoi otworem przede mną. Obiecałam sobie zapamiętać to uczucie na zawsze i faktycznie często do niego wracam, mając nadzieję, że dorosłość nigdy mnie nie dogoni. A przynajmniej nie ta, w której ludzie przestają marzyć.

PS. Zapraszam też na mojego drugiego bloga o podróżach: www.tambylec.blogspot.com :)

12 komentarzy:

  1. Po tym wpisie czuję się zmieszana. Nie wiem co począć z myślami. Czy jednak oddać się ucieczce w krainę marzeń i wyobrażać sobie jak będzie pięknie, choć przez pewien czas mając spokojne serce, czy od razu spojrzeć na resztę życia realistycznie i nie dać się porwać marzeniom i planowaniu, by nie doznać później przykrego i bolesnego rozczarowania, bo przecież "mi miało się udać".

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziś studia to dla mnie nic innego jak drugie liceum. Już je skończyłam, wychodząc z przekonaniem, że jeśli człowiek sam się nie weźmie za inwestowanie w siebie, tytuł mgr nie pomoże mu w niczym...
    Trochę tak mało optymistycznie, bo mam lekkiego doła ;-//

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj też mam taką nadzieje, moja mnie goni i gonie, ale puki co sukcesywnie jej uciekam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że potrafisz tak szczerze podejść do sprawy.
    Ja tak łatwo nie miałam, bo pracowałam na dwa etaty i studiowałam dwa kierunki zaocznie na raz. Także te 5 lat dało mi nieźle w kość. Ale niczego nie żałuję, przynajmniej nie przeżyłam takiego rozczarowania i załamania, jak reszta moich kolegów studiujących dziennie.

    OdpowiedzUsuń
  5. zdaję rozszerzony polski, podstawową matematykę i angielski, rozszerzoną geografię i takiż sam WOS :)
    widzę, że studia to zupełnie coś innego niż myślałam. Dobrze, że to przybliżyłaś, przyda się ;)
    ~Kocia

    OdpowiedzUsuń
  6. Eh... piszesz dokładnie o tym o czym ja myślę w tej chwili... a jeszcze nie poszłam na studia :/
    Zaczynam niedługo robić kurs tworzenia stron html i prawo jazdy. Wgl doszłam do wniosku, że mimo studiów i wszystkiego innego muszę zacząć dbać o umiejętności dodatkowe... Wszystkie rodzaje kursów na jakie tylko będzie mnie stać. Boję się, że kiedyś przyjdzie taka chwila, że uznam, iż 4lata na studiach to była czysta strata czasu :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ah nawet nie mów mi ciężko wstać na praktykę, na 9 a co dopiero kiedyś na 8-7? Hah jak jeszcze będzie do czego wstawać..

    OdpowiedzUsuń
  8. uda Ci. Może nie od razu, może nie będzie łatwo, ale: UDA CI SIĘ! Wierzę w Ciebie. :)

    Potwór

    OdpowiedzUsuń
  9. czuję się, jakbym przeczytała swoje myśli... Ja nie umiem sobie nawet wyobrazić, jak to było kiedyś, jak to było możliwe dla mnie, żeby wstać rano i codziennie o ósmej rano stawić się w szkole, w której siedziałam bez przerwy do 16... Na studiach jest to dla mnie niemal niewykonalne. W ogóle, mam wrażenie, że teraz, przez okres studiów, jestem trochę oderwana od rzeczywistości, jakbym żyła w równoległej czasoprzestrzeni. Martwię się dwa razy do roku, czyli w sesji zimowej i letniej, a potem cudownie nie robię nic, śpię do 13, szlajam się po nocach, oglądam seriale, a jak już wybitnie nie mam co robić, to gotuję albo sprzątam. Ale robię to, bo chcę, a nie bo muszę. Do tego tak bardzo nie wiem, co mam zrobić ze sobą teraz, kiedy za chwilę skończę pierwszy etap studiów i trzeba będzie podjąć jakieś decyzje... Przy czym, kiedy zaczynam o tym myśleć, stwierdzam - będzie jeszcze czas, żeby się nad tym zastanowić, a teraz wracam do czegoś zupełnie nieproduktywnego. Ech, żeby jak najdłużej...

    OdpowiedzUsuń
  10. Takkk... też mam MAGISTRA. Heh. Od maja do sierpnia szukałam pracy. W jednej magister to za mało, w drugiej za wiele. Polacy mają zdanie, ze jak taki magister pójdzie do pracy "z dupy" - to popracuje aż znajdzie coś, gdzie dadzą większą kasę. I prawda - a co się dziwić? Chyba każdy by tak zrobił, mając magistra czy nie. Szczególnie, że życie w PL jest bardzo kosztowne.

    Studia? Bardzo fajny okres w życiu...tyle. Na razie nie widzę po nich realizacji swoich marzeń i założeń kierunku studiów. Pluję sobie w brodę - Trzeba było iść na budownictwo...albo elektrykę.. albo coś po czym już nie ma wyjścia i trzeba iść harować.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak bardzo lubię czytać co piszesz..
    No i urosło kiełkujące od pewnego czasu ziarno niepokoju..
    Nic nie daje nam szansy na godną przyszłość? Oddajemy się w ręce przypadku?

    OdpowiedzUsuń
  12. Poszłam po linii najmniejszego oporu,wybrałam mało wymagające i niedające niczego studia w moim rodzinnym mieście,bo brak pieniedzy na duże miasto,i dlatego,że rodzice chcieli.Wiem,że to nie to,że się nudzę,że marnuję czas,bo chyba nie napiszę magisterki...Mogłabym tak w nieskończoność.Każdego dnia mam wrażenie,że się duszę,że mam tego dosyć,że żyję nie tak,jak bym tego chciała...Sama nie wiem,po co to robię.

    OdpowiedzUsuń