Może to, że go już nie potrzebuję? Może to, że tak rzadko jest przy mnie? Albo to, że nie zawsze rozumie, kiedy potrzebuję jego wsparcia, zamiast kopniaka? A może po prostu fakt, że zmieniam się bez niego?
Nie wiem, kiedy zauważyłam, że z A. trochę się oddaliliśmy. Mam jednak wrażenie, że to ja się oddaliłam nieco od wszystkich. Interesuje mnie zarabianie kasy, bo inaczej popadnę w długi, nie mówiąc już o tym, aby czasem sobie coś kupić i chyba właśnie ta praca mnie zmienia. Dorastam, staję się poważniejsza, a jednocześnie jeszcze bardziej żywiołowa. Zaczęłam się nawet malować, co po okresie używania jedynie kredki do oczu i błyszczyka, jest niebywałą zmianą. Podejrzewam, iż taką jakiej A. nie polubi. Pokochał prostą, nieśmiałą, naturalną dziewczynę, a stoi przed nim lider, kierownik, umalowana, dojrzała kobieta, która chce osiągnąć znacznie więcej od niego.
Wiem, nigdy nie powie, że w czymś mi brzydko. Nigdy nie powie, że mam się nie rozwijać, ale czasem mam wrażenie, że pragnie zamienić się ze mną miejscami. Wspomina, jakie on miał szanse będąc studentem, jakimi żył marzeniami. Teraz jest mój czas, jego się skończył. To boli. Mnie też by bolało i mam świadomość, że na niektóre rzeczy, jeśli nie zrobię ich teraz, będzie już za późno, ale to nie zmienia moich wobec niego planów. Co więc przeszkadza?
Coraz mniej ze sobą rozmawiamy. Nigdy nie ma na to czasu. Nie wie, więc nawet co robię w kierunku spełnienia marzeń, jak to na mnie wpływa, ani kim się staję. Na chacie on nie lubi rozmawiać, jak do niego przyjeżdżam, zazwyczaj to jedyny moment dla niego na posprzątanie, pranie itd. Twierdzi, że lubi patrzeć, jak jestem obok, że moja obecność to dla niego dużo. Problem rodzi się, jednak w moich sekretach, których nie mam czasu wypowiedzieć. On pracuje w jednej firmie, ma innych klientów dziennie, ale robi to samo. Ja wyjeżdżam to tu, to tam, poznaję nowych ludzi, dostaję nową szansę na studiach, mam nowy pomysł. To wszystko mnie strasznie zmienia, a on nie ma nawet, jak się o tym dowiedzieć, bo kiedy? Mam krzyknąć mu do ucha podczas odkurzania: Hej Misiek, dostałam się do koła naukowego??? Albo może, kiedy gmera przy motorze walnąć, że zaczynam jeść mięso po 8 latach?
Starajmy się poznawać swoich bliskich codziennie. Ludzie za szybko się zmieniają, by brak szczerej rozmowy mógł pozostać bez znaczenia. Może wydawać się tylko, że uścisk, spędzenie razem czasu w jednym pomieszczeniu, czy nawet spanie razem w jednym łóżku, to wszystko, czego nam trzeba. Potem jednak nawet nie wiedząc kiedy, budzimy się obok znajomej twarzy, a nieznanej osoby.Relacja z kimś to też nauka i praca. Nie odrabiając prac domowych, czy biorąc urlop, można kogoś stracić.
To powoduje kolejną rzecz - zaczynam gderać i zwierzać się komu innemu. A gdy ten jest zawsze na miejscu, to po co próbować się przebijać do niedostępnego A.? Niedługo w moim życiu zajdą kolejne zmiany -> dodatkowe sporty, kolejna rzecz, jaka zacznie nas dzielić. Może rzeczywiście nasza różnica wieku nie jest odpowiednia, na tych etapach życiowych. Ponoć człowiek najmocniej zmienia się między 20, a 25 rokiem życia. Skoro on jest już ustabilizowany, niekoniecznie może rozumieć to, jakiego pędu u mnie to wszystko nabiera? Może, ale ja bym znalazła czas, aby się zatrzymać i spędzić z nim trochę czasu, on już niekoniecznie, bo w zasadzie inaczej sobie to spędzanie czasu wyobraża. Dla niego przecież to takie oczywiste, że jak kombinuje coś w garażu z kumplem, to przecież mogę posiedzieć z nimi. Proste, prawda? Po co komu rozmowy, czy spojrzenie w oczy, to przereklamowane. Można rozmawiać i mając przed oczyma komputer.
