No i jestem w górach. Pociąg był o 7, więc musiałam praktycznie wstać o tej godzinie, o której zazwyczaj się kładę... a to już nie należało do najprzyjemniejszych zadań. Z dnia na dzień nie da się nagle zmienić dobowego trybu życia i przesunąć go chociaż o 6 godzin. Spałam więc niecałe 2 godziny i jak zwykle przyszła noc, a po całym dziennym majaczeniu nagle wracają mi siły ;/.
Martwię się też o moją ciocię. Jest tak nerwowa, że naprawdę mi jej żal. Nie kursowały tramwaje, na które liczyłyśmy chcąc dojechać na centralny, ale wyszłyśmy z dostatecznym zapasem, aby się tym nie przejmować, a ona wrzeszczała, panikowała, przeżywała, aby siedząc bezpiecznie już w pociągu wydzwaniać po wszystkich i opowiadać, przez co to ona nie przeszła... Cóż... kiedyś też się denerwowałam, że nie zdążę na pociąg, ale byłam wtedy na Białorusi, bez finansów na jakąkolwiek pomyłkę, w dodatku z wizą, która wygasała tego samego dnia i wokół ludzi, którzy ku mojej zgrozie nic, a nic mnie nie rozumieli. Nie znali, ani polskiego, ani angielskiego, a ja rosyjskiego. To tak, wtedy czułam stres, ale żeby panikować AŻ TAK, gdy jedyną konsekwencją, byłby późniejszy odjazd? I niezależnie, jak mocno starałam się dodać jej otuchy, uspokoić nieco, jedynie się po mnie wydzierała, aż w końcu zaczęła ignorować, a biorąc pod uwagę, że potrafi wściekać się o jeszcze mniejsze bzdety, naprawdę coś jest chyba nie tak.
(skrót PKP w rzeczywistości oznacza: Poczekasz, Kurwa, Poczekasz)
Jedynie mój A. poprawia mi humor. W nocy napisał,że tęskni, rano zadzwonił, opowiadał, jak to tam na zlocie motocyklistów, i że mu mnie brakuje, bo podczas remontu przyzwyczaił się, że jestem codziennie... Szczerze? To już nie pamiętam, że na mnie krzyczał ^^'. Jeszcze dziś dowiedziałam się, że w pewnej grze, gdzie gramy razem, chwalił się swojemu klanowi, że jestem najseksowniejszą i najcudowniejszą kobietą pod słońcem. No nieźle... a poprosić go o miłego słówko, to pół roku trzeba czekać. A teraz to pół serwera prosi o moje zdjęcie i już wiem dlaczego ^^'.
Samego wyjazdu niestety żałuję. Upadł prawie 50 stopni. Na zewnątrz nie idzie wytrzymać, a to tam planowałam ten urlopik spędzić. Tutaj mam bardzo słaby zasięg z neta, więc właściwie w domu nie ma co robić. Myślałam jeszcze, czy by nie poopalać się nad rzeką, ale ponieważ wyrosłam z dziecięcej odwagi, często mylonej z głupotą, stwierdziłam, że są 3 powody, dla których jest to głupi pomysł:
Powód nr1: pijawki były tam pierwsze, nie chcę wchodzić im w życie z buciorami
Powód nr2: jakiś inteligent stwierdził, że żmija zygzakowata jest gatunkiem grożącym wyginięciem i tak potrzebnym do utrzymania, że aż porozmnażano je i wypuszczono do naturalnego środowiska. Miało to miejsce z rok temu, od tamtej pory w miejscowości, w której teraz jestem, żmije można spotkać wszędzie, nawet we własnych ogródkach. A ponieważ, zaskrońce od niektórych typów żmii zygzakowatej, pewniakiem można odróżnić właściwie tylko po źrenicy, stwierdzam, że stanowczo nie chcę spotkać żadnego gada, a tym bardziej patrzeć mu w oczy. Właściwie to po ogródku też się boję chodzić...
Powód nr3: kleszcze. Odkąd córka sąsiadów przeszła ostre zapalenie opon mózgowych, z którego ledwie wyszła - zaczęłam brać je arcy poważnie. Ba! Wtedy miałam wręcz obsesję i martwiłam się każdą krosteczką czy zgrubieniem na skórze.
Cóż... pozostaje mi zamknąć się w pokoju, dokończyć powieść i ją poprawić, a potem uciekć pierwszym, lepszym pociągiem ;P.
Jestem więc zdecydowanie miastowa. Wolę poopalać się przy fontannach, czy na basenie, a najlepiej na solarium (bo nie umiem uleżeć w miejscu) niż na dziko, wśród tylu niebezpieczeństw. Cholercia, chyba się stałam standardową kobietą ^^'. Gdzie te lata, jak chodziło się po drzewach, ubranym w dresy i przeżywało przygody w zaniedbanych miejscach, bez higienicznych wygód?
Heh... jak dobrze, że one minęły ^^'