Jakiś czas temu napisałam Wam, że dojrzałam do tego, aby poznać swojego ojca. Moja sytuacja rodzinna jest mocno skomplikowana. Matka mając 16 lat zaszła w ciążę bo... chciała zobaczyć, jak to jest mieć dziecko. W swoje dni płodne wyhaczyła, jakiegoś gościa na dyskotece, przekonała go, że nie muszą się zabezpieczać, bo bierze tabletki, i stało się. Jestem.
Mogłabym się poużalać chwilkę nad sobą, że przybyłam na świat w tak beznadziejny sposób, ale z drugiej strony był on dość... wyjątkowy ^^' i wyjątkowa się czuję. Nie, nie tylko dlatego, że wszystko się rozsypuje w moich rękach i zbieram wszystkie najdziwniejsze przygody, jakie mogą się przytrafić. Ani nawet nie dlatego, że zaraziłam się, jakimś badziewnym wirusem w sposób, w jaki zaraża się nim 1% społeczeństwa.
No, ale mniejsza ze szczegółami. Wróćmy do głównego tematu. Ojca nigdy na oczy nie widziałam nawet na zdjęciach, choć odezwał się do mnie raz, jak byłam dzieckiem. Wybrałam, jednak kiepski moment. Toczyła się sprawa, przez którą mogłam wylądować w domu dziecka, a tatusia było stać tylko na debilnego smsa z życzeniami na imieniny. Mój numer zdobył od matki, pozostają w kontakcie.
Dziś, jednak nie potrzebuję już ojca. Czuję się szczęśliwa i kochana, więc mając tą siłę, nie rozwali mnie tatusiowy problem, jakimkolwiek by się facetem nie okazał, więc zaczęłam o to walczyć i walczę od jakiegoś czasu... Bo kiedy w końcu pogadał z moją matką i się zgodził, to już 2 razy zmieniał zdanie. Najpierw przestał się odzywać do matki, potem napisał jej, że teraz to on nie jest gotowy, potem odezwał się do mnie, umówiliśmy się na spotkanie, choć ja już z większą niechęcią, bo... no nienawidzę tchórzy. Doskonale wiedział, że nic od niego nie chcę, niczego nie oczekuję, a odstawia takie cyrki! Z kolei w tym wielkim dniu, gdy już się wystroiłam na nasze spotkanie, aby pokazać, jaką ma piękną i inteligentną córkę, i niech w ogóle żałuje, że się mną nie zajmował, zadzwonił, aby odwołać spotkanie...
Rozmawialiśmy! Słyszałam jego głos! I... nie czułam nic... On tłumaczył się pracą, że szef zadzwonił i musi się stawić, że tak u niego to wygląda, ja, że rozumiem to, bo pracuję na zlecenia i wiem, jak to może wyglądać... Pierwsze rozczarowanie. Gość nie skumał,czemu wspomniałam o swoich zleceniach i przez kwadrans tłumaczył mi, że przecież on na zlecenia nie pracuje tylko tu i tu i ja muszę to zrozumieć... Z całym szacunkiem dla upośledzonych umysłowo, ale mam wrażenie,że mój ojciec to totalny kretyn... Pomijając już fakt, iż w ogóle nie chciał się dowiedzieć nic o mojej pracy. Nawijał o sobie i to, o tym, o czym już wiedziałam. Nie był mnie ciekawy.
Próbuję sobie tłumaczyć sobie, że był zdenerwowany, zmieszany i stąd to wynikało, ale umówmy się... gość, który wkłada obcej lasce wierząc, że ta bierze tabletki (o właśnie zapomniałam o swojej!) do inteligentnych pewnie nie należy. Matka nie pomogła rozwiać wątpliwości.
MAMA: Oooo, i co? Słyszałaś jego głos! Jak ci się podobał?
JA: Eeeeee.... Noooo.... To nic specjalnego....
JA: Eeeeee.... Noooo.... To nic specjalnego....
MAMA: No i to samo powiesz, jak poznasz resztę -_-'.
Ojciec obiecał umówić się ze mną na inny termin, ale do tej pory się nie odzywał. Myślałam, że podzielę się już z Wami wszystkimi wrażeniami, a nie mam... "nic specjalnego" ^^'.