Jutro zobaczymy się po raz pierwszy odkąd wróciłam z Czech, a wcale się nie cieszę... Ja się boję... Nie mam ochoty na kontakt fizyczny, nie wiem, jak mu to wszytko powiedzieć, jak sprawić, aby też się otworzył. Nie chcę wyjść na egoistkę, która będzie sama tylko gderać. Jednak wiem też, że prawdopodobnie znów będzie czymś zajęty i kompletnie nie wiem, czy mnie wtedy szlag po prostu nie trafi. A. niby czuje, że coś jest na rzeczy, bo sam z siebie zaczął do mnie pisać, witać się, żegnać, życzyć miłej pracy. Wzruszające. Zobaczymy, co będzie dalej, ale mnie się wydaje, że A., raczej na poważny związek nie dojrzał, choćby z tego względu, że nie ma na niego miejsca w kalendarzu. Powiedział, co prawda, że ja tęsknię, bo nie mam nic do roboty, ale dziś to już chyba nieaktualne. Haruję, jak wół, a mimo to potrafię o nim pomyśleć, więc to chyba nie w tym tkwi szczegół. On czasu trochę też ma, ale ja jestem tak przy okazji. Przy okazji oglądania filmu z kumplem, przy okazji robót domowych, przy okazji imprezy... A z takiego układu wolę się wypisać.
Straciłam też chyba przyjaciółkę... Odkąd się wyprowadziła praktycznie nie ma z nią kontaktu. Na chaty nie wchodzi gadać nie za bardzo może przez tel przy swoim facecie, na którego często gadać potrzebuje, więc pozostają nam te nieliczne spotkania, gdy przyjeżdża do mojego miasta załatwiać, co nieco. Raz zaproponowała mi, abyśmy spotkali się w 3 z moim A., bo jego też rzadko widuję, wtedy jednak stwierdziłam, że pogodzę jakoś oba spotkania, lecz gdy przyjeżdżała jakiś czas temu, wypadł mi angielski, i z A. nie widziałabym się kolejny tydzień, chcąc poświęcić trochę czasu przyjaciółce. Tym razem sama, więc jej to zaproponowałam, ona się zgodziła, stwierdziła, że nie ma sprawy. Nadszedł dzień jej przyjazdu, a tu cisza. Pomyślałam, że jak często to bywa zmieniła plany, bo to człek zajęty i odezwie się, jak będzie mogła. Nic z tych rzeczy! Po tygodniu z hakiem od niedoszłego spotkania, zaczepiłam ją na fb, z pytaniem o co chodzi, że mogła dać znać chociaż, że nie przyjeżdża, bo ja czekałam. Wiecie, co napisała? Że owszem była w Warszawie, ale nie chciała spotkać się z A., więc nie napisała do mnie... O tyle, o ile rozumiem, że ktoś może nie chcieć spotkania w szerszym gronie, o tyle nie pojmuję, jak przyjaciółka może wykręcić taki numer. Już nawet rozumiem, że wolała odpuścić spotkanie, czy coś, ale żeby nic mi chociaż potem nie napisać, nie wytłumaczyć? Chyba stałyśmy się obcymi sobie osobami. Skoro nie rozmawiam sobą, a jak rozmawiamy to nie potrafimy być obie szczere, nic tu po mnie. Żałuję, jak cholera, ale nie mam nawet jak zawalczyć. Napisałam jej, że nie robiłabym jej wyrzutów,że boli mnie to tylko, że się nie odzywała tak długo, że się martwiłam i że nie umiała powiedzieć mi prawdy. Oczywiście nie odpisała. W jej życiu zabrakło dla mnie miejsca.
Może dlatego ja teraz poświęcam się tak pracy? Póki człowiek, wie gdzie dążyć, zna swoją wartość i jest zadowolony z tego, co robi, to co go może zniszczyć? W miejsce starych ludzi zawsze pojawiają się nowi. Więc skąd to poczucie przejmującego strachu, że już niedługo nastąpi pożegnanie z A.?
