To, że łechtaczka jest pozostałością penisa - to już wiemy. Po co facetowi penis i orgazm też każdy wie i chyba nie zaprzeczy, że jest to potrzebne. Faceci osiągają orgazm prawie zawsze i umożliwia im to zapłodnienie kobiety, a przyjemność dodatkowo zachęca do tego rodzaju czynności. Faktem jest, że orgazm mężczyzny nie musi być równoznaczny z wytryskiem i na odwrót, lecz większość męskiej populacji nawet nie ma o tym pojęcia i myśli, że orgazm to wytrysk, bo rzeczywiście większość tak już ma.
Po co jednak orgazm kobiecie? Jeszcze nie wiadomo. Nie pełni on przecież żadnej biologicznej funkcji, bardziej zachęca do masturbacji, niż seksu. Tak, kobieta potrafi osiągnąć orgazm niemal zawsze pieszcząc samą siebie, zaś z mężczyzną szanse maleją niemalże do połowy. To może nawet zniechęcać do seksu, podczas którego nie u jednej pojawia się frustracja. Nawet jak z mężczyzną łączą ją zażyłe relacje, praktycznie niemożliwe jest, aby osiągała orgazm za każdym razem, przy każdym szybkim numerku, czy porannym, wspólnym prysznicu. Czemu? Przez napletek. Nie dość, że łechtaczka jest malutka, to jeszcze przykryta fałdem skóry. Aby się do niej dobrać, trzeba albo dobrze dobranej pozycji, która nieco napletek uniesie, albo skupienia mężczyzny tylko na tej części naszego ciała, co nie jest już, ani piękne, ani romantyczne. Nie jednej przy seksie oralnym jest znacznie lepiej niż podczas normalnego. Co dalej utwierdza w przekonaniu, że chęć orgazmu odsuwa nas od tradycyjnego seksu - zapłodnienia, czyli od tego, do czego stworzyła nas natura.
Oczywiście istnieje też orgazm pochwowy - dla wielu kobiet jednak jedynie legenda, więc dalej wychwalamy swój mały guziczek. Pytanie tylko, czy jest to pomyłka genetyczna i jedynie przez fakt, że u płodu z początku wykształcane są obie płcie, została nam pozostałość nie tyle penisa, co też jego funkcji, której być nie powinno?
Właściwie to teoretycznie być powinna. Skurcze narządów płciowych i macicy, występujące w trakcie orgazmu ułatwiają transport nasienia do miejsca docelowego. Lecz, aby rzeczywiście zapłodnienie ułatwić wymagałoby to nie tylko partnera, który by kobietę do orgazmu doprowadził, ale i niezwykłej synchronizacji. Można jednak rzecz, że i tak rodzenie dzieci jedno po drugim kobiecie nie sprzyja, więc orgazm raz na jakiś czas jest sprawą idealną, lecz jest jeszcze jedna tajemnicza sprawa. Osytocyna.
- To kiedy zechcesz dać mi dowód Twojej miłości? - tego typu teksty zazwyczaj są mocno krytykowane. Chłopcy, chcąc seksu wywierają emocjonalny nacisk na dziewczęta w ten właśnie sposób, lecz okazuje się, że właściwie to mają rację. W trakcie orgazmu do krwi uwalniana jest oksytocyna, substancja zwana hormonem miłości i zaufania. U mężczyzn także, ale nie w takim stężeniu. Z kolei u kobiety im większe podniecenie i skurcze macicy, tym większa jej ilość przywiązuje kobietę do aktualnego partnera. Dlatego niebezpiecznie są dla nas skoki w bok i lekceważenie tego, jako nic nieznaczącego razu. Czasem się uda, a czasem dostaniemy taką dawkę hormonu, że zaraz po "jednorazowym wybryku" widzimy siebie już na ślubnym kobiercu, z gromadką dzieci, przy właśnie tym facecie, który dał nam tyle rozkoszy.
Nie u wszystkich gatunków samice wychowują młode. Tam, gdzie samica musi tylko urodzić, to samce są bardziej wybredne przy szukaniu matek swoich dzieci. Jednakże u innych, w tym także u ludzi, to kobieta robi ostrą selekcję wybierając, kto będzie odpowiednim ojcem jej dzieci. Potomstwo wymaga wiele poświęcenia, czasu i sił, więc musi wybrać tego najlepszego, aby dzieci były zdrowe, a ona nie została z nimi sama. Pomijając naturę psychiczną, wielokrotnie zaburzającą nasz ogląd, biologia wyposażyła nas znakomicie pod tym względem. Więc jeśli najpierw rozsądnie dobierzemy partnera, to potem dopuściwszy go do sfery seksualnej przywiązujemy się do niego, otwieramy, obdarzamy empatią i zrozumieniem. Im więcej z partnerem będziemy rozmawiać, także o tych intymnych sprawach, tym częściej będzie nas doprowadzać do orgazmu, a my tym bardziej będziemy go kochać i zapewne uprawiać z nim częściej seks. Brak orgazmu, za każdym razem, broni nas przed przywiązaniem się do nieodpowiedniego mężczyzny.
Być my może mamy i większe stężenia oksytocyny podczas orgazmu i szybciej przywiążemy się do mężczyzny, może nawet już po pierwszym razie, ale w związku nie ma to znaczenia, bo mężczyzna ma przecież orgazmy częściej ;) Hormon ten więc może być i pułapką, jeśli chcemy tylko przeżyć "wakacyjną przygodę", ale i receptą na udany, silny związek, a orgazm reguluje naszą gospodarkę hormonalną pod tym względem.
A teraz drogie panie jadę zaufać mojemu A. bardziej ;P.
A teraz drogie panie jadę zaufać mojemu A. bardziej ;P.
No ja swojemu M. wczoraj zaufałam i się nie zawiodłam ^ ^
OdpowiedzUsuńHeh to w takim razie u mnie za każdym razem wydziela się bardzo dużo oksytocyny (;
OdpowiedzUsuńDać to przeczytać mojej "koleżance" Ciekawa jestem jak na to by zareagowała.
OdpowiedzUsuńehhh a u mnie kryzys i jestem od paru dni ze wszystkich stron z dala od mojego M. Dobrze, że mam Wojtusia, bo jeszcze 3 miesiące temu katowałabym się własnym płaczem...
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać i... wezwały mnie dzieci. Wrócę - zwłaszcza, że widzę kilka blogów u Ciebie Mononoke. A ten Twój nick - normalnie powala ... jak orgazm ;-).
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że coś rzeczywiście w tym jest ,odnośnie zaufania... :>
OdpowiedzUsuńHahaha, bo mnie trzeba okrzyczeć i wtedy do tej głupiej głowy może coś dotrze i nie będzie zapominać ciągle. xDD
OdpowiedzUsuńalbo ja jestem jakaś dziwna albo to co piszą nie jest prawdą... :)
OdpowiedzUsuńJesteś dziwna;) Powiem jedno - współczuję tym kobietom, które nigdy nie doświadczyły orgazmu łechtaczkowego... szybko dziewczyny działajcie;)
OdpowiedzUsuńTo,że z przymrużeniem to wiem. Przy moim pytaniu też znajdziesz buźke ;).
UsuńWydaje mi się jednak że te kobiety psychologia traktuje odrębnie bo to nie problem z orgazmem a głową ;p. Dlatego sama nie wzięłam ich pod uwagę. Ale po dłuższym zastanowienie chyba sama taka znam. Kiedyś niby miała faceta ale to było dawno a kościół nieco zrył jej głowę i na każdy seksualny tematy krzyczy fuj. Nawet na inne pozycję... więc możliwe że nigdy... Bo nie marudzilaby tak :p.
Z tym kościołem to kolejny szeroki temat na kolejne nasze posty;) Zbieram materiały i doświadczenia aż w końcu coś spłodzę tzn post;)
UsuńCiekawe to co napisałaś. Naprawdę. :) Wgl to o oksytocynie wydzielanej podczas orgazmu. Chyba i nawet coś w tym jest... :)
OdpowiedzUsuńwybacz za nieobecność, przeniosłam się na innego bloga - shadowofasoul.wordpress.com
OdpowiedzUsuńgratuluję odwagi podjęcia tematu i lekkiego podejścia do niego, bardzo dobrze się czyta ;)
na tych wakacjach stawiam na przebywanie z ludźmi ;)
~Kocia93
Jestem obecna! Przepraszam, że tak rzadko przypominam o swojej obecności, ale wakacje mi się zaczęły, a dzieje się chyba więcej niż w ciągu roku akademickiego -.- Cały czas jestem zmuszona do ćwiczenia moich umiejętności prowadzenia samochodu, bo jeżdżę często po babcię na wieś i dziennie robię łącznie około 200km... No ale jestem, przypominam o sobie! :)
OdpowiedzUsuńA ja powiem tak - po co w ogóle pytać po co nam orgazm? Piękne to doświadczenie i należy się cieszyć, że możemy go przeżywać! :) Ale przyznam, ciekawie napisane i wiele w tym słuszności :)
Pozdrawiam!
Zaginiona w akcji Fish ;)
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam tak bardzo, ale coś w tym jest ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Z całego tekstu udało mi się zrozumieć tylko metaforę na końcu :D Co utwierdza mnie w przekonaniu, że z poetyką jednak lepiej sobie radze :D
OdpowiedzUsuń