Cóż będę grzecznie czekać. Chcę wiedzieć, czy mam cokolwiek po nim, patrząc na zniszczoną życiem, matkę alkoholiczkę, ciotkę - neurotyczną dewotkę, która jako jedyna w rodzinie nie próbowała popełnić samobójstwa tylko dlatego, że Bóg zabronił, ma się nadzieję, że ktoś dał par normalnych genów ^^', aczkolwiek nie mam zbyt dużej nadziei. Mimo to wydaje mi się, że tak czy siak nazbierałam te najlepsze cechy i co trochę przyznaję ze strachem, które należały w szczególności do babci.
Babcia była nieco chorą kobietą. Nie panowała nad sobą, ale jakby tak stanąć z boku i ocenić jej wszystkie zabiegi manipulacyjne i przebiegłość, musiała być cholernie inteligentną kobietą. Inteligentną i silną. Do dziś pamiętam, jak zachowała się wiedząc, że umiera. Rak trawił większość jej narządów, to musiało boleć, jak cholera, a mimo to... gdy tylko wchodziłam do szpitala, uśmiechała się. Zachowywała, jakby nigdy nic, czy się dusiła, czy schudła do 35 kg, czy trawiła ją gorączka. Wiadomość o śmierci przyjęła pomijając etapy złości, niedowierzania, pogodziła się z tym od razu. Bała się, widziałam to w jej dużych niebieskich oczach, takich jak moje, ale nie okazywała tego. Jak ja nie płakałam nad jej ciałem. Płacz dla babci był okazywaniem słabości, bo nic nie zmienia. I choć dziś mogę dodać, że owszem zmienia, bo daje ulgę, nie potrafię płakać, w typowych dla ludzi sytuacjach. W zasadzie to zdarza mi się tylko przy A., bo czuję jego siłę i wiem, że jest po to, aby się mną opiekować i udźwignie także moje problemy.
Jednak to chyba dość logiczne, że nie poruszę mega poważnych problemów np. z ciotką która ryczy, jak ją uderzy w główkę balonik ^^'.
Babcia była nieco chorą kobietą. Nie panowała nad sobą, ale jakby tak stanąć z boku i ocenić jej wszystkie zabiegi manipulacyjne i przebiegłość, musiała być cholernie inteligentną kobietą. Inteligentną i silną. Do dziś pamiętam, jak zachowała się wiedząc, że umiera. Rak trawił większość jej narządów, to musiało boleć, jak cholera, a mimo to... gdy tylko wchodziłam do szpitala, uśmiechała się. Zachowywała, jakby nigdy nic, czy się dusiła, czy schudła do 35 kg, czy trawiła ją gorączka. Wiadomość o śmierci przyjęła pomijając etapy złości, niedowierzania, pogodziła się z tym od razu. Bała się, widziałam to w jej dużych niebieskich oczach, takich jak moje, ale nie okazywała tego. Jak ja nie płakałam nad jej ciałem. Płacz dla babci był okazywaniem słabości, bo nic nie zmienia. I choć dziś mogę dodać, że owszem zmienia, bo daje ulgę, nie potrafię płakać, w typowych dla ludzi sytuacjach. W zasadzie to zdarza mi się tylko przy A., bo czuję jego siłę i wiem, że jest po to, aby się mną opiekować i udźwignie także moje problemy.
Jednak to chyba dość logiczne, że nie poruszę mega poważnych problemów np. z ciotką która ryczy, jak ją uderzy w główkę balonik ^^'.