Jutro zobaczymy się po raz pierwszy odkąd wróciłam z Czech, a wcale się nie cieszę... Ja się boję... Nie mam ochoty na kontakt fizyczny, nie wiem, jak mu to wszytko powiedzieć, jak sprawić, aby też się otworzył. Nie chcę wyjść na egoistkę, która będzie sama tylko gderać. Jednak wiem też, że prawdopodobnie znów będzie czymś zajęty i kompletnie nie wiem, czy mnie wtedy szlag po prostu nie trafi. A. niby czuje, że coś jest na rzeczy, bo sam z siebie zaczął do mnie pisać, witać się, żegnać, życzyć miłej pracy. Wzruszające. Zobaczymy, co będzie dalej, ale mnie się wydaje, że A., raczej na poważny związek nie dojrzał, choćby z tego względu, że nie ma na niego miejsca w kalendarzu. Powiedział, co prawda, że ja tęsknię, bo nie mam nic do roboty, ale dziś to już chyba nieaktualne. Haruję, jak wół, a mimo to potrafię o nim pomyśleć, więc to chyba nie w tym tkwi szczegół. On czasu trochę też ma, ale ja jestem tak przy okazji. Przy okazji oglądania filmu z kumplem, przy okazji robót domowych, przy okazji imprezy... A z takiego układu wolę się wypisać.
Straciłam też chyba przyjaciółkę... Odkąd się wyprowadziła praktycznie nie ma z nią kontaktu. Na chaty nie wchodzi gadać nie za bardzo może przez tel przy swoim facecie, na którego często gadać potrzebuje, więc pozostają nam te nieliczne spotkania, gdy przyjeżdża do mojego miasta załatwiać, co nieco. Raz zaproponowała mi, abyśmy spotkali się w 3 z moim A., bo jego też rzadko widuję, wtedy jednak stwierdziłam, że pogodzę jakoś oba spotkania, lecz gdy przyjeżdżała jakiś czas temu, wypadł mi angielski, i z A. nie widziałabym się kolejny tydzień, chcąc poświęcić trochę czasu przyjaciółce. Tym razem sama, więc jej to zaproponowałam, ona się zgodziła, stwierdziła, że nie ma sprawy. Nadszedł dzień jej przyjazdu, a tu cisza. Pomyślałam, że jak często to bywa zmieniła plany, bo to człek zajęty i odezwie się, jak będzie mogła. Nic z tych rzeczy! Po tygodniu z hakiem od niedoszłego spotkania, zaczepiłam ją na fb, z pytaniem o co chodzi, że mogła dać znać chociaż, że nie przyjeżdża, bo ja czekałam. Wiecie, co napisała? Że owszem była w Warszawie, ale nie chciała spotkać się z A., więc nie napisała do mnie... O tyle, o ile rozumiem, że ktoś może nie chcieć spotkania w szerszym gronie, o tyle nie pojmuję, jak przyjaciółka może wykręcić taki numer. Już nawet rozumiem, że wolała odpuścić spotkanie, czy coś, ale żeby nic mi chociaż potem nie napisać, nie wytłumaczyć? Chyba stałyśmy się obcymi sobie osobami. Skoro nie rozmawiam sobą, a jak rozmawiamy to nie potrafimy być obie szczere, nic tu po mnie. Żałuję, jak cholera, ale nie mam nawet jak zawalczyć. Napisałam jej, że nie robiłabym jej wyrzutów,że boli mnie to tylko, że się nie odzywała tak długo, że się martwiłam i że nie umiała powiedzieć mi prawdy. Oczywiście nie odpisała. W jej życiu zabrakło dla mnie miejsca.
Może dlatego ja teraz poświęcam się tak pracy? Póki człowiek, wie gdzie dążyć, zna swoją wartość i jest zadowolony z tego, co robi, to co go może zniszczyć? W miejsce starych ludzi zawsze pojawiają się nowi. Więc skąd to poczucie przejmującego strachu, że już niedługo nastąpi pożegnanie z A.?
Skąd ja znam te historie z przyjaciółką... Tyle lat a ja dalej nie mogę się pozbierać... Druga właśnie mi za granicę wyjechała i miło nie jest.
OdpowiedzUsuńCo do A. to jaka to różnica wieku, że ma mieć ona takie znaczenie?
Ja bym mu wygadała, co myślę o spotkaniach w biegu. Co pomyśli to pomyśli, ale czemu Ty się masz męczyć, a on nawet tego nie odczuć.
A może już wolisz tego drugiego i dlatego z A. jest tak jak jest?
Trzymam kciuki, żeby stało się tak, byś była szczęśliwa:*:)
Uważaj Mono, żeby praca nie stała się ucieczką od przykrej codzienności, bo tak się powoli chyba troszkę dzieje, prawda?
OdpowiedzUsuńAle przede wszystkim - nie spisuj wszystkie na straty od razu! Każdy człowiek się zmienia, istotą jest by podczas tych zmian "docierać" się, "szflifować" razem z tą drugą osobą, żeby nagle nie było między Wami przepaści.
Porozmawiaj z Nim koniecznie, nie odkładaj tego do następnego tygodnia, następnego spotkania! Na najbliższym spotkaniu zagadnij i po prostu mu powiedz, że chciałabyś szczerze porozmawiać.
Nic innego Was nie uleczy jak tylko szczera rozmowa. To nie jest tak, że dawny A. i dawna Ty zniknęliście! Musicie to w sobie odnaleźć, odkopać.
Trzymam kciuki, bo jesteście zbyt wspaniałą parą, żeby to się posypało. Ty jesteś zbyt wspaniała, nie zasłużyłaś na to! ;)
Kochana... widzę że u Ciebie jest podobnie jak u mnie kiedyś tylko na odwrót. Kiedyś wdawałam się w wir pracy, dostałam awans na managera zespołu...tak się z tego cieszyłam, że potrafiłam po 13 godzin dziennie siedzieć w pracy. Bo godzinówka większa, bo może jakaś premia wpadnie...dodatkowo studiowałam dziennie europeistykę i zaocznie budownictwo. Mój wtedy jeszcze narzeczony był trochę z boku.. właściwie mieszkając razem tylko spaliśmy wspólnie... bo on pracował od 7-15 a ja od 8-21 (często).
OdpowiedzUsuńMogliśmy pozwolić sobie właściwie na każdą zachciankę. I to ja byłam wtedy głową rodziny.. Życie jednak poukładało inaczej moją karierę... i to teraz mój obecny M ma do mnie pretensję, że popsułam się..że kiedyś byłam dwa kroki przed nim a teraz jestem dwa za nim. Wypaliłam się i postarzałam przez ten rok. Nie mam na to wpływu. I też potrzebuję zmian...koniecznie, bo ten toksyczny związek mnie wykończy jeszcze bardziej.
Z A. porozmawiaj...powiedz co czujesz, może to kwestia tak długiej rozłąki, że zastanawiasz się czy jeszcze coś was łączy? Może warto pomarudzić, tupnąć nogą i się poprawi? Zawsze warto spróbować :)
U mnie jest tak, że mąż cały dzień pracuje, rozwija się. Ja jestem w domu z dzieckiem. Widzę jak czasami jest zamknięty i nie chce nawet gadać. Więc rozumiem twojego A. Bo z czasem chce się po prostu zrezygnować.
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym trochę dorosnąć. Mam dość bycia dzienną studentką beznadziejnej szkoły na mizernym utrzymaniu rodziców. Czuję się tak, jakby nic w moim życiu nie zależało ode mnie...I nie wiem,jak to przerwać.
OdpowiedzUsuńW sprawie faceta nie mogę Ci niestety doradzić, ale wydaje mi się, że albo macie kryzys, albo to nie to.
A co do przyjaźni, już wiem, że nie ma co na nią liczyć:(
Przepraszam za moje przygnębiające teksty. Życie nie nastraja optymistycznie.
Trzymaj się, pozdrawiam.
co do malowanie, to rzadko, bo rzadko, ale jednak się maluję i chłopcy z mojej kl;asy są wielce zdegustowanie/zdziwieni tym faktem, chociaż żadnych praw do mnie ruszczyć sobie nie mogą, wiec twojego A. to w pewien sposób tłumaczy. Ciesz się życiem, i swoją wartością. Niech to on chociaż raz zakapuje, ze coś nie teges. Trzymam kciuki. A i jeszcze jedno Nigdy, ale to nigdy nie rezygnuj ze swoich planów i ambicji d;a facetów, ani dla nikogo innego Nie są tego warci. Nie popełniaj tego błędu, bo potem możesz żałować tak jak ja. Postaw na siebie. Wierzę w ciebie twoją wolną, silną wolę. Dawaj Mono i wychowaj go sobie. A związek bez rozumów to chyba pierwszy krok do jego upadku.
