Udało mi się w końcu zwlec z łóżka i poogarniać dom, łącznie z życiem. Kupiłam nawet kurtkę nową, bo stara miała rozmiar XS i kiedy oczywiste było, że podczas anoreksji nie był to dla mnie duży problem, teraz naprawdę zaczynałam się męczyć. W letniej kurtce było mi za zimno, a na 10-14 stopni zimowa to ciut za ciepła. Zresztą przyzwyczaiłabym się do niej i co zrobiłabym w mrozy? Oczywiście dopinać się dopinałam ledwo, ale ponieważ była tak strasznie ciasna, ograniczało to też swobodne ruchy krwi, co także powodowało, że marzłam. Tak, każde obcisłe spodnie, bluzki, wszystko jest nieodpowiednie, gdy jest zimno. Kiedyś mnie tego nauczono i rzeczywiście potwierdzam, że tak się dzieje.Zimniej mi w obcisłym sweterku, a cieplej w luźnej, zwykłej bluzeczce.
Oczywiście ze względu na angielski mam spore problemy finansowe, więc strasznie szczypałam się na nowy zakup, szczególnie, że musiała dojść do niego torebka i buty, gdyż nie wiem o co kaman, ale wszędzie tylko brązowe płaszcze, a nie miałam kompletnie nic w tym kolorze ^^'. Prawdopodobnie dlatego, że były to moje ostatnie zakupy zaszalałam i cieszyłam się, kiedy na inwentaryzacji wczoraj przetrzymali nas prawie 10 godzin. Z butów czuję się już rozgrzeszona:). Za tydzień może oczyszczę się z torebki ;P.
Jak Wam się podobają te botki?
Wiem, jednak,że nie uda mi się przeżyć jeśli nie znajdę drugiej pracy. A. proponował mi pomoc przy angielskim, ale nie chcę od niego brać określonej kwoty co miesiąc, jak jakieś kieszonkowe, czy opłata za usługi seksualne, brrr.
Wczoraj do domu wróciła też ciocia, ale zaraz po przebudzeniu zamiast się przywitać, zaczęła na mnie krzyczeć.Starałam się ją zrozumieć, w końcu dopiero co wyrwała się ze snu, ale zrobiło mi się strasznie przykro. Chciałam do niej napisać list, aby wytłumaczyć, co czuję, że nie wystarcza mi już jej przepraszam, ani tłumaczenie się, że próbuje nad sobą pracować, mimo że jest nerwowa. Co mi z jej przepraszam, jak po każdej awanturze ja potrzebuję kilku dni, aby wrócić do równowagi. Awantury z kolei są codziennie. Dziś już był telefon, że w domu nic do jedzenia nie ma. Śmieszne, bo jakimś cudem, jak wróciłam o północy zjadłam lekki obiad, dziś śniadanie i jeszcze na dziś mam też spaghetti. To jest nic? Bo bułka w zamrażarce to taki problem? Oczywiście niewyniesionych śmieci też się czepnęła, ale sama wychodząc nie wzięła. Taka tam hipokryzja.
Postanowiłam, więc napisać do niej list. Nie może tak na mnie sobie krzyczeć i myśleć, że po mnie to spłynie, jak przeprosi. Jednak, jak zaczęłam pisać, zrozumiałam ile jest we mnie do mnie żalu, ile przykrych słów już usłyszałam i że częściowo przyczyniła się do rozwoju moich zaburzeń. Zawsze była nerwowa, chociaż dopiero od niedawna wrzeszczy na wszystkich wokół. Wcześniej przeżywała także mocno każdą pierdołę, ale zamiast krzyczeć ryczała. Płakała jak dziecko, cokolwiek, by się nie zadziało. To ja musiałąm być ta silna, mnie ni wolno było się rozkleić, dbałam o nas obie, broniłam jej, jak babci odbiło, wzywałam do domu policję, zawalczyłam w sądzie o nasz lepszy byt. Co nie zmienia faktu, że czułam się wtedy najbardziej samotna na całym świecie. Miałam tylko 15 lat i musiałam ją pocieszać, a mnie? Mnie nawet nikt nie przytulił, nie powiedział, że dobrze robię, nie ukoił tęsknoty po psie, którego musiałam oddać. A kiedy zmarła babcia oberwałam w twarz jej uczuciami. Nie było ważne jak ja to przeżywam, ona musiała się wyżalić. Więc oberwałam oskarżeniami, że nic nie czuję, że jestem jakąś wiedźmą, że pewnie cieszę się z jej śmierci i czekała mnie też identyfikacja zwłok, bo ciocia nie była w stanie.
Ocknęła się. Zauważyła, że czuję jak próbowałam się zabić. Była zdziwiona na początku. Wieloletnia anoreksja, no jak to możliwe? No grymasiła trochę, ale żeby tak długo, żeby od razu chora? Nic nie zauważyłam! Lecz długo to nie trwało, zachorowała jej przyjaciółka i znowu, ona wpadła w panikę, choć to nie było nic groźnego, ja musiałam znosić jej nastrój, i znowu wyszło, że nic nie czuję, a przecież znam jej kochaną K. od małego.
Kurczę jest mi tak bliską osobą, a czasami nie mogę wręcz na nią patrzeć. Mam jej tyle za złe, że chyba już nie o wybaczenie chodzi. Nie mogę jej wybaczyć tego, że nigdy nie odgrywała roli, jaką na siebie wzięła, stając się moim opiekunem prawnym. Nie nadawała się do tego, nie była gotowa, wiem to, ale nie chcę przez resztę życia obrywać przez jej humorki. Nawet jak w górach była potrafiła krzyczeć na mnie przez telefon. To nie jest normalne.
Listu jej jednak nie dam. Za dużo chciałabym jej powiedzieć, a ona... nie umie tego przyjąć. Jak mówię, że czuję się tak i tak, w związku z tym i tym, co zrobiła, ona robi z siebie ofiarę, zaczyna płakać, krzyczeć, i twierdzi jaka to jest niezrozumiała. Lecz na pewno, po ponownym jej wybuchu zaproponuję jej leczenie. Nie może tak być, że ona się stara panować nad sobą od lat i czuje się usprawiedliwiona przez to, mimo że jej nie wychodzi... Koniec z tolerancją, dla mnie to już trochę za dużo... Nie musi już się mną opiekować, ani mnie wspierać, ale niech chociaż nie dokłada...
A aktualnie cieszę się, że wreszcie swój czas mogę poświecić na to co kocham :). Postanowiłam też założyć bloga stricte psychologicznego. Nie będę pisać tam często, ale mam sporo artykułów i sporo rzeczy, które chcę poznać, a nie chce mi się zajrzeć do książek bez wizji egzaminów ;/. Wiem, że trochę ich już mam, ale w sumie 2 bazują głównie na zdjęciach, zresztą nie podróżuję, ani nie tworzę, aż tak często, a ten blog cóż... przemienił się bardziej w prywatny. Poruszam tu zaledwie drobnostki związane z nauką, bo byłoby to już skierowane bardziej do konkretnych czytelników i podejrzewam, że moje żale by do tego już nie pasowały ;P. Mam jednak nadzieję, że i na tym nowym znajdziecie jakiś temat dla siebie. Tymczasem zapraszam na obejrzenie skalnego miasta. Zapisałam blog podróżniczy do konkursu fotograficznego. Dajcie znać, jak myślicie czy mam tam szanse ;).
Twoja ciocia jak moja mama. Pisanie listów jest dobrą rzeczą. Kilka razy pisałam listy do mamy, ale ostatecznie nie dawałam ich jej. Dzięki tym listom wyrzucałam z siebie negatywne emocje, pomoc chwilowa, ale zawsze lepsza niż nic.