Tak czy siak, Misiek zastępuje mi wszystkich ich <3
Na odchodne wpis z Czech :)
Kurcze, ja nawet nie wiem co Ci napisać. Ze swoim ojcem swego czasu nie dogadywałam się wzorowo, no ale przynajmniej go znam i mam i z nim nawet mieszkałam. Współczuje, że koleś robi Ci takie numery. Może on nie wierzy, że niczego nie oczekujesz od niego? Może się boi, że jak się zobaczycie to zaraz wystawisz mu rachunek? Nie mniej, powinien wziąć odpowiedzialność za siebie, a nie się migać... No ale cóż, zobaczymy co przyjdzie po "końcu świata" a nie, sorki, toyoty trza opchnąć :P
OdpowiedzUsuńP.S. Dobrze, że masz swojego A. ;-) i cieszę się, że jesteś szczęśliwa ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKurcze, Twoi rodzice muszą być mniej więcej w moim wieku... Ale ja mam dzieci w wieku lat prawie 5 i prawie 2. Jaka bym była, gdybym miała teraz dzieci nastoletnie lub koło 20-stki? Czasem sobie o tym myślę, ale jest dobrze tak jak jest. Mimo wszystko życzę Ci, byś może jednak odnalazła w tym ojcu kogoś pozytywnego. Ja osobiście nikogo nigdy nie spisuję na straty póki ten ktoś żyje. W mojej rodzinie różnie bywało i bywa, ale najgorsze co można zrobić to pielęgnować w sobie nienawiść i pogardę. Bo to jest zgubne dla nas samych. Taaak, ale ja zawsze byłam typem samarytanki... Poza tym - mam oboje rodziców od zawsze i z mężem i dziećmi póki co tworzymy dość zgraną, własną familię.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, daj ojcu furtkę jeśli możesz. Oboje z Twoją mamą popełnili kiedyś błąd, ale na szczęście niektóre błędy mają cenne rezultaty - jakim jesteś Ty. Pozdrawiam i życzę Ci siły i mocy do pokonywania wszelkich schodów :))).
To przykre, kiedy czyta się o takiej lekkomyślności, ale w wieku 16 lat trudno wymagać odpowiedzialności...Nikt nie powinien w ten sposób decydować o pojawieniu się na świecie kolejnej osoby, i nie powinien skazywać jej na to, że niemal z urzędu będzie się wychowywała bez ojca. Znam podobną historię, tylko że tu było naiwne myślenie: "Za pierwszym razem nie zajdę". Dziewczyna zaszła tuż przed maturą, dziecko oczywiście wychowuje się bez ojca, który przedtem to chociaż woadał od czasu do czasu w odwiedziny, a od niedawna zaprzestał nawet tego... Świat dorosłych(albo prawie dorosłych)jest nienormalny.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię za to, że znajdujesz w sobie siłę na pokonywanie tego wszystkiego. Życzę Ci, abyś dalej miała tę siłę, i aby jakoś się ułożyło-z ojcem, czy bez.
Wydaje mi się być dziwny pomysłem, spróbowanie, jak to jest mieć dziecko. Jednak bez względu a to, Twój ojciec powinien wziąć na siebie trochę odpowiedzialności. A Ty jesteś silną osóbką, tak samo jak Twoja babcia :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy już o tym pisałaś. Zastanawia mnie fakt, czy Twój ojciec jest ojcem też na co dzień? Bo jeśli nie...to zachowanie wiele by tłumaczyło.
OdpowiedzUsuńps. ja też płaczę w nietypowych sytuacjach...coraz częściej
Ja właśnie pisałam, że w ogóle rzadko płaczę pomijając nawet te najbardziej zasadne sytuacje ;)
UsuńMój tata jest kochany. owszem bywa bardzo frustrujący, ale no kto nie jest? Ten twój ''tata'' to sobie w ciula zwyczajnie pogrywa. Niech się w końcu zdecyduje albo rybki albo akwarium. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńZ moją rodziną się tak nie da-mamuśka powie, że jak chcę np. jeść-o jakimś ciuchu, wyjściu czy wyjeździe nie mówię, sprowadzeni jesteśmy do podstawowych potrzeb-to muszę dać i koniec, bo ona nie ma, ojciec mówi, że on też nie ma, i co zrobić? Nie mam jak robić planów na usamodzielnienie. Chciałabym rzucić studia i iść do pracy, ale w moim mieście jest i będzie o to bardzo ciężko-ze studiami czy bez. Niestety.