OdpowiedzUsuńByć może w waszym związku nadszedł kryzys - i pytanie brzmi, jak to teraz rozegrasz. Czy kochacie się na tyle mocno, żeby taka rzecz nie sprawiła wam problemów? Myślę, że takie kwestie są do przegadania, zawsze przecież istnieją dobre argumenty na zmianę. Co do przyjaciółki, spróbuj jej dać jeszcze jedną szansę. Jak stwierdziła ostatnio moja psycholog - powinnaś porozmawiać z nią, bez wyrzucania jej win, tylko podkreślenia swoich uczuć. Mimo, że uważam to za kompletną bzdurę, to powoli sama się zbieram do tego, by tak przedstawiać innym sprawy. Realizujesz się, to dobrze! Ale pamiętaj o tym, że często te rzeczy znikają i wtedy człowiek orientuje się, że pozostał sam. Dlatego warto o pewne rzeczy walczyć, ale też nie przesadzajmy - jeżeli uczucie między Tobą o Twoim ukochanym wyczerpało się, to lepiej odpuścić sobie seanse obrzydzenia, w których będziesz się zmuszać do jakiegokolwiek kontaktu. Odpowiedz sobie na proste pytanie - czy nie widzisz już miejsca dla A. w swoim życiu?
OdpowiedzUsuńJeżeli mogę coś dopowiedzieć o swojej sytuacji to jestem po drugiej stronie. Czuję się niespełnioną życiową osobą. Mam wrażenie, że stoję w miejscu. A przecież kończę kurs na prawo jazdy, skończyłam dwa kierunki, podjęłam się dwóch wolontariatów. I tak czuję niedosyt, bo nie mam pracy związanej z moim zawodem. I tak źle, i tak niedobrze. Daj znać, jak rozmowa z A.!
Ale się tu pozmieniało... Nie wyświetlało mi się okienko dodania komentarza, ale po zmienię przeglądarki już chyba wszystko jest okej. :)
OdpowiedzUsuńHmm, z tego wynika, że rzeczywiście oddalacie się od siebie, Ty jesteś ambitna i pracowita, ale może troszkę zaniedbujesz inne sprawy? Dbaj o ten związek i nie pozwól wam się jeszcze bardziej oddalić, bo tak kochającego i wyrozumiałego mężczyznę jak Twój A. naprawdę trudno znaleźć. A jeśli bardzo się kochacie to na pewno zwyciężycie ten kryzys. :)
Po przeczytaniu notki zrobiło mi się jakoś smutno. Co do A. najlepiej szczerze pogadać i powiedzieć o swoich wszystkich odczuciach, nawet jesli miałoby to zabrzmieć kolejny raz. Razem możecie zdecydować, co można zmienić, poprawić, do czego razem dążyć. Trzymam kciuki! :) A co do "przyjaciółki"...Sama kilka razy byłam w podobnej sytuacji - dobijające, ale najlepiej starać się nie myśleć nad tym dużo, bo Ty chciałaś się z nią spotkać, a ona to zwyczajnie olała, szkoda czasu, myśli i nerwów na takich ludzi.
OdpowiedzUsuńJA tak pół dnia myślę co powinnam Ci napisać... I w sumie nie wiem co doradzić. Kwestia tego jak bardzo kochasz A. i czy uda Ci się znaleźć kompromis miedzy spełnianiem siebie a byciem z nim..
OdpowiedzUsuńZaszło u Ciebie wiele zmian, więc nic dziwnego, że niektóre elementy Twojego dawnego życia przestają pasować. Może trzeba więc je wymienić, a może wystarczy tylko nieco przerobić.
OdpowiedzUsuńSmutny byłby taki koniec związku. Musisz się zastanowić, czy warto próbować to ratować. I jeśli uznasz, że tak, to działaj.
Powinniście mieć czas tylko dla siebie, a nie przy okazji dla kumpla, odkurzacza i motoru. To trochę takie stawianie siebie na wzajem na dalszy plan. Przynajmniej tak ja to odczuwam, może się mylę, bo każdy związek chyba działa na innych zasadach (chociaż sama mówisz, że się oddaliliście). Następnym razem zamiast iść na imprezę, to zostańcie w domu i nawet poleżcie w łóżku i pogadajcie. W życiu przydaje się taki chill.
