Zawsze, jak zostaję sama w domu na dłużej niż kilka dni nachodzą mnie różnego rodzaju refleksje. Tym razem nabyłam wątpliwości, co do swojej powieści <click>. Niby nie naruszam niczyjej prywatności, zmieniłam imiona, wygląd, i pomieszałam historie bohaterów między sobą i z ludźmi, których poznałam już później. Popiera mnie wiele osób, niektórzy sami dzielili się ze mną informacjami, które bym mogła zawrzeć w tej historii, ba! nawet jeden z wykładowców, przedstawił mi opis kilku swoich przypadków, abym mogła lepiej zrozumieć pewną chorobę i wiarygodnie ją opisać... niestety natrafiłam ostatnio także i na przeciwników. Co prawda na razie tylko dwóch, ale coś czuję, że powiastka będzie mocno kontrowersyjna, albo może za łatwo można podciąć mi skrzydła?
Cóż... niektórzy uważają, że nie mam prawa mówić o czymś, co miało miejsce kilka lat temu, oraz że mimo historii poplątanych, przemieszanych, zmian nazwy miejsca, ktoś zawsze poprzez moje nazwisko może połączyć ze mną ośrodki, o których piszę, a ja mogę mieć problemy. Cóż, żadnych domysłów potwuerdzać i tak nie zamierzam. Uważam też, że niezależnie od tego, kiedy to się wydarzyło, nie we
wszystkich szpitalach byt pacjentów się polepszył. Niedawno zgwałcony
chłopiec, jest tego przykładem, a uaktualnione dane z innych ośrodków,
potwierdzają moje przeczucia.
Aby być sprawiedliwa, każdego, kogo znam mniej więcej z tej historii, niezależnie, czy w niej występuje, czy nie, chciałam uczciwie poinformować, że coś takiego powstaje o miejscu i ludziach, które ten ktoś może znać, nawet, jeśli nie uda mu się odgadnąć o kim mowa. Dziwnie się czułam odnawiając kontakty, albo poruszając niezręczny temat w znajomościach, które się zachowały. Większość pomysłowi przyklasnęła, ale jedna dziewczyna poinformowana niedawno, się na mnie obruszyła. Powiedziała, że chciała o tym zapomnieć, a ja włażę w jej życie z butami... Bo nie tyle, co się nie zgadza z tym, że piszę, ale nie chciała o tym słyszeć. Mimo jej końcowego przyzwolenia, poczułam się, jakbym robiła coś strasznie złego, a przecież opisuję tylko to, czego sama byłam świadkiem i chcę to zrobić najuczciwiej, jak umiem, aby nie było potem pretensji. Myślę, że jakby dowiedziała się przez przypadek od naszej wspólnej znajomej, mogłoby to ją zaboleć nieco bardziej.
Chociaż sama też zaczęłam pogrążać się w uczuciach, które wzbudza fakt, iż brałam w tym udział. Myślę, że to, iż mnie także historia dotyczy, poruszył w moim sercu właśnie te wątpliwości. A jeśli ktoś rozpozna mnie, albo co gorsza przypisze mojemu udziałowi jeszcze gorszą z możliwych postaci? W końcu to moje nazwisko tylko zostanie ujawnione. Heh kolejny powód, aby wziąć ślub jak najszybciej ;). Albo zaprzestać pisania na trudne tematy... Dziwnie też cofnąć się w czasie i wrócić do bycia pacjentem, przypomnieć sobie tamte uczucia. Tak wiele się zmieniło...
Pojechałam do mojego A. w dość depresyjnym humorze. Wydawało mi się, że muszę mu doopowiadać, co zdarzyło się, gdy byłam w szpitalu psychiatrycznym, aby wiedział, podniósł na duchu. Samo wspomnienie 3 miesięcy, podczas których uśmiechałam się przez łzy, byleby w końcu dostać wypis, spowodowało, że koszmar powrócił. Problem z A. mam, jednak taki, że wystarczy mi jedynie jego widok, aby cała chandra minęła. Przestaję przeżywać przykre sprawy, zaczynam się cieszyć i nijak nie potrafię wracać do smętnych tematów, jeśli atmosfera utrzymuje się wesoła. Potem jeszcze jego kumpel przyniósł zioło, ja zostałam odkarmiona (resztę kasy na żarcie poszło na kostium i owe trampki), a on sam, choć miał dyżur i nie palił z nami, chyba się zbyt dużo nawąchał. Bo kiedy już zasypiałam w jego ramionach, coś mu odwaliło, wziął mój telefon i zaczął konwersować z automatyczną asystentką. Nie wiem, jak on to robi, ale tylko jemu udaje się póki, co zawiesić mój smartfon. Po kolejnych obraźliwych słowach, asystentka strzeliła focha i se zwisła. Brechtał się z moim telefonem chyba do 4 rano.
Następnego dnia wziął mnie na przejażdżkę swoim motorem i nie powiem zasmakowałam prawie tak samo, jak w jabłkowych piwach. W końcu mogłam użyć swój nowy kask i docenić, że kupił mi go wraz z oparciem. Może i słodko jest się przytulać w trakcie jazdy, ale już niefajnie obijać kaskami, czy zsuwać się wraz z kierowcą, podczas przyspieszania. A tak mam wygodne siedzisko i wolne łapki.
Mam wrażenie, że kocham go z każdym dniem mocniej. Tylko on umie słuchać mojej bezsensownej paplaniny, czytać z mojej twarzy i uspokajać mnie swoim ramieniem. Nieważne, jak mam przekręcony rytm dobowy, jeśli wtulę się w niego, zawsze uda mi się zasnąć. Kiedyś próbowałam się z nim podroczyć, pytając o pieprzyki, gdzie jakie mam. Zawstydził mnie. Znalazł nawet te, których ja przez całe życie nie znałam, a mimo, że zna mnie tak dobrze, wciąż potrafi zachwycać się tym moim odstającym brzuchem i wciskać w niego, coraz to nowsze specjały, aby mieć pewność, że jestem najedzona. Myślę, że 100 razy bardziej, by wolał utuczyć mnie, jak prosię, niż żebym znów zaczęła się anorektycznie odchudzać. Wydaje mi się, że wciąż się boi nawrotu choroby. A najdziwniejsze jest w tym to, że ja, anorektyczka, wolę być spasiona, niż aby on się martwił i zawsze mnie to przed nawrotem hamuje.
Bo jego czułe ręce starły moje troski i odwróciły wszystko to, co przeżyłam. Teraz to łzy przedzierają się przez uśmiech. Łzy szczęścia.
------------------------------------------
W następnej notce postaram się przybliżyć Wam, jak wygląda mniej więcej taka prawdziwa terapia. Komentarze Wasze pod ostatnim moim postem były długie i bardzo ciekawe. Przyznaliście, czego się boicie, jak sobie to wyobrażacie, a co gorsza, że nie każdy miał szczęście trafić na specjalistę, dlatego postaram się pokazać, jak to działać powinno.
W następnej notce postaram się przybliżyć Wam, jak wygląda mniej więcej taka prawdziwa terapia. Komentarze Wasze pod ostatnim moim postem były długie i bardzo ciekawe. Przyznaliście, czego się boicie, jak sobie to wyobrażacie, a co gorsza, że nie każdy miał szczęście trafić na specjalistę, dlatego postaram się pokazać, jak to działać powinno.
Też mi się zdarzyło napisać coś, co mogło dotykać innych, mimo, że nie była to tak skrajnie trudna tematyka. Zawsze wolałam się przyznać, czy nawet podsunąć fragmenty, które bardzo kogoś przypominały, może nawet bardziej dla samej siebie? Wiesz, myślę, że nie da się tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Jeśli chcesz coś mądrego i ważnego przekazać, a będziesz rezygnować, bo ktoś może rozpoznać... tak się nie da. W każdym razie trzymam kciuki:*
OdpowiedzUsuńZawsze znajdą się osoby, które przyklasną Twoim słowom w książce i takie osoby, którym coś się nie spodoba. Nie uchronisz się przed tym. Podejrzewam, że dla większości z nas (przynajmniej dla mnie) piszesz świetnie i nie chciałabym, żebyś np. zrezygnowała. Pisz dla osób, które chcą czytać i im się to podoba :)
OdpowiedzUsuńJa źle sypiam jak nie mam obok siebie Mentosa... Źle ogólnie funkcjonuje w ciągu dnia. Lepiej się czuję kiedy on jest obok. Szczęście to wspaniałe uczucie :)
Słodko Gorzka ma rację :) zawsze znajdzie się ktoś komu nie spodobają się Twoje słowa. Tym bardziej w sytuacji, kiedy będziesz przedstawiała rzeczywistość opartą na faktach, na prawdziwych historiach. Hmm może zdarzyć się tak, że książka dotrze do niewielu i wówczas może nie odczujesz tego, że komuś się coś nie podoba. Twoja książka może jednak okazać się bestsellerem (tego Ci, życzę :)) a wtedy napewno spotkasz się z krytyką, z pretensjami. Fakt, zmiana nazwiska choć trochę by utrudniła identyfikację Ciebie, jednak zawsze będzie to możliwe. Musisz się zdecydować, czy chcesz i dasz radę podjąć to ryzyko. Według mnie powinnaś :) Temat bardzo dobry, piszesz fajnie, podejrzewam, że znajdzie się wielu chętnych do przeczytania Twojego dzieła.
OdpowiedzUsuńPowieść a przynajmniej część którą czytałam jest mega wciągająca... Wydajesz w wersji papierowej? Jeśli tak - na pewno kupię i polecę dalej. :)))
OdpowiedzUsuńa co do zwolenników i przeciwników. Niestety tak już jest i będzie. Silna jesteś - pamiętaj!
UsuńPewnie to będzie dla Ciebie trudne - znów sobie wszystko przypomnieć i to mniej więcej przybliżyć, ale czekam na następną notkę. :)
OdpowiedzUsuńWiesz, każdy kij ma dwa końce, jak to się mówi, i jeszcze jedno "jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził" Wydaje mi się, że przede wszystkim powinnaś przy pisaniu patrzeć na siebie i jak Ty się z tym czujesz, czy chcesz o tym napisać, czy nie. Opiniami innych powinnaś przejmowac się w najmniejszym zakresie ;-)
OdpowiedzUsuńNigdy nie ma tak, żeby byli sami zwolennicy albo sami przeciwnicy. Nie przejmuj się i pisz dalej, bo książka naprawdę zapowiada się ciekawie:)
OdpowiedzUsuńNie odmawiam sobie chipsów czy alkoholu jeśli mam na to ochotę, ale po prostu nie piję tyle, by się urżnąć, a chipsy jem zawsze z kimś, by cała paczka nie skończyła we mnie.
OdpowiedzUsuńTakie jedzenie jest dla ludzi i jak lubie to sobie schurpię, ale staram się nie jeść jeśli to tylko chwilowa zachcianka ;)
dead-can-dace.mylog.pl
No, pewno, że masz rację i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale nad swoją zazdrością nawet nie panuję. I mimo,że udaję, że to akceptuję to zawsze muszę dowalić jakąś zgryźliwą uwagą na ten temat. xD
OdpowiedzUsuńnie zapoznałem się jeszcze z Twoją powiastką, ale objecuję że przy wolnym czasie skożystam i zerknę :)
OdpowiedzUsuńIstnieją książki, w których jakiś bohater bardzo przypomina mnie. Istnieją też piosenki, w których postacie ośpiewane mogły by być mną. Jednak wiem doskonale, że to wtedy nie o samym mnie mowa bo przecież autora, czy też wokalistki nigdy nie znałem. A nawet jeśli bym znał, to nie obraził bym się gdyby napisała - zaśpiewała prawdę o mnie, co innego kłamstwa. Co chcę tym powiedzieć... przecież nie musisz podawać czytelnikom numeru telefonu czy adresu występujących w Twojej książce postaci. Te zaś, jeśli są realne, wcale Twojej książki czytać nie muszą. Wiedząc co ona opisuje przecież automatycznie powrócą do tego co było, przeczytają jeden przypadek choroby i automatycznie powrócą do swojej, porównując oba. Dlatego był bym za ujawnieniem Twojego nazwiska, aby oni wiedzieli co trzymają akurat w ręce.
A co do szczęścia Twojego... cieszę się, że jesteś szczęśliwa ze swoim A. Znam wiele osób, nawet dużo młodszych ode mnie które znalazły szczęście swojego życia. Niestety sam takiego uczucia nie znam bo nigdy go nie doznałem, więc nie wypowiem się. Jedynie moge tylko życzyć wam wszystkiego dobrego :)