OdpowiedzUsuńButy super! Lubię takie, ale cholercia obcasy powoli muszę eliminować :/
Myślę, że masz spora szansę :)
buty sa wprost urocze <3
OdpowiedzUsuńa z bliskimi nam osobami to tak wlasnie jest ze czesto nie potrafimy sie z nimi porozumiec
Skomentuję tylko pierwszą część wpisu, bo nie znając Cię ani twojego życia, nie na miejscu jest komentować. Przyznam, że nie wiedziałam o tym krążeniu krwi. Choć ma to sens :D Posłucham Cię i sprawdzę to, bo jestem takim zmarźluchem, że jak się sprawdzi na mnie, to chyba wymienię szafę na zimę :P
OdpowiedzUsuńchyba dlatego kocham swetry z włóczki,<3
OdpowiedzUsuńZ osobami które się kocha zazwyczaj jest tak, że tak samo się ich nie nawiedzi. Wiem to po sobie. A już jak człowiek jest zwyczajnie upierdliwy to nie ma się co dziwić. Dystans w takich sytuacjach mimo wszytko jest zbawiennym, ale nie zawsze możliwy. Powodzenia.
buty masz cudowne ;) uwielbiam kupować buty, to prawie nałóg ;p
OdpowiedzUsuńTwoja ciotka jest bardzo trudną osobą... Ciężka sprawa mimo że jest Ci bliska.
~Kocia
Fajne buty, ale ja bym się chyba w takich zabiła ^ ^ No raczej na pewno :P
OdpowiedzUsuńCo do ciotki... to nawet nie wiem co powiedzieć...
Ja takich butów nosić nie moge, ze względu na kręgosłup
OdpowiedzUsuńkomentarze widać, ale po mojej moderacji.
OdpowiedzUsuńjeśli ktoś pisze z mylogowego konta publikują się od razu, inaczej podlegają mojej moderacji.
To ja cię przytulam w tym momencie, bo dużo przeżyłaś:( Botki fajne, ale na jesień, bo w zimie, gdy są śniegi bym się w nich zabiła:)
OdpowiedzUsuńJa jestem okropny zmarzluch czy to jesień czy zima zawsze ubieram się na cebulkę. Buty mi się podobają są fajne i na pewno wygodne gdyż są na niewielkiej platformie,a na platformie zawsze wygodnie się chodzi bo noga się tak nie męczy.
OdpowiedzUsuńCo do ciotki to brak mi słów.
Pozdrawiam.
Ja na jesień i zimę zawsze ubierałam się na cebulkę ale teraz mi gorącooo wiecznie ;D
OdpowiedzUsuńprzykra sprawa z ta ciocią... nie wiem czy na dłuższą metę bym to zniosła :(
OdpowiedzUsuńJesteś zajebiście silna że to jeszcze wytrzymujesz, podziwiam cię. A buty fajne, ja miałam na takim samym obcasie (czarnym) w tamtą zimę i nie zabiłam się na nich nawet jak śniegu było po kolana ;D
OdpowiedzUsuńJa nie wiem czy nie lepsza byłaby rozmowa...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o buty, to zupełnie nie mój styl.
P.S. Oooo... ciasto francuskie to podobno udręka w robieniu... dlatego sama kupuję w sklepie :) ułatwiam sobie życie! Powodzenia :)
a więc chyba zacznę być "bliżej Ciebie" z racji, że w przyszłym tygodniu rozpoczynam studia:psychologie:) może czasem mi podpowiesz co i jak:D
OdpowiedzUsuńButy fajne, też za takimi się rozglądam :)
OdpowiedzUsuńCo do cioci, nie wiem co powiedzieć.
Ja ostatnio mówię co czuję. Zawsze, nawet jak miałoby to pogorszyć atmosferę.
OdpowiedzUsuńButy fajne, ale nie w moim stylu. (chociaż ciężko znaleźć coś w moim bo ja obcasy czy koturny od święta zakładam :D )
Pisałaś u mnie o testach .... czekam na dalsze info :)
Może rozmowa to jest lekarstwo na problemy?
OdpowiedzUsuńA buty niezłe, nie za wysoki obcas? :)