OdpowiedzUsuńLudzie przychodzą a potem zazwyczaj odchodzą, masz rację, na ich miejsce pojawiają się inni. U mnie to kwestia silnej sympatii oraz przyzwyczajenia do tych co już byli sprawia mi ból że już ich nie ma, po czym chamuje by tak samo zaufać nowym znajomościom, z obawy że i oni kiedyś mnie zostawią. A jeśli chodzi o A., po prostu słuchaj swojego serca. Obmyśl wszystko jeszcze raz i na poważnie. I tak jak Potworek już napisał, jeśli tak mało czasu macie, to jak już go macie, nie myślcie o kumplach, imprach czy odkurzaniu, a bierzcie go tylko i wyłącznie dla samych siebie. Moim ydaniem dla szczęśliwego związku to trzeba nawet z czegoś zrezygnować.
OdpowiedzUsuńjesli cie kocha to powinien sie cieszyc z tego ze jego kobieta sie rozwija i spelnia marzenia
OdpowiedzUsuńjesli tego nie potrafie docenic to on ma problem nie ty
za ladny usmiech nikt pieniedzy ci nie da, trzeba sie poswiecac i czasami wyprowac sobie zyly, zycie
Ja z R. też się teraz rzadziej widujemy, ale wpłynęło to na nas pozytywnie, R. jest osobą strasznie uczuciową i troskliwą. Jak przyjedzie to ciężko go od siebie odkleić. Oczywiście pierwszy tydzień przegiął, albo raczej to ja byłam przewrażliwiona, nie potrafiłam zrozumieć że faktycznie muszą wszystko pozałatwiać, teraz jak pracują już na luzie i wszystko jest na swoim miejscu, to jest bardzo dobrze. Porozmawiaj z A. szczerze, powiedz co czujesz. Przecież się kochacie... Na pewno jest jakieś rozwiązanie, a może A. nie zauważył że traktuje Cię jako dodatek, może wydaje mu się że tak ma być... Porozmawiaj.
OdpowiedzUsuńnie nie nie, złe myślenie.
OdpowiedzUsuńJeśłi się kochacie on zrozumie Twój pęd i starania. Dążenie do marzeń.
W dzisiajszych czasach karieia i stabilność fifnansowa jest ważna.
Ale - no właśnie, jest pewne "ale". Nie można zapominać o rodzinie, przyjaciołach, narzeczonym (chłopaku)...
I nie w tym rzecz, że Ty o nim myślisz. Ok, to dobrze, ale on o tym nie wie.
Musicie znaleźć trochę czasu dla siebie. Na pogadanie, ale na osobności - nie przy kumplach, telewizorze, czy w garażu.
Nie - musisz mu to powiedzieć. Szczerość to podstawa związku.
Zawsze możesz pomarudzić, że brakuje Ci randki, jakiegoś wieczornego wyjścia na pizze, herbatę czy lody. I wtedy macie szansę pogadać.
To dobre rozwiązanie, kiedy wiesz, że ciężko będzie z nim pogadać w domu.
Różnica wieku nic to nie znaczy. Dla miłości to tylko nic nieznaczące liczby. Liczy się to co macie w sercach.
Oboje popełniacie błędy, ale przecież na tym polega życie. Każdy je popełnia. Błędy są dowodem na to, że się starasz.
Nie warto żałować tego co było i na zapas rozmyślać o tym co będzie. Nie ma sensu pisać na straty długiego, poważnego związku.
Trzeba sobie wszystko wyjaśnić. Ty masz swoje racje, swoje odczucia - on ma swoje. Warto by było się tym podzielić ze sobą.
Tak więc nalegaj na rozmowę, nie pozwól mu się zająć czymś pobocznym. Niech spojrzy na CIEBIE. TYLKO.
Co do przyjaciółki - zachowała się niepoważnie.
Ale też nie skreślaj jej od razu. Może ma problemy, może ma doła i właśnie teraz najbardziej Cię potrzebuje.
Zaproponuj jej spotkanie we dwie na kawę, herbatę - cokolwiek. I pogadaj od serca.
Może nie chciała gadać przy chłopaku, bo to babskie sprawy.
Co nie zmienia faktu, że powinna napisać.
Nie skreślaj niczego i nikogoko po jednym incydencie - ludzie popełniają błędy.
Ale tak wiele można stracić przez jedną nieodpowiednią decyzję. Teraz dopiero to dostrzegam.
Zycie jest zbyt kruche, żeby tak łatwo rezygnować ze szczęścia.