OdpowiedzUsuńehh przykra sytuacja. trudno jest powiedzieć coś komuś w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńHmmmm...Wszystko pięknie, co piszesz, masz rację, też musiałabym pomyśleć o czymś własnym, tylko kompletnie nie mam pomysłu. Zazdroszczę swojemu koledze, założył knajpę. Kokosów póki co nie ma, ale ma jakiś cel, ma się czym zająć, ma o czym myśleć.
OdpowiedzUsuńMożesz mi zdradzić na maila, o co z tym zarabianiem przez net chodzi? Zaintrygowałaś mnie.
A post czytałam, komentuję go nie po raz pierwszy. Ustosunkowałam się do Twojej historii. Ale...wiesz co? Nie miałam zamiaru pocieszać się na cudzym nieszczęściu, ja nie z tych...
Moja sytuacja jest diametralnie inna, więc podaruję sobie moje durnowate wywody, bo to nie o to chodzi, jednak muszę Ci przyznać, że jesteś cholernie odważna i silna. I tak trzymaj! :).
OdpowiedzUsuńDziękuję za pocieszenie i za bardzo obfitą wiadomość:) Z tymi dziećmi wiem, co mówię, bo mamuśka szuka w tej dziedzinie i znaleźć jest bardzo trudno. W moim małym mieście boom na opiekunki wygasł, ludzie naprawdę nie mają pieniędzy. Myślalam wprawdzie o tym, żeby połączyć opiekję nad dziećmi(ale takimi od 5 lat wzwyż)z nauką angielskiego(jakieś rymowanki, piosenki-już zaczęłam zbierać nursery rhymes i uczyć się różnych wierszyków etc.). Nie wiem wprawdzie, czy byłoby zapotrzebowanie, ale...kiedy powiedziałam o tym kiedyś mojej lektorce angielskiego na studiach, to jej się ten pomysł bardzo spodobał...
OdpowiedzUsuńA co do bycia internetowym ekspertem-hmmm, niestety moje studia są zbyt ogólnikowe, nie jestem ekspertką w żadnej konkretnej dziedzinie. Wszystkiego zawsze mieliśmy "po trochu"-TROCHĘ językoznawstwa, TROCHĘ prawa, TROCHĘ historii...trudno byłoby znaleźć jedną, dominującą dziedzinę, o której mnogłabym powiedzieć, że się na niej znam. Myślałam jeszcze o jakimś pisaniu wypracowań, ale od mojego chodzenia do szkoły chyba znacząco zmieniły się wytyczne.
Korepetycje odpadają, gazety z mojego miasta są zawalone ofertami, mogłyby mnie tylko wyrożnić korepetycje/lekcje szwedzkiego, ale obawiam się, że nie byłoby chętnych:)
Nie potrafię postawić się ani, na Twoim miejscu, ani na miejscu Twojego ojca więc chyba nic nie napiszę.
OdpowiedzUsuńJednak napiszę, ale nie na temat :)
OdpowiedzUsuńPewnie w najbliższym czasie nie będę miała okazji do Ciebie zajrzeć, więc już dziś życzę Ci zdrowych, spokojnych świąt :)
nie każdy sie musi z nnim utożsamiać ;) ja też sie z nim nie utożsamiam, po prostu takie rzeczy siedza we mnie, czesto widze wsyztsko w tych złych kolorach, ale nie tiwerdze, ze swiat jest zły do spziku kosći :)
OdpowiedzUsuńCiekawy sposób przyjścia na świat, nie powiem... Ale faktycznie, dzięki temu jesteś w jakiś pokręcony sposób wyjątkowa. ^^ A jednocześnie człowiek jak każdy inny.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ojca... Nie wiem, jak to jest, ale naprawdę zależy Ci, żeby go poznać? W sumie to tylko geny, w rzeczywistości liczą się osoby, które Cię wychowały, tak mi się wydaje.
zasadniczo Kochana nie uważam firmy Eveline za ekologiczną i antyalergiczną i ect. i pamiętaj, nawet natura typu rumianek może nas uczulić.
