Lubię swoją pracę. Kto, by nie lubił? Podczas inwentaryzacji dostaję jakiś sektor w sklepie, oklejam go adresami, potem szkolę operatorów, jak mają owe adresy skanować, aby nic nie pominąć, opierdalam, jak robią to za wolno, sprawdzam, czy nie robią błędów i ew. zwalniam, jeśli zrobią więcej niż 3. Na koniec pilnuję, aby operatorzy zostawili sklep, tak jak go zastaliśmy, albo i lepiej, po czym odsyłam ich do domu i z innymi kierownikami sprawdzamy rozbieżności, jakie wyszły podczas skanowania i kontroli, oraz usuwam naklejki.
Oczywiście do przybycia operatorów skanujemy też część magazynów, bo to trudniejsza sprawa, a resztę zostawiamy im. Proste, prawda?
Swój sektor miałam raptem drugi raz w niedzielę, kiedy rzucono mnie na głęboką wodę, gdzie zresztą zaczęłam się topić. Już na samym początku chciałam wracać, kiedy oprócz sektora dostałam mroźnię. Po anoreksji nadal mam strasznie słabe krążenie, śpię w skarpetkach nawet w lato, a jak jest więcej niż minus 5, na dwór nie wychodzę, bo odmrażają mi się kończyny. Byłam najgorszą osobą, jaką mogli wybrać, ale nie mogłam marudzić. Ponoć -18 stopni to wcale nie kiepska temperatura do pracy. Wiedzieliście?
Wychodziłam, co chwila się ogrzać, a i tak palce lewej ręki zaczynały mnie ciut za mocno boleć, gdy znalazły się w cieple. Przez to oklejałam to długo i jeszcze dłużej skanowałam 2-3 adresy, które kazano mi tam zrobić. Kobieta, która mnie przyjmowała (niestety nie prowadziła tej inwentaryzacji) wiedziała, że jestem nowa i powiedziała, że nie muszę robić rzeczy do ważenia, bo tego się nie nabija na mój skaner i robi się ciut inaczej - nie miałam pojęcia jak. Odetchnęłam, więc z ulgą bo to zajęłoby dodatkową kupę czasu.
Z oklejaniem sklepu się spóźniłam i zrobiłam to niedokładnie. Gdzieś zmieniłam numerację, coś pominęłam. Nie było czasu na kombinowanie, bo już weszli operatorzy. Nigdy nie przeprowadzałam szkolenia i ponoć każdy kto je przeprowadzał, miał wpierw szkolenie ze szkolenia, był uczony, co mówić, a i tak kroki opisane były na kartce. Dlatego właśnie moich operatorów wcześniej szkolił inny kierownik, niestety tym razem nie miałam czasu nawet na pytania, kiedy 6 osób stanęło nagle przede mną... O 6 za mało zresztą, bo moja strefa była dość spora i trudna. Ba! Nie zdążyłam nawet wyjąć kartki!!! W mroźni się przebierałam i gdzieś mi ją wcięło.
Przeszkoliłam ich, jak umiałam, rozstawiłam na adresach, po czym przyszedł do mnie przełożony i kazał dokończyć mroźnię, mówiąc że na moją strefę ktoś rzuci okiem, a rzeczy do ważenia, jakie mam na sklepie, zrobią pracownicy sklepu. Niechętnie pobiegłam do mroźni, Zrobiłam większość i było ALE, że adresy do ważenia są niezrobione.
- Nie umiem. Nie wiem, jak.
- Jak nie wiesz jak? Normalnie tylko inny skaner. - mój przełożony dzielnie wierzył w me umiejętności.
- No ale, jak mam to zważyć? Nawet wagi nie mam.
- Poproś kogoś.
BOMBA. Poszłam do kierowniczki sklepu, aby pomogła mi z ważeniem.
- Ja zawołam panią od ważenia.
Przyszła pani od ważenia. Weszła za mną do mroźni.
- Ale tu mięso... ja zawołam panią od ważenia mięsa.
Przyszła pani od ważenia mięsa. Weszła do mroźni.
- Ale ja wszystkiego nie mogę zrobić, bo tu jest też ryba. Zawołam panią od ważenia ryb!
Przyszła pani od ważenia ryb. Weszła do mroźni.
- Ale ja nie jestem od mrożonych ryb....
Nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać... To czego spodziewała się w mroźni? Może jeszcze żywych i pląsających rybek? Nie wiem, może ja wyrastam ponad poziom, ale dla mnie logiczne jest, że w mroźni są mrożonki...
Ledwie załatwiłam ten problem to po zważeniu okazało się, że na ten inny skaner trzeba nie kodu, a jakiegoś katalogu, na który znowu czekałam nie wiadomo ile i podczas czekania przeszłam się na strefę zobaczyć, co i jak. Ledwie weszłam na sklep i...
- Halo! - mój przełożony - Nie widzisz, jak Ci się ludzie opierdzielają? Rozstaw ich, dopilnuj tych i tych adresów, bo pominięte.
- Toć robiłam mroźnię! - wkurzyłam się.
- To biegaj szybciej.
Ot, banalne.
Po skończeniu wagówki, wysłałam kilku operatorów, aby po jednym adresie w mroźni zrobili. Tak, ze swoich 6 operatorów odesłałam połowę. Skuteczność i szybkość miałam ujemną, oberwało mi się za nią zresztą, ale co tam. Gorzej, że bałam się o swoje zdrowie. Ciągle w mroźni coś trzeba było sprawdzać, a nie miałam czasu za każdym razem zakładać kurtki.... Mam mówić dalej?
W kilku adresach do policzenia normalnie znaleziono też jakieś mięso na wagę. Poszłam do przełożonego z pytaniem, co i jak, bo nie mogło być to liczone razem, a było w jednym adresie (czyli nabijane razem). Nigdzie nie mogłam też tego przełożyć. Nie wrzucę przecież mięsa do frytek na wagę.
- Co mam z tym zrobić?
- Odłóż gdzieś.
Jaki on bezproblemowy, prawda? ^^
Na tym też straciłam sporo czasu, bo mięso było zamrożone, a nie miało kodu. Zazwyczaj rzeczy uszkodzone lub bez kodu, wrzucamy do jakiegoś wózka, i pracownicy mają się tym martwić, no ale mrożonka bez kodu zaraz byłaby produktem zepsutym, jakbym tak postąpiła, więc musiałam odczekać swoje i kod zdobyć. Po czym też uważam, że w cholerę mądrze, ukradłam skądś nalepkę, (bo moje były już sprzątnięte) i wrzuciłam nowy adres do mroźni z tymi oto rzeczami.
- Co to jest za adres? - mój kochany przełożony <3
- No odłożyłam gdzieś tamto mięso, jak kazałeś. Utworzyłam nowy adres w mroźni.
- Skąd wzięłaś tą nalepkę?
- Nie było nigdzie kontynuacji moich więc wzięłam z zestawu, jaki znalazłam.
- Kto was w ogóle przeszkolił!!! Ja chyba będę musiał z nim porozmawiać! Tak nie może być!
- A tu masz pusty adres!
- Wiem, bo tam była jedna rzecz i pracownicy sklepu to przełożyli.
- Co Ty w ogóle wyprawiasz?
Ja??? Przypominam sobie swój horoskop: "Nie zawracaj sobie głowy zbędnymi myślami".Od razu lepiej!
Na koniec inwentaryzacji okazało się, że pracownicy sklepu owszem poważyli moje adresy na strefie, ale nikt tego nie zapisał ^^. No bo po co? Ba! okazało się, że to ja powinnam pilnować i pracowników sklepu i spisywać co ważą... Ja wpadłam tylko na to, aby poprosić pracowników sklepu, aby skreślili zrobione adresy, abym wiedziała, co zrobili i byłam z siebie w chuj dumna, mimo że nie skreślili żadnego, a tu taka niespodzianka!
- ujemna skuteczność
- ilość błędów
- ilość niezrobionych adresów
- ilość przeziębionych osób (o dziwo nie ja)
Krzyczano na mnie i w końcu zrozumiałam, że robota na wyższym stanowisku to nie tylko duma, satysfakcja, ale i odpowiedzialność. Dla nikogo nie liczyło się o ile adresów miałam więcej w mroźni, ani że liczyło się to wolno i musiałam zabrać tam połowę ludzi. Nieistotne. Odpowiadałam za to i nie ma usprawiedliwienia. A mimo to... wcale się nie zniechęciłam. Dziś wiem, że umiałabym to zrobić dobrze i jeśli ktoś znów da mi taką szansę się wykazać - nie zawiodę.
Dziś wiem, że pracownicy sklepu otrzymaliby ode mnie kartki i długopisy, aby spisywali produkt, katalogi i wagę, które wpisywałabym na skaner kontrolując cały czas swoją strefę. Na nic bym nie czekała, tylko mówiła, gdzie można mnie znaleźć. Najwolniejszych operatorów wysłałabym do mroźni, mówiąc że dopiero jak zrobią adres wolno im wyjść się ogrzać ^^, a do pustego adresu przestawiła, jakąś pierdołę z adresu niepoliczonego, bo jak czegoś jeszcze nie ma w komputerze to nieważne gdzie stoi.
Po zakończeniu prawie 12-godzinnej pracy postawili nam po kebabie i zadbali, by każdy bezpiecznie trafił do domu (było ok 1-2 w nocy). I paradoksalnie zamiast następnego dnia obudzić się chora, poczułam jedynie zakwasy. Dlaczego, więc smarkam? HAH! Wyszłam z wilgotną głową.... Zamrażarki mi nie straszne, a tak debilnie zachorowałam -_-'.
Pod koniec października jadę do Czech na tydzień. Trochę zwiedzania, trochę inwentaryzacji i jeszcze większa odpowiedzialność... i pełnia znajomości języka... Boję się? Jasne! Ale choćby powiedziano mi, że mam poprowadzić całą firmę od zaraz, podjęłabym się tego zadania, bo im ono trudniejsze, tym większa satysfakcja, gdy się je wykonuje. A jak już kiedyś pisałam, ja od satysfakcji jestem uzależniona. Wy może też, czy raczej zadowalacie się czymś małym, a przy czym nie trzeba się stresować?
Wiadomo, nie każdy wszystko wie od razu ;) Najważniejsze że się uczymy na własnych doświadczeniach ;)
OdpowiedzUsuńoo! Zazdroszczę tych Czech :)
OdpowiedzUsuńWczoraj słyszałam w jakichś wiadomościach, czy czymś podobnym, że ludzie po studiach nie są w ogóle przygotowani do pracy praktycznie. Że krótki kurs daje im większe możliwości niż lata studiów teoretycznych... No ale jeśli nie mają doświadczenia, to wtedy Ty wkraczasz na arenę i wszystko im objaśniasz :D. Rozumny człowiek szybko załapie o co chodzi...:)
OdpowiedzUsuńto zdjecie mnie rozwalilo xD
OdpowiedzUsuńaz sama zwatpilam jak pisze sie to slowo ;p
tez kiedys pracowalam przy inwentaryzacji ale niestety jako zwykly szaraczek a nie jako kierownik
faktycznie bardzo odpowiedzialna praca no ale zawsze jakas odpowiedzialnosc jest
OdpowiedzUsuńO widzę, że zmieniłaś wygląd bloga :P Ale wiesz, ja w przeciwienstwie do Ciebie wole niestresującą pracę ;-) Także mi dobrze, gdzie jestem :)
OdpowiedzUsuńi tu się zgodzę wyższe stanowisko znaczy więcej stresu roboty, ale tez satysfakcji. Fajne nowe tło:)
OdpowiedzUsuńE, szczerze to myślałam, że docenicie komiczność owych dialogów i absurdów ;P, a tu wszyscy tak na poważnie ^^
OdpowiedzUsuńO masakra. A co do pracy w mroźni, to 3 lata pracowałam w McDonald's jako instruktor. Oprócz prowadzenia szkoleń pracowniczych często nad ranem robiłam dostawę na kuchnię z mroźni. Kuchnia +30 stopni, chłodnia 5 stopni, mroźnia -20. I tak po 5-10 razy wchodzić, wychodzić, ubierać się, rozbierać, nosić... załatwiłam nerki.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy odnalazłabym się na Twoim miejscu :D
OdpowiedzUsuńTam, gdzie ja pracuję, nikt nie chce być kierownikiem, bo to tylko większa odpowiedzialność, więcej obowiązków, więcej pracy, a pensja ta sama.
OdpowiedzUsuńTo pewnie też bym nie chciała, a tak to i pensja wyższa i można pomachać po studiach papierkiem.
UsuńMałymi kroczkami dojdziesz do celu i jak to wszystko ogarniesz, to będziesz z siebie dumna :D
OdpowiedzUsuńUjęłaś mnie dystansem i lekkim piórem. Opisałaś sytuację wybitnie stresogenną tak, że co chwila parskałam śmiechem :D Wielkie brawa! Życzę powodzenia w pracy... twórczej i nie tylko :)
OdpowiedzUsuńScena w mrozni potwornie mnie rozbawiła, to ile tam jest tych specjalistek - od mięsa, ryb, może najlepiej od poszczególnych rodzajów :)
OdpowiedzUsuńAle fakt, faktem, wyższe stanowisko to już nie przelewki, chociaż korzyści też przynosi :)
Dialogi faktycznie tak absurdalne chwilami, że aż zabawne.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to tak naprawdę kwestia tego, na jakim się jest etapie, czy podjąć się czegoś bardziej wymagającego albo 'pozostać przy czymś małym'. Co ciekawe, ostatnio zrezygnowałam z podjęcia się wyzwania na wyższym stanowisku i w pewnym sensie się 'cofnęłam' a krótko później dostałam ciekawą propozycję, której przyjęcie będzie dla mnie krokiem naprzód. :)
P.S. Nie zgadzam się z tym, co piszesz o 'słomianym zapale'. W tym akurat przypadku to nie tylko przerobienie wszystkiego w myślach i na tym poprzestanie. Podjęcie działania, zostawienie czegoś w połowie i zakończenie wszystkiego po jakimś czasie...
mam nadzieję :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie zdaję sobie z tego sprawę... Bo co z tego, że ja będę głupia czekać na jego wiadomość albo sama zagadam, skoro on nie wykazuje inicjatywy? To będzie tak, jakbym sztucznie utrzymywała naszą relację przy życiu. Do tanga trzeba dwojga, a skoro on już na tym etapie znajomości pokazuje, jaki ma stosunek do związków z innymi ludźmi, no to, cholera jasna, nic z tego nie będzie.
OdpowiedzUsuńWięc odpuszczam sobie i staram sie o tym nie myśleć. Ale mam tę cholerną wadę, jaką jest zbędne analizowanie i jest mi trochę ciężko. Patrząc na jego wcześniejsze zachowanie i inne wydarzenia, mam wrażenie, że jemu też na mnie zależało w jakiś sposób. I jego przyjaciółka tutaj bardzo namieszała [nie znamy się, ale mimo tego dziewczyna mnie strasznie nie lubi, do tego stopnia, że ostatnio mi, kolokwialnie mówiąc, pociągnęła z bara na przerwie, a odkąd z nim nie rozmawiam, to się bardzo uspokoiła]. No ale nawet jeśli jest w tym jej wina, to przecież on ma swój rozum, więc nie jest to usprawiedliwienie.
Z czasem mi minie. :)
ciasteczkowy-potwor.wjo.pl
po 1 primo to chcę Ci pogratulować, że jesteś zadowolona z tego co robisz, bo dziś w naszym kraju to takich ludzi ze świecą szukać
OdpowiedzUsuńFajnie, że wyciągnęłaś wnioski ze swoich błędów i nie zniechęciłaś się. Ja bym pewnie się podłamała :/ Dlatego brawa dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuńJa zadowalam się wszystkim ;) i czymś małym i czymś dużym.
Z czasem człowiek przecież staje się coraz lepszy, jeśli tylko to robi dalej. :)
OdpowiedzUsuńach ta praca... niby dodatkowa, niby mało płatna, ale zawsze znajdą się historie warte opowiedzenia :D
OdpowiedzUsuńmnie ciarki przechodzą, jak czytam o tym wszystkim, a właściwie paraliżuje mnie myśl o kontaktach z ludźmi, nie dość, że bezpośrednimi, to jeszcze przez tyle czasu...
OdpowiedzUsuńzaczęłam teraz studia magisterskie, kontynuuję pierwszy stopień, czyli kulturoznawstwo; filmoznawstwo. Koniki obiecuję przy następnej okazji :).
Masz rację. Zawaliłam. Jeśli obiecam poprawę, spojrzysz na mnie przychylniejszym wzrokiem? ;)
OdpowiedzUsuńA kiedy będziesz w Czechach, wykorzystaj maksymalnie czas, który będziesz miała na zwiedzanie. Ale chyba nie muszę Ci tego mówić, w końcu widać, że podróże są Twoją pasją [mam na myśli drugiego bloga].
No i powodzenia w pracy, każda okazja, która wymaga od Ciebie większej odpowiedzialności, większego trudu i większej wiedzy, przecież czegoś Cię uczy. A właśnie dzięki temu nie stoimy w miejscu. :)
ciasteczkowy-potwor.wjo.pl
Fakt, takie jest okrutne życie. Hmmm mi na pieniądzach nie zależy, a zgarnięcie takiej sumy raczej nie jest realne, bynajmniej dla mnie;)
OdpowiedzUsuńprzynajmniej*
UsuńTo tak wygląda inwentaryzacja? a ja myślałam, że to coś łatwego. Masakra
OdpowiedzUsuń