Wszystkie to przeżyłyśmy czasami ciężko zapomnieć, czasami się tęskni, a czasami żyjemy dalej i już
OdpowiedzUsuńWszyscy idą na przód kochana, to jest kwestia nieulegająca wątpliwości. Może faktycznie przerosłaś swojego A.? Może gdzieś po drodze, nim zauważyłaś, Wasze drogi się rozeszły? Nie namawiam do rozstania (Boże broń!). Po prostu kiedy zaczyna się patrzeć na niektóre sprawy z dystansem, widzi się je bardziej klarownie.
OdpowiedzUsuń"If what they say that
"Nothing is forever"
Then what makes,
Love the exception?"
Prawda jest taka, że miłość też się czasem kończy, może po to, by zrobić miejsce dla czegoś lepszego? Rozwijasz się, sprawia Ci to przyjemność. Tak jak powiedziałaś, to jedyna szansa w życiu, szkoda ją zaprzepaścić.
Co do przyjaciółki, to już nawet nie będę rozwijać tematu... Brak słów na takie zachowanie...
Kotek, ja o przyjaciółce, bo bym była straszną hipokrytką, jakbym tego nie napisała. Pamiętasz jak ja się nie odzywałam? Pamiętasz. Głupio, mega głupio i do tego żadnego sensownego usprawiedliwienia. "Jakoś tak w sumie wyszło.." Więc wyjaśnienia się odkładało na następny dzien, a potem następny i jeszcze następny, a potem było jeszcze bardziej głupio i się kółko zamykało. Ale zmierzam do tego, że... ja wtedy zrobiłam totalnie źle ale nie chciałam niczego złego. Obrazić Cię albo zranić, albo cóś. Tylko byłam głupia. Może ona też nie chciała niczego złego tylko po prostu... była głupia.
OdpowiedzUsuńZ moich doświadczeń wynika, że ludzie dużo częściej głupio robią niż chcą źle, szczególnie dla przyjaciół...
Problem polega na tym że napisałam do niej pełna wyrozumiałości. O nic jej nie oskarżałam, tylko powiedziałam dlaczego jest mi przykro i że chciałabym aby rozmawiała ze mną szczerze i co? I dalej się nie odzywa. Więc co ją mogę? Nie zmuszę jej do kontaktów ze mną.
UsuńWspaniale, że napisałaś, ale może... nie wiem? Myśli, co odpowiedzieć, bo jej głupio? Mnie by było. Aczkolwiek jakby mi głupio nie było zawsze mi łatwiej przepraszać kogoś pełnego wyrozumiałości niż kogoś, kto na mnie gromy ciśnie i każe spierdalać, bo jestem zero. Ale może po prostu daj jej troszkę czasu, może coś jej się popieprzyło poważnie, może ... nie wiem.
UsuńMoże też trochę projektuję z siebie na nią, ale no kurczę - ludzie z dnia na dzien bez powodu nie olewają przyjaciół...
Może ma jakiś burdel w głowie i potrzebuje go sobie ułożyć.
Cóż akurat znam jej sytuację i w zasadzie nigdy łatwa nie była, ale faktem jest, że odkąd wyjechała rzadko się do mnie odzywa i w zasadzie sama z siebie napisze tylko wtedy, jak coś się na łeb wali. Dlatego nie mam złudzeń ;)
UsuńChyba już wszystko w poprzednich komentarzach zostało napisane, ale ...
OdpowiedzUsuńMało macie czasu dla siebie ( właściwie z tego co piszesz to sam na sam z A. bardzo mało), a jak ludzie ze sobą nie przebywają, to coraz mniej ich łączy, coraz mniejsza jest potrzeba kontaktu. Więc faktycznie, zastanów się co czujesz i czego chcesz i koniecznie porozmawiajcie o zaistniałej sytuacji. Jak oboje chcecie być ze sobą, to mówi się trudno, ale z czegoś trzeba zrezygnować (z oglądania filmu z kumplem, czy spotkania z przyjaciółką) i znaleźć czas dla siebie.
Faktycznie chyba między 20-25 rokiem życia człowiek najszybciej się zmienia. Jednak jak jest się z partnerem blisko, spędza się ze sobą dużo czasu, dużo rozmawia, to parner jest "na bieżąco" z sytuacją i dostosowuje się, zmienia się razem z Tobą. U Was tego czasu zabrakło, ale myślę, że jak będziecie chcieli to wszystko można nadrobić :)