OdpowiedzUsuńprzeanalizuj skład, jest coś co Ci szkodzi po prostu
i porównywanie Eveline do tych firm które Ci wysłałam moim zdaniem, to jak porównywanie malucha do mercedesa, i oczywiście mercedesem jest tutaj to co Ci wysłałam...
nie wiem co Ci doradzić, ale mając wrażliwą cerę na pewno nie sięgałabym po tak popularne i niskobudżetowe marki
To ten Twoj ojciec nie założył rodziny? Tylo praca jest dla niego najwazniejsza? A kto to jest A?
OdpowiedzUsuńCzytając to wyobrażałam sobie sytuacje w jakiej się znalazłaś. Staram się Cie zrozumieć i wiem ,że to dla Ciebie ciężkie. Nikt pewnie nie był by mega zadowolony z takiej sytuacji ,ale jednak Ty się nie poddajesz. Podziwiam Cie za to i za Twój sposób bycia.
OdpowiedzUsuńMasz szczęście ,że poznałaś tego A. Widać ,że daje Ci siłę i wspiera Cie na duchu.
Ogólnie jesteś świetną osobą i prowadzisz cudownego bloga. Często na niego wchodzę ,bo Twoje notki są dla mnie w pewnym stopniu inspiracją.
Powodzenia w dalszym życiu i stosunkach rodzinnych. Wesołych Świąt.
Na Twoim miejscu też bym chciała go poznać, nie zrażałabym się niczym, już taka jestem, po prostu byłabym Ciekawa jaki on jest, a jak by tak on sam wszystko odwlekał, z nerwów namierzyłabym tą jego pracę i grzecznie na niego zaczekała. Ja życzę Ci powodzenia.
OdpowiedzUsuńju-es-ej.blog.onet.pl
starałam się jak mogłam! :D
OdpowiedzUsuńnie chcę ryzykować. netbook jest na gwarancji, jakby coś się stało, to przynajmniej zaniosę go do miejsca gdzie go kupiłam i zrobią z nim, co trzeba.
OdpowiedzUsuń+ na zdjęciu jest mój notebook, który zostawiłam dla siebie. ma już koło dwóch lat, a netbookowi zdjęcia nie robiłam.
Tak sobie myślę, że... nie jestem pewna, czy naprawdę chciałabym poznać tego człowieka. Na pewno bym się z nim spotkała, ale z pewnością żadne z nas nie wspominałoby tego miło... Podziwiam Cię.
OdpowiedzUsuńCiekawość jest czasem silniejsza ;). Niekoniecznie chcę z TYM CZŁOWIEKIEM tworzyć jakąś relację, ale chcę choć raz się z nim spotkać.
UsuńRzeczywiście nie masz łatwo. Historia z narodzinami dość... intrygująca. Szkoda tylko, że masz przez to trudniej w życiu. A ten Twój ojciec to dupek. Przepraszam za to, co teraz powiem, ale myślę, że taki ojciec to żaden ojciec. Od zawsze uważałam, że rodzicami są ci, którzy się nami opiekują i traktują nas jak dzieci, a nie ci, którzy nas spłodzili. Nie sztuką jest zrobić sobie dziecko, sztuką jest je wychować. Trzymaj się, mam nadzieję, że ten Twój ojciec trochę dorośnie i zobaczy, co stracił, nie wychowując Cię ;)
OdpowiedzUsuńWszyscy mi mówią, że szukam problemów tam, gdzie ich nie ma, więc może coś jest na rzeczy:) Hmmm, musiałabym się ukierunkować i zdecydować, co bym chciała robić, bo wszystkich pomysłów naraz nie zrealizuję. Ale pomysł już jest...i cpróbować chyba nie zaszkodzi.
OdpowiedzUsuńSmutna ta cała historia... ale podoba mi się Twój wniosek, że zebrałaś najlepsze geny ze wszystkich ;) I tego się trzymaj! A Twój Ojciec niech żałuje!
OdpowiedzUsuńP.S. Dres + winko to zestaw idealny! :) życzę Ci idealnych Świąt mimo wszystko!
dziękuję Ci bardzo. :)
OdpowiedzUsuńHej. Nie mogłam wcześniej komentować. Odezwę się jak wyjdę ze szpitala. Że mną ok trzymają się o dziwo dobrze. Zostaw mi adres mailoy wyśle ci zaproszenie na